Po śmierci wszystkich zwierząt w domu jest pustka. Ulubiony cały czas w żałobie po Welurku. Ja też w żałobie, ale ja bez zwierząt w domu bardzo źle się czuję. Nie jestem jednocześnie w stanie wziąć kolejnego szczura ani kolejnego psa. Co robić? Postanowiłam jakoś pogodzić sprawę żałoby Ulubionego i mojego złego samopoczucia spowodowanego brakiem zwierzaków. Nadarzyła się ku temu okazja. Przyjaciółka udaje się na trzy tygodnie na antypody i nie ma kto opiekować się jej dwoma kotami – Jutrzenką i Wtorkiem, czyli niebieskimi kotami rosyjskimi. Koty mają cztery lata, są z gatunku nieufnych. Nigdy nie dały mi się pogłaskać. Wczoraj zostały przyniesione do domu w dwóch transporterach. Przez dwie godziny nie chciały z nich wyjść. Wreszcie przyjaciółka przełożyła je do jednego transportera, bo drugi nie był jej, a jakiejś znajomej i musiała go oddać. Koty siedziały więc w jednym transporterze kot na kocie i ani myślały wyściubić nosy z kryjówki. Naszykowałam im jedzenie, kuwety, drapaki, trawkę w doniczce… daremnie. Koty nie wyszły z transportera. Po północy położyliśmy się spać. Wyjątkowo zostawiliśmy otwarte na noc drzwi do sypialni. Niech koty czują się swobodnie. Wstajemy rano… kotów nie ma w transporterze, nie ma też jedzenia, za to w kuwecie pojawiły się produkty uboczne przemiany kociej materii. Czyli żyją. Nie słyszałam bowiem o martwym żarłocznym kocie robiącym do kuwety. Rano ulubiony poleciał do studia na nagrania, a ja… do warsztatu z samochodem. Przed wyjściem jeszcze raz sprzątnęłam kuwetę i nasypałam żarcia do miski. Wracam. Żarcia nie ma. Kuweta pełna. Dzwonię do Ulubionego i pytam, czy on żarł z kociej miski i narżnął do kuwety? Nie przyznał się. Znaczy jednak to koty. Ale gdzie są? Nie wiem i z tego powodu mam kociokwik. Godzinę spędziłam na szukaniu ich w mieszkaniu. Wreszcie dałam sobie spokój. Pewnie jak zgłodnieją to wyjdą. Gorzej, że nigdy ich nie słyszę jak chodzą po domu. Przyznam, że też i nie widzę. „Może się niewidzialne?” – Spytała druga przyjaciółka. Chyba nie. W końcu wczoraj widziałam je w transporterze. Zrobiłam im nawet zdjęcie. Teraz patrzę na nie, by zapamiętać jak wyglądają i nie zdziwić się, gdy kiedyś wyjdą z ukrycia. W końcu ile można siedzieć pod meblami? I pomyśleć, że wszyscy ostrzegali, że kot w domu to straszny kłopot, a dwa koty to mi dom zdemolują. Jaki kot? Jakie dwa koty? Ktoś je widział? Bo ja tylko raz. Teraz znam je już tylko ze zdjęcia.