Oraz na trąbie zrobić supełek

Spread the love

Szykuję się do wyjazdu na spotkanie autorskie w Jaśle. Ode mnie to kawał drogi. Mam tam być dziś, a spotkanie mam jutro o ósmej rano. Będę jechała z przesiadką. Nie chce brać samochodu, bo podróż mnie zmęczy, a tak… poczytam sobie i popiszę w pociągu na laptopie. Spis rzeczy, które mam zabrać zrobiłam sobie wczoraj, ale jakoś dziwnie jestem niespokojna, że w ostatniej chwili czegoś zapomnę. Gdy w ubiegłym roku jechałam na zlot fanów twórczości Nienackiego zapomniałam… dokumentów samochodu, czyli jednej z ważniejszych rzeczy. Dwa lata temu jechałam prowadzić warsztaty dziennikarskie dla studentów pod Białymstokiem i zapomniałam… kurtki. Do samochodu wskoczyłam tak, jak stałam.
Teraz muszę pamiętać o laptopie, książkach na nagrody, quizach, zakładkach na prezenty, książce do czytania, a także kosmetykach, koszuli nocnej, szlafroku, kapciach itp., bo diabli wiedzą gdzie biblioteka załatwiła mi ten nocleg. Muszę naładować telefon. Pamiętać, by spakować ładowarkę. Wziąć aparat fotograficzny. No i papiery, na których wypisałam połączenia z Jasłem. By niczego nie zapomnieć snuję się po domu, pakuję do walizki i… recytuję pod nosem pewien wierszyk, licząc na to, że recytacja odniesie skutek, czyli niczego nie zapomnę. Jak na razie nigdy jeszcze nie zdarzyło się, bym wzięła wszystko. Owszem. Czasami rzecz, o której zapomniałam była drobiazgiem. Np. szczoteczka do zębów, którą można kupić po drodze, albo kart do pasjansa bez których mogę się obyć, ale… to też irytuje. Chcę, choć raz niczego nie zapomnieć. Recytuję, więc coraz głośniej…

Słoń Trąbalski

Był sobie słoń wielki – jak słoń.
Zwał się ten słoń Tomasz Trąbalski.
Wszystko, co miał, było jak słoń!
Lecz straszny był Zapominalski.

Słoniową miał głowę i nogi słoniowe,
I kły z prawdziwej kości słoniowej,
I trąbę, którą wspaniale kręcił,
Wszystko słoniowe – oprócz pamięci.
 
Zaprosił kolegów słoni na karty
Na wpół do czwartej.
Przychodzą – ryczą: „Dzień dobry, kolego!”
Nikt nie odpowiada,
Nie ma Trąbalskiego.
Zapomniał! Wyszedł!

Miał przyjść do państwa Krokodylów
Na filiżankę wody z Nilu:
Zapomniał! Nie przyszedł!
Ma on chłopczyka i dziewczynkę,
Miłego słonika i śliczną słoninkę.
Bardzo kocha te swoje słonięta,
Ale ich imion nie pamięta.
Synek nazywa się Biały Ząbek,
A ojciec woła: „Trąbek! Bombek!”
Córeczce na imię po prostu Kachna,
A ojciec woła: „Grubachna! Wielgachna!”

Nawet gdy własne imię wymawia,
Gdy się na przykład komuś przedstawia,
Często się myli Tomasz Trąbalski
I mówi: „Jestem Tobiasz Bimbalski”.

Żonę ma taką – jakby sześć żon miał!
(Imię jej: Bania, ale zapomniał),
No i ta żona kiedyś powiada:
„Idź do doktora, niechaj cię zbada,
Niech cię wyleczy na stare lata!”

Więc zaraz poszedł – do adwokata.
Potem do szewca i rejenta.
I wszędzie mówi, że nie pamięta!
 
„Dobrze wiedziałem, lecz zapomniałem,
Może kto z panów wie czego chciałem?”

 Błąka się, krąży, jest coraz później,
Aż do kowala trafił, do kuźni.
Ten chciał go podkuć, więc oprzytomniał,
Przypomniał sobie to co zapomniał!

Kowal go zbadał, miechem podmuchał,
Zajrzał do gardła, zajrzał do ucha,
Potem opukał młotem kowalskim
I mówi: „Wiem już, panie Trąbalski!
Co dzień na głowę wody kubełek
oraz na trąbie zrobić supełek”.
I chlust go wodą! Sekundę trwało
I w supeł związał trąbę wspaniałą!
 
Pędem poleciał Tomasz do domu.
Żona w krzyk: „Co to?!” – „Nie mów nikomu!
To dla pamięci!” – „O czym?” – „No … chciałem…”
– „Co chciałeś?” – „Nie wiem! Już zapomniałem!”
Jan Brzechwa

PS. Przyjaciółka twierdzi, że aby niczego nie zapomnieć trzeba pakować się kilka dni wcześniej. Niestety. W moim przypadku to nie działa. Też już próbowałam.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...