Droga Pani posłanko,
w przeciwieństwie do części społeczeństwa przeczytałam Pani tekst naprawdę uważnie. Dlatego nie proszę o deportację. Wiem, że nie o mnie Pani chodziło. Poza tym to mój kraj! Nawet, gdy rządzą nim niezbyt mądrzy ludzie. I nie zamierzam go porzucać dla kaprysu, by tym niemądrym ludziom go pozostawiać. Rozumiem co Pani chciała powiedzieć. Ale to zupełnie Pani nie wyszło. Myślę, że jednak nie przemyślała Pani sprawy. Po obejrzeniu filmu „Wołyń” (który ja też widziałam i o którym też pisałam, bo mój mąż jest aktorem i we wspominanym filmie zagrał Bohdana, który rozrywa końmi polskiego patriotę) miała Pani po prostu taki mętlik w głowie, że nie zapanowała Pani ani nad swoimi myślami ani językiem. Z jednej strony to rozumiem, bo film jest mocny, ale z drugiej strony szczerze zalecam najpierw przemyśleć, potem napisać, a jeszcze potem odetchnąć głęboko i kilka razy przeczytać to, co się napisało. Podobno grafomana i złego publicystę poznaje się po tym, że napisze i nie przeczyta własnego tekstu. Dobry publicysta przeczyta kilka razy, zwłaszcza pod kątem jak jego tekst mogą zinterpretować wrogowie. Ale zacznijmy od początku.
Napisała Pani o Wołyniu „nie znam tych ziem, ani żyjących tam ludzi. Połowa Polski w granicach sprzed 1939 jest nieznana współczesnym Polakom. Tak samo jak przeszłość i los żyjących tam Polaków. Tę niewiedzę i niepamięć zawdzięczamy przodkom politycznym panów Kwaśniewskiego, Millera czy Borowskiego, a im samym zresztą także.”
Wydaje mi się, że osoba, która nie zna tamtych ziem, czyli jak rozumiem nigdy nie była na Ukrainie i jak rozumiem nie ma tam znajomych ani przyjaciół, w ogóle nie powinna w tej sprawie zabierać głosu. Z tekstu wynika, że niewiele Pani wie na temat Ukrainy i Ukraińców. Co gorsza z tego samego Pani tekstu wnioskuję, że jeszcze mniej wie Pani na temat Polski i Polaków. Nie widzi Pani jacy jesteśmy? Wystarczy przyjrzeć się… sobie.
Napisała Pani: „Jak dotąd nie czytałam i nie słyszałam w polskich mediach pytania: kim są ci ludzie z Ukrainy, których w Polsce pracuje już ponad milion? Potomkami morderców? A jeśli tak, to czy uważają ludobójstwo, jakiego dopuścili się ich krewni na Polakach, za zło, które ich dzisiaj boli? A może są tymi, którzy za zarobione u nas pieniądze fundują na Ukrainie pomniki Bandery?”
Nie jest łatwo przyjechać z Ukrainy do Polski. W większości znanych mi przypadków przyjeżdżający tu Ukraińcy albo mają polskie pochodzenie albo… są to tacy ludzie, którzy chcą polepszyć swój los. Bywa więc, że zapłacili w łapę naszym rodakom żyjącym z wystawiania za pieniądze zaproszeń. Czyli są tu dzięki naszym (Pani i moim) rodakom żerującym na ludzkim nieszczęściu! Retorycznie tylko spytam, czemu nie martwi się Pani tym czy ci nasi rodacy odprowadzili podatek od zarobionych w ten sposób pieniędzy?
Wróćmy jednak do przyjeżdżających tu z Ukrainy. Tych o polskich korzeniach trudno posądzać o fundowanie za zarobione w Polsce pieniądze pomników Bandery, choć te posądzenia też padają. A jakże! Co z tymi drugimi? Podobnie jak my w latach osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych w Niemczech, tak i oni dziś w Polsce szorują nasze kible i podłogi za upokarzające stawki będąc co chwilę posądzanymi o kradzieże oraz… bycie właśnie banderowcami, bandytami lub przydrożnymi prostytutkami. Traktujemy więc ich tak, jak my byliśmy traktowani pracując w Niemczech, kiedy sławę Polsce za Odrą przynosiła Teresa Orlovsky, gwiazda filmów porno. Teraz ten sam zarzut bycia złodziejem, bandytą, prostytutką dość często spotyka przyjeżdżających ze wschodu Polaków! Zwłaszcza gdy przez pierwsze miesiące czy lata pobytu w Polsce mają akcent. To po akcencie od razu inni rozpoznają skąd oni są. A jeśli są ze wschodu to mogą być jedynie najgorszym sortem ludzi. Nawet nie Polaków. A już bron Boże prawdziwych Polaków! I to mimo posiadania nie tylko polskich korzeni, ale nawet typowo polskobrzmiących nazwisk. Mieszkający w kraju rodacy zapominają, albo nie wiedzą, że za wschodnią granicą po 1945 roku zostało sporo Polaków, którzy postanowili tam żyć. Oni nie opuścili Polski. To Polska ich opuściła. A teraz słowami takich posłów jak Pani, ta Polska pluje im dalej w twarz.
Mój mąż, który urodzi się w Moskwie, ale wychował na Ukrainie w rodzinie o polskich (ale też ukraińskich, słowackich i innych) korzeniach, do końca życia nie zapomni jak chodząca co tydzień do kościoła i żarliwie modląca się tam nasza sąsiadka wezwała na niego służby imigracyjne, by zbadały jego dokumenty. Czy aby na pewno przebywa w Polsce legalnie. Nie wystarczyło jej to, że jako polski aktor otrzymuje stypendium polskiego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na przygotowanie patriotycznego monodramu, który potem w 2013 roku był zresztą wystawiany w Muzeum Niepodległości 11 listopada.
Napisała Pani: „Wolni w swoim myśleniu i działaniu powinniśmy żądać od mieszkających i pracujących w Polsce cudzoziemców legalizowania pobytu i stworzyć skuteczniejszy mechanizm bezwzględnego egzekwowania tego obowiązku przez państwowe służby.”
To się już dzieje i działo. Zapomniała Pani o abolicji dla przebywających nielegalnie obywateli Ukrainy, która została przygotowana przez poprzedni rząd? Owszem. Nie wszyscy z niej skorzystali. Wielu bało się deportacji mimo zapewnień, że tak się nie stanie. Wychowani na Ukrainie ludzie nie wierzą władzy. Nawet jeśli jest to władza polska. I nie dlatego, że wtedy, gdy uchwalano abolicję u władzy była Platforma Obywatelska. Nie wierzą i teraz, gdy u władzy jest Prawo i Sprawiedliwość. Bo i to i to władza, a władza zdaniem ludzi wychowanych na wschodzie, zawsze kłamie.
Jeśli idzie o żądanie od cudzoziemców, by legalizowali pobyt, to chcę tylko Pani przypomnieć, że w USA nielegalnie przebywa około 60-80 tysięcy Polaków. Gdy w 2000 roku byłam w Stanach Zjednoczonych poznałam ich dość sporo. Żyją tam przez lata z daleka od ojczyzny. Pracują na fałszywych papierach. W świetle tamtejszego prawa przestępcy. A z ludzkiego punktu widzenia? Co Pani o nich sądzi? Nie zna Pani nikogo, kto by w Stanach przebywał nielegalnie? Nie słyszała Pani o żadnej znajomej znajomego? Córce sąsiadów? Czy dalekich krewnych? Jeśli tak, to proszę szybciutko poinformować o tym tamtejszy rząd. Przecież to przestępcy, a my z USA mamy umowy. Miła propozycja?
A Polska? Ludzie ze wschodu nie legalizują tu swojego pobytu, bo się boją. Trudno Pani zrozumieć ich strach? Ja, czytając Pani tekst, w ogóle się im nie dziwię. Proszę go przeczytać jeszcze raz wyobrażając sobie, że jest Pani nielegalnie przebywającą tu Ukrainką. Może tą Swietłaną Jakowlewą, która najpierw przebywała tu nielegalnie, potem zachorowała na raka, a potem umierając szukała polskiego domu dla swojej czwórki dzieci, by nie zostały deportowane na Ukrainę. W internecie nic nie ginie. Proszę korzystając z google znaleźć jej historię. Proszę sobie wyobrazić, że Swietłana żyje i napisany przez Panią tekst czyta teraz.
Napisała Pani: „powinniśmy wymagać od ateistów, prawosławnych czy muzułmanów oświadczeń, że znają i zobowiązują się w pełni respektować polską Konstytucję i wartości uznawane w Polsce za ważne. Niespełnianie tych wymogów powinno być jednoznacznym powodem do deportacji.”
Rozumiem, że tekst powstał z myślą o przyjezdnych i z troską o nasz kraj, bo boi się Pani muzułmańskich terrorystów walczących na rzecz tzw. Państwa Islamskiego. Wszyscy się ich boimy. Ale nie można każdego podejrzewać o najgorsze! Nie każdy przyjezdny jest terrorystą! Gdy przeczytałam te słowa zaczęłam się zastanawiać. Co Pani wie o swoim kraju i jego historii? Z Pani tekstu nie wynika, by była Pani świadoma, że przez lata Polska była krajem wielonarodowościowym i wielowyznaniowym. Nie tylko Polska Jana II Kazimierza, Jana III Sobieskiego czy Stanisława Augusta, ale też i ta XIX-wieczna ciemiężona przez zaborców, a także ta z dwudziestolecia międzywojennego. W Polsce mieszkali Niemcy, którzy kochali te miasta, mieszkali Tatarzy, a nawet Rosjanie, którzy pracowali dla tych ziem, że tyko nieśmiało wspomnę Sokratesa Starynkiewicza urzędnika zaborcy, który ma tu swój pomnik i grób na cmentarzu prawosławnym tłumnie odwiedzany przez Warszawiaków w okresie Zaduszek. Mieszkali tu Polacy, którzy niekoniecznie byli katolikami. Piszę to do Pani nie tylko jako żona człowieka o polskich korzeniach, który przyjechał tu z ukraińskim paszportem. Piszę to także jako osoba, która od lat zajmuje się genealogią własnej rodziny. O swoich przodkach wiem sporo i wiem, że mam w sobie krew niemal wszystkich europejskich nacji, a wśród moich antenatów byli i książęta i magnateria i szlachta, a także mieszczanie i włościanie. Byli wśród nich również wyznawcy niemal wszystkich religii, bo: kalwini, luteranie, wyznawcy prawosławia i unici. Nie wszyscy byli patriotami, choć nie brakowało powstańców listopadowych, styczniowych i warszawskich oraz uczestników walk w obu wojnach światowych i w wojnie polsko-bolszewickiej. Czy na pewno zna Pani wszystkich swoich pradziadów i prababki na tyle dobrze, by być pewną ich patriotyzmu i katolicyzmu i z taką stanowczością stygmatyzować przyjezdnych? Byłby to chyba pierwszy w Polsce przypadek posiadania przez stulecia czysto polskich i tylko katolickich korzeni. Gdzież się wobec tego Pani uchowała? Na pewno tutaj?
Czy znane są Pani takie postaci historyczne jak Berek Joselewicz? Żyd walczący w powstaniu Kościuszkowskim? Albo Józef Bielak? To samo powstanie, a nazwisko tylko pozornie polskie, bo był to Muzułmanin i Tatar. Czy słyszała pani o Leonie Sulkiewiczu? Bohaterze wojny polsko-bolszewickiej? Też był Tatarem! Czy słyszała Pani o takim człowieku jak Francesco Nullo? Włoskim pułkowniku, który w powstaniu styczniowym walczył o wolność „waszą i naszą”? Czy wie Pani, że przodek wielkiego polskiego bohatera narodowego Tadeusza Kościuszki otrzymał przywileje szlacheckie zapisane w języku ruskim? Mogłabym wymienić Pani jeszcze wielu znamienitych Polaków, którzy przodkowie kiedyś do Polski przybyli. Proszę samej sprawdzić skąd wzięły się w historii naszego kraju takie nazwiska jak: Traugutt, Bacciarelli, Norblin, Fontana, a także Chopin – „sercem Warszawianin”.
Komu zawdzięcza Pani tę balansującą na granicy ignorancji pogardę do własnego kraju, jego historii, korzeni i demografii? Czy tylko „przodkom politycznym panów Kwaśniewskiego, Millera czy Borowskiego, a im samym zresztą także.” Czy może jednak swojemu domowi, z którego jak wnioskuje po Pani tekście niewiele Pani wyniosła. A może winnym jest środowisko, w którym Pani przebywa?
Mam dużą wątpliwość czy czytała Pani książki na temat Wołynia, których tytułami Pani rzuca na prawo i lewo. Jestem natomiast pewna, że nie wie Pani nic o grających w filmie ukraińskich aktorach i ich motywacjach do wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu, ale to już pominę taktownym milczeniem.
W swoim tekście napisała Pani, że w rzezi wołyńskiej zginęło 60 tysięcy Polaków. Zapomniała Pani, bo to takie niewygodne, choć przecież zostało świetnie w tym filmie pokazane, że w II Rzeczpospolitej na tamtych ziemiach ci, którzy czuli się Ukraińcami, (a często mieli polskie korzenie) byli traktowani gorzej. I to właśnie było jedną z wielu przyczyn rzezi, w wyniku której polska strona też brała odwet, bo zginęło ok. 10 tysięcy Ukraińców. By przerwać zło, jakim jest nacjonalizm i nienawiść do drugiego człowieka spowodowaną jego odmiennością narodową czy religijną trzeba pisać ostrożnie i z poszanowaniem wszystkich racji! By takie wydarzenia jak ludobójstwo na kresach nigdy się nie powtórzyło nie powinno się siać nienawiści. A Pani tekst ją sieje! Zarówno wśród Polaków jak i Ukraińców, a także innych grup etnicznych, narodowościowych czy religijnych. Pani też w swoim tekście traktuje przebywających tu Ukraińców gorzej, a stąd naprawdę krok do… No? Do czego? Na dodatek pisząc o ukraińskich dyskusjach o filmie zacytowała Pani akurat takie dwie wypowiedzi. Igor Gawryłow: „W Polsce za rolę taką jak w filmie „Wołyń” spaliliby dom”. Jarosław Swatko: „To co dzieje się w Polsce, to dobrze założona praca rosyjskiej agentury”. Rozumiem. Inne wypowiedzi były niezgodne z Pani przekonaniami. Film „Wołyń” przez nacjonalistyczne środowiska Ukrainie został odebrany jako antyukraiński. Paradoksalnie nacjonalistyczne polskie środowiska odebrały „Idę” jako antypolską. Przypadek? Nie sądzę. Europa nacjonalizuje się. Nakręcona w ubiegłym roku w Niemczech komedia „On wrócił”, której głównym bohaterem jest Hitler, zjawiający się 70 lat po wojnie w Berlinie i przedstawiający swoje poglądy współczesnym Niemcom aż zostaje gwiazdą mediów, świetnie to pokazuje. Publiczność na filmie śmieje się, ale od połowy filmu jest to już inny śmiech. Tylko ci, którzy są u władzy mogą to nacjonalizowanie się Europy przerwać. Szkoda, że Pani nie chce zacząć tego robić. Szkoda, że dzieli Pani ludzi na lepszych i gorszych ze względu na pochodzenie, narodowość, wyznanie. Nie jestem pewna czy jest to prawe, a już na pewno nie jest to sprawiedliwe.
I tak już przez zwykłą ciekawość chciałam na koniec spytać: czemu wymyślone przez Panią oświadczenia o znajomości konstytucji mają składać jedynie „ateiści, muzułmanie i wyznawcy prawosławia”? Czemu wykluczyła Pani mariawitów, luteranów i kalwinów oraz zielonoświątkowców, baptystów, świadków jehowy, buddystów, pastafarian i innych? Za mało ich w Polsce? Według konstytucji wszyscy polscy obywatele są równi wobec prawa. A co do przyjezdnych i gości to obowiązują nas jeszcze Konwencja Genewska i Powszechna Deklaracja Praw Człowieka.
No ale spokojnie Pani poseł! Niech się Pani tak nie denerwuje. To czy przyjezdni są lojalni wobec naszej konstytucji i czy przebywają tu legalnie już jest sprawdzane. Wspomniana przeze mnie sąsiadka katoliczka wzywająca na mojego męża urząd imigracyjny, wielokrotnie policję, a także wytaczająca mu (na szczęście przegrywająca i to także w apelacji) trzy procesy przed polskimi sądami (oskarżając o takie rzeczy, że nie wiadomo czy śmiać się czy płakać) nie jest sama. Gdy przyznawano mężowi polskie obywatelstwo (ze względu na polskie pochodzenie) musiał zdać państwowy egzamin ze znajomości języka polskiego i polskiej kultury, dokładnie sprawdziły go też wszystkie polskie służby. Zapewniam Panią jednak, że jego polskość i poglądy na Polskę i Banderę moi znajomi badają na każdym kroku, choć czasem być może nieświadomie. Dwa lata temu pomagający mi odpalić samochód kolega pytał, czy ukraińscy przodkowie męża nie byli w UPA. Bo wielu jest przekonanych o tym, że gdyby jego przodkowie byli prawdziwymi Polakami nigdy przenigdy nie zostali by w ZSRR po zmianie granic. A już na pewno nigdy nie żeniliby się z Ukrainkami. Bo przecież dla prawdziwych Polaków miłość ma granice!
Tak więc droga Pani poseł. Nie trzeba nam dodatkowych służb. Te które są działają świetnie. Wystarczył jeden telefon sąsiadki! A i my sami nawzajem siebie posprawdzamy. Donos na bliźniego to najskuteczniejsza metoda. Sprawdzili to już, jak ich Pani nazwała, „przodkowie polityczni panów Kwaśniewskiego, Millera czy Borowskiego”, a teraz posprawdzają tacy jak Pani. Powodzenia!
Małgorzata Karolina Piekarska
Powyższy tekst jest odpowiedzią na dwa teksty pani Poseł Beaty Mateusiak-Pieluchy. Pierwszy zamieściła na portalu „wpolityce”.
Drugim jest jej oświadczenie zamieszczone na Facebooku.
https://www.facebook.com/Mateusiak.Pielucha/posts/1200522493360285