Są trzy rzeczy, na których znają się wszyscy Polacy. Pierwsza to wychowywanie dzieci. Zwłaszcza cudzych. Druga to medycyna i leczenie. Zwłaszcza chorób, na które nie byli chorzy. A trzecia rzecz to polityka. Każdy z Polaków wypowiadających się w tej kwestii, gdyby sam został politykiem, to by rządził lepiej niż obecne władze. Zarządzałby lepiej ministerstwami, miastami, instytucjami, państwem, komisjami i podkomisjami oraz wszystkim innym.
W przededniu wyborów samorządowych mamy wysyp polityków z krwi i kości, którzy zabierają głos na internetowych forach. Niektórzy nawet chwytają za słuchawki i dzwonią po różnych redakcjach. Na przykład od nas do telewizji. I mówią swoje mądrości, a w moim pojęciu kompletne idiotyzmy, nie dając przy tym nikomu dojść do słowa. Tymczasem my z reguły chcemy poinformować, że oto ktoś dodzwonił się nie do „Wiadomości”, ale lokalnego, miejskiego programu i nie możemy jego okraszonego trzema „urwanymi naciami” i czterema „złamanymi ujami” osądu przekazać politykowi X. Są tacy, którzy chwytają za pióro i z redakcjami dzielą się swoimi przemyśleniami na piśmie. Z reguły anonimowo.
Ja też dostaję listy z takimi przemyśleniami. Dlaczego? Ano pisałam wielokrotnie o tym, jak jestem mylona z Katarzyną Marią Piekarską. Przeważnie mnie to śmieszy. Zwłaszcza, gdy ktoś mnie widzi i mówi nie moim imieniem. Stoję ja, a on mówi do niej, nieobecnej lub przedstawia ją. To przecież bardzo zabawne. Są jednak momenty, gdy ta sytuacja doprowadza mnie do szału. To momenty pisane! O ile bowiem mówiąc coś nie mamy chwili na refleksję, więc po prostu coś palniemy, co można uznać za przejęzyczenie, o tyle pisząc powinniśmy jednak tę refleksję mieć. Nie dalej jak wczoraj dostałam list…
Tytuł brzmiał: „wiadomość od czytelnika strony piekarska.com.pl” … a więc ktoś wszedł na moją stronę i to tam znalazł adres, na który napisał. Co napisał? Ano to…
„Mam z Panią duży problem, bo popieram Pani postulaty, wiele spraw, o których Pani mówi jest potrzebne, ale nieznośne jest występowanie z posłami PiS i mówienie toczka w toczkę absurdy które oni wygłaszają. W Faktach po Faktach wystąpiła Pani razem z niejakim Glińskim…”
Dalej nie czytałam tylko zgrzytnęłam zębami. Nawet nie na błąd składniowy i stylistyczny, ale już wiedziałam, że list nie do mnie. A zła byłam jak osa. Czy nie mam do tego prawa? Do jasnej cholery! W „Faktach po faktach” nie byłam – to raz. To program telewizyjny i występujące tam osoby WIDAĆ. Na mojej stronie napisane jest, że to strona dziennikarki i pisarki. Jest też tam moja fotografia. Autor listu, który oglądał „Fakty po Faktach” widział więc, jak wygląda osoba, z którą chciał podzielić się swoimi myślami na temat naprawiania Polski. Imienia nie zapamiętał? Ok! Ale twarz chyba musiał. No dobra… obie jesteśmy blondynki. Pozostaje więc kwestia zawodu wypisanego u mnie na stronie jak wół! Tego też nie zapamiętał? Czy nie odróżnia?
Proszę mi wyjaśnić, jak osoba, która pisze epistołę i wywala swoje poglądy na Polskę mając siebie przy tym, za jedynego mądrego, może być przy tym tak nieuważna a moim zdaniem i głupia, by nie zwracać uwagi na to, że pisze nie do tego, do kogo trzeba? To już dzieci w podstawówce uczy się, ze „niejednemu psu Burek”. Warto sprawdzić, czy za nazwiskiem kryje się na pewno ten, komu chcemy nasze poglądy wyłuszczyć.
Odpisałam więc:
Szanowny Panie!
Ja mam z Panem problem jeszcze większy! Nie umie Pan czytać ze zrozumieniem. Nie wiem, jak ze słuchaniem i oglądaniem, bo nie doczytałam Pańskiego listu do końca, więc nie wiem, co Pan tam zobaczył w Faktach po Faktach. Dlaczego nie doczytałam? Z bardzo prostego powodu!
List jest nie do mnie!!!! I teraz do szybkiego meritum.
Nie życzę sobie przysyłania na mój adres listów, które powinien Pan kierować do pani Katarzyny Marii Piekarskiej ponieważ, mimo iż się z Katarzyną znamy i lubimy, NIE JESTEM TĄ OSOBĄ I MAM SWOJĄ TOŻSAMOŚĆ.
Z Katarzyną nie jesteśmy nawet spokrewnione.
Proszę posypać głowę popiołem 😉
Na pocieszenie dodam, że nie jest Pan pierwszy, ale tysięczny, a ja od wielu lat dostaję z tego powodu piany!!! Niestety spory procent polskiego społeczeństwa myli imię Katarzyna z imieniem Małgorzata lub Maria z imieniem Karolina.
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Już mnie nie złościła, ale rozśmieszyła, a brzmiała tak:
„Rzeczywiście wyniknął problem. W wyszukiwarce fraza „piekarska mail” i wyszło takie nieporozumienie, wręcz hańba. Może warto zwrócić się do Google, żeby obniżyło rating pani strony i pokazywała się na samym końcu, a nie na początku. Byłoby lepiej chyba dla wszystkich normalnych, nie nawiedzonych. Na szczęcie już nigdy nie wejdę, nie napiszę wiadomości, nie przeczytam książki. Zresztą, na zdjęciach widzę raczej obraz nadętej paniusi, więc też współczują czytelnikom na spotkaniach, czy dostaną autograf czy raczej zostną poszczuci pasmi. Można mieć wystylizowane okulary, ale nie zostanie się przez to drugą Agnieszką Holland, czy osobą jej pokroju. Pozostaje tylko wycie i złorzeczenie na los, lub po prostu sznur i nic więcej. Przepraszam i żegnam zarazem.”
Czy muszę dodawać, że nie wiem jak nazywał się korespondent? Nie znam nawet jego imienia, ale odpisując nawet tego nie zauważyłam, bo listu przecież nie doczytałam. Chowanie się za anonimowością jest znakiem naszych czasów. To korzystanie z tego pożal się Boże przywileju, pozwala komuś nawsadzać tylko dlatego, że wytknął nam nieudolność i brak umiejętności czytania ze zrozumieniem. Strach się bać, co bym na swój temat wyczytała, gdybym poprawiła temu komuś błędy stylistyczne. Albo co gorsza wdała się w merytoryczną dyskusję o PIS, SLD, PO, Palikocie etc.
Tylko dlatego, że pierwszy list był nie do mnie, a Katarzynę Marię bardzo lubię, opublikowałam tu jedynie jego pierwsze dwa zdania… List w całości przeczytałam zresztą dopiero po otrzymaniu odpowiedzi na moją uwagę. I żałuję, że wcześniej zachowałam się tak, jak mnie wychowano, czyli nie przeczytałam epistoły, bo zorientowałam się, ze nie do mnie. Otóż list do Katarzyny Marii był autorytarnym i nie znoszącym sprzeciwu wylewem frustracji! To tak bardzo charakterystyczne dla naszego społeczeństwa.
Czy to nauczka, by mimo wszystko czytać jednak cudze listy? Bo gdybym przeczytała wcześniej odpisałabym jednym słowem: „pomyłka”. A może nawet nie odpisała wcale. W końcu to anonim. A tak… ja mam za swoje. A jakiś facet ma aż dwie Piekarskie do nienawidzenia.