Wyczytałam ostatnio w sieci historie o pewnym dziennikarzu, który wytknął pewnemu prawicowemu portalowi reklamę serwisu randkowego z Ukrainkami. Internauci natychmiast zwrócili uwagę, że takie reklamy są dobierane m.in. według stron, które wcześniej odwiedzał internauta. Dziennikarz zapewnił, że takich portali nie odwiedza. To mnie zainteresowało. Jak to jest z tymi reklamami? Gadałam wczoraj przez telefon z infolinią banku, więc oczekując na połączenie z kolejnym doradcą, postanowiłam zajrzeć na ów prawicowy portal, by przekonać się, kto w sporze ma rację. Internauci, czy dziennikarz? Moim oczom ukazała się reklama skanera negatywowego na portalu sklepu Conrad. Gdy odświeżyłam stronę wyskoczyła mi karma dla kotów. Tego się spodziewałam. Zabrakło tylko książek. Bo nie dalej jak miesiąc temu w sklepie internetowym Conrad kupiłam konwerter kaset magnetofonowych oraz poszukiwałam skanera negatywowego, który ostatecznie kupiłam na allegro, bo taniej. Trzy dni temu poszukiwałam karmy dla kotów, którą polecił mi kolega. Codziennie szukam w sieci jakichś książek.
Cóż… Google AdSense dobiera reklamy wg tego, czego szukamy. Zauważyłam to dawno temu, kiedy w internetowych księgarniach sprawdzałam rozpiętość cen moich książek. Potem na każdej stronie wyświetlały mi się reklamy tego, co napisałam wkurzając przy tym niemiłosiernie. Dlatego dziwię się dziennikarzowi, że tego nie wie i brnie w zaparte, że nie ogląda serwisów randkowych. Mógłby przyznać, że raz zajrzał, bo potrzebował do jakiegoś dziennikarskiego materiału i ludzie daliby mu spokój. A tak, facet poszedł w zaparte. Chyba, że… naprawdę tam nie zaglądał. A wtedy powstaje pytanie: Kto korzysta z jego komputera, pod jego nieobecność? Odpowiedź znalazłam w sieci.
PS I taką mam refleksję dzięki skanerowi „reflecta”.