Podczas porannej prasówki, (w której nie ukrywam, pomaga Facebook), natrafiłam na artykuł sprzed dwóch tygodni, jaki ukazał się w Gazecie Powiatowej, o tym, że ktoś oskarżył iż, szkoła w Chotomowie promuje ideologię gender i zboczenia. O co chodziło? „Rodzice ze Szkoły Podstawowej w Chotomowie postanowili zorganizować dla swoich dzieci zabawę, która na celu miała uczyć dzieci tolerancji, dystansu do siebie a także integrować. Zabawa o nazwie „Dni Dziwaka” miała trwać przez cały tydzień i miała zaangażować dzieci, nauczycieli, pracowników szkoły. Na poszczególne dni przygotowano dla dzieci kolejne zadania.” – napisano w artykule. Dalej podano treść zadań, którymi miał być: m.in. „dzień dziwnych nakryć głowy”, „dzień kibica”, „dzień ważniaka i człowieka sukcesu”, „dzień skarpetek nie do pary” i „dzień na opak”, kiedy to dziewczynki miały się przebrać za chłopców, a chłopcy za dziewczynki. I ta ostatnia propozycja spowodowała, że Pan podpisujący się jako Aleksander Podlecki napisał do szkoły list z protestem. List brzmiał: „Dzień na opak – dziewczyna czy chłopak” to propozycja szkodliwa psychologicznie dla dzieci. Zaburza ona układ identyfikacji płciowej osobowości dziecka i przeciwdziała integracji jego osobowości. Oswaja z patologiami identyfikacji płciowej ze świata dorosłych i sprawia, że dziecko staje się na takie patologie otwarte. Stanowczo przeciw temu protestuję. Zabawa i kreatywność może być dobra i zła. Ta zabawa jest destrukcyjna. W szkole więcej potrzeba kreatywności w nauce niż w szalonych zabawach.”
Teoretycznie powinnam się przyzwyczaić, że z roku na rok stajemy się coraz bardziej święci od Papieża, bo tylko przypomnę święte oburzenie jednej matki na moją książkę „Tropiciele”, w której znalazł się wyraz „dziwka”. Jednak zatracanie się niektórych osób w chorej poprawności politycznej zaczyna przybierać rozmiary mocno karykaturalne. A przecież przebieranki znane są od wieków. Pomijam antyk, gdzie w antycznych teatrach greckich role kobiece grali tylko mężczyźni. Pomijam ludowość i fakt, że od ponad 150 lat w podradomskim Jedlińsku wystawiane jest zapustne widowisko pt. „Ścięcie śmierci”, w którym biorą udział tylko mężczyźni odgrywając różne role, w tym kobiece. Jak na razie nie czytałam, by ktokolwiek z nich z tego powodu został… homoseksualistą, czy zboczeńcem! Ale cóż… dorośli. A co z dziećmi? Przed ponad półwieczem Hanna Ożogowska napisała książkę pt.: „Dziewczyna i chłopak, czyli heca na czternaście fajerek”. O Tosi i Tomku, bardzo podobnym do siebie rodzeństwie, które by nie denerwować taty, na chwilę zamieniło się rolami. Chwila jednak zmieniła się w całe wakacje. Jak się to stało? Otóż chłopak narozrabiał i dostał do wyjazdu na wakacje szlaban na wychodzenie z domu. Gdy tata wyszedł do pracy Tomek uparł się na chwilę wyjść, by rozprawić się „po męsku” z kolegą. Żeby sprawa się nie wydała w domu została siostra, która miała udawać brata. Niestety w międzyczasie przyjechał znajomy zabrać Tomka na wakacje do leśniczówki. I tak Tosia przebrana za Tomka wyruszyła w świat pełen ciemności, zwierząt, jazdy konnej itd. Gdy do domu wrócił Tomek musiał z podbitym okiem, w sukience w różyczki wyjechać jako Tosia na wieś do ciotki Isi i odgrywać tam rolę niańki dla cioteczno-ciotecznego rodzeństwa. Dzięki przebierance rodzeństwo przeżywa masę przygód, dowiadując się czegoś nie tylko o sobie, ale i swoich płciach. „Oj! Nie łatwo być dziewczyną!” „Oj. Nie łatwo być chłopakiem!” – wołała do czytelników w swojej książce Hanna Ożogowska. Dziś, po raz pierwszy w życiu myślę, że to dobrze, że już nie żyje. Umarła by zapewne po raz drugi ze zgryzoty, zdumienia i nerwów. Bo sądząc po reakcjach na moją książkę, na „Dzień dziwaka” i inne historie, pewnie za „Dziewczynę i chłopaka, czyli hecę na czternaście fajerek” byłaby najpierw ciągana po sądach przez oburzonych rodziców, którzy w książce znaleźliby deprawację i zmuszanie chłopaka do „spedalenia”. Podejrzewam, że stowarzyszenia pisarskie zostałyby zawalone donosami, na nią, bo przecież zmuszanie chłopaka do chodzenia w spódnicy to straszna genderowa zbrodnia. A i głupi rodzice, którzy zapewne zapomnieli, jak sami byli dziećmi, wypisywaliby różne protesty, których treść mogę sobie tylko wyobrazić. A gdyby zajrzeli do jej książek „Chłopak na opak” oraz „Raz gdy chciałem być szlachetny” mogliby zwrócić uwagę na pochwałę lenistwa, kombinatorstwa, kłamstwa itd. Brrr!
Co ciekawe, po proteście pana Aleksandra zmieniono w szkole zasady dnia dziwaka. „Przychylając się do państwa próśb, zmieniamy zasady jutrzejszego dnia dziwaka. Wtorek – „Dzień na opak – świat staje na głowie”. Tego dnia zaszalejemy!!! Rób wszystko na opak – załóż ubranie na lewą stronę, a może tył na przód. But prawy na lewą, a lewy na prawą, idź do przodu cofając się i cofaj się idąc do przodu. Może dzień zamieni Ci się z nocą? Liczymy na wasze kreatywne pomysły. – Rada Rodziców.” A ja czytając te rewelacje, a zwłaszcza komentarze pod artykułem obawiam się, że wariactwo w społeczeństwie dopiero się zaczyna, zaś kreatywność poprawnych politycznie rodziców się dopiero rozkręca. Podejrzewam też, że teraz, gdyby jednak jakiś chłopiec chciał się przebrać za dziewczynkę, to jego rodzice zostaliby postawieni przed sądem rodzinnym za chowanie w domu zboczeńca. Nikt by tego zachowania nie nazywał kreatywnością. A szkoda. bo gdy byłam dzieckiem przebieranki były normalne. Ten szlaban na zabawę w przebierankę zmusza mnie do zadania pytania. W co dzieci mają się bawić? Bo na drugim biegunie są zabawy w wojnę i w… aż się boję napisać w co. Dlatego posłużę się cytatem: „…dr Epstein – praski profesor, przechodząc któregoś poranka między barakami oświęcimskimi zobaczył bawiące się dzieci. Siedziały sobie w piasku i przesuwały jakieś patyczki. Starszy człowiek zapytał je, co robią. W odpowiedzi usłyszał słowa, które go zmroziły i zszokowały do głębi: „My się bawimy w palenie Żydów”. Nie wiem, jak Pan Aleksander Podlecki, ale ja wolę „Dzień dziwaka”. A nawet dziwki, że tak nawiąże do świętego oburzenia matki czytelniczki moich „Tropicieli”, w których znalazł się poświęcony wyzwiskom rozdział pt. „Dziwak i dziwka”.