U lekarza, czyli refleksja o chorobach

Spread the love

Stało się. Wczoraj na prostej drodze potknęłam się i wywróciłam. Wchodziłam do domu dziennikarza na Foksal, kiedy straciłam równowagę. Byłam w tenisówkach, nie jest to więc kwestia butów, a nierównego chodnika i wystającej płyty przykrywającej studzienkę telekomunikacyjną. Tracąc równowagę ciemieniem uderzyłam w pierwszy schodek. Ból był tak straszny, że nigdy w życiu, jak tyle lat żyję, tak się w czubek głowy nie uderzyłam. Było mi niedobrze, miałam mdłości i huczało mi w czaszce. W trakcie upadku rozmawiałam zresztą przez telefon z Ulubionym, więc on słyszał wszystko, co się działo, gdyż miałam w uchu bezprzewodową słuchawkę. Był strasznie zdenerwowany moim stanem, nawet chciał natychmiast wyjść z pracy w studio nagraniowym i przyjechać po mnie. Powiedziałam, że sobie poradzę. Ponieważ ból głowy nie przechodził, huczenie w czaszce również, więc po dwóch godzinach zdecydowałam się pójść do lekarza. Ostatni raz u internisty byłam w 2009 roku (a właściwie to on był wtedy u mnie). Ulubiony wrócił już z pracy, uparł się jechać ze mną, więc wzięliśmy taksówkę i pojechaliśmy do przychodni niedaleko domu. Po drodze niemal umierałam, bo tak mi huczało w głowie, a smród ulicy powodował mdłości. Denerwowały mnie wszystkie odgłosy. Nawet gadanie Ulubionego. Ubłagałam go, by pomilczał do wejścia do przychodni. Po kwadransie, mimo korków, dotarliśmy na miejsce. Tuż przede mną w gabinecie była jakaś pacjentka, więc usiedliśmy na kanapie. Siedzący obok mnie starszy pan powiedział, że w gabinecie jest jego córka. W trakcie tego wyznania Ulubiony był w WC. Gdy kobieta wreszcie wyszła spojrzał na nią i powiedział:

– Widzisz, pan też z żoną.

– To córka jest.

Ulubionego zatkało. Popatrzyłam za odchodzącymi. Córka wyglądała na starsza panią, gdyż była tak przeraźliwie chuda, że spokojnie mogłaby statystować w filmach o obozach koncentracyjnych. Reszty opisu jej postaci oszczędzę. Nadeszła moja kolej, Ulubiony wpakował się ze mną do gabinetu. Powiedziałam, by wyszedł, że sama sobie poradzę. Lekarka na to:

– Co za dzień. Przed chwilą poprzednia pacjentka też chciała sama. A przyszła z ojcem, który chciał wiedzieć co z córką.

– Przecież gołym okiem widać, że ma anoreksję – stwierdziłam i usiadłam na krześle przed lekarskim biurkiem.

– Skąd pani wie? – spytała lekarka.

– Chociażby po tych udach grubości mojego nadgarstka.

Lekarka westchnęła i odpowiedziała:

– Ona u mnie już trzeci raz i za każdym razem jej to piszę, że moim zdaniem to anoreksja, ale by potwierdzić konieczna jest konsultacja u dietetyka. Ale ona nie chce. I tylko pyta, czemu jej jest słabo. Tego ojca mi żal. Taki załamany.

Nie kontynuowałyśmy już rozmowy na temat anorektyczki tylko pani doktor przystąpiła do badania. Stwierdziła, że objawów wstrząsu mózgu nie ma, kazała przykładać lód, zjeść loda, a najlepiej sorbet (bo nie tłusty) i pójść do domu poleżeć. Nie jeść tłustych i ciężkostrawnych rzeczy. Paradoksalnie już zjedzenie sorbeta rzeczywiście pomogło, bo jakimś cudem ustało huczenie w głowie i zniknęły mdłości. Do domu wróciliśmy więc spacerkiem przez park. Rozmawialiśmy o anorektyczce. Jej choroba była widoczna gołym okiem. Zastanawialiśmy się, czy ona naprawdę nie wie, co jej dolega czy nie dopuszcza do siebie tej myśli? I wydawało nam się, że to drugie. To zresztą ciekawe, że z anoreksją, jak z wieloma chorobami psychicznymi jest tak, że chory nie dopuszcza myśli, że może być chory.

Kiedyś rzadko na ulicach widziałam tak chude osoby. Rzadko też widziałam tak przerażająco grube, jakie spotykam teraz. Dziś jeden i drugi widok jest powszechny. Już nawet przestał szokować, choć czasem powoduje u niektórych uczucie obrzydzenia. I tylko to mnie dziwi, że ci strasznie chudzi i ci strasznie grubi ludzie nie chcą tego leczyć. Ja nie jestem fanką łażenia do przychodni. Ale mocne uderzenie w głowę sprawiło, że zmieniłam plany i poszłam na konsultację, choćby po to, by się uspokoić, że jest ok. Dlatego nie wiem, jak można wyglądać jak zombie i wypierać informacje, że to z powodu złej diety. I jak można wyglądać, jak nie przymierzając szafa trzydrzwiowa, z trudem wtaczać się do McDonald’s po cztery hamburgery i nie uważać, że to niezbyt normalne? Przecież nawet ja, które nie lubię lekarstw i wizyt u lekarzy zdecydowałam się skorzystać z pomocy, gdy po dwóch godzinach nadal było mi bardzo słabo.

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...