Z roku na rok coraz bardziej przekonuję się, że jestem nadwrażliwa i… że jednak może to i dobrze? Przeżywam mocno różne historie, nawet, jeśli w ogóle mnie nie dotyczą. Powód? Po prostu wczuwam się. Miałam tak od zawsze. Przeżywałam losy bohaterów książek, filmów czy bajek. Dziś z własnej empatii i łez potrafię się nawet śmiać, ale dzieciństwo empatycznego człowieka jest ciężkie. Nic tak nie śmieszy dzieci, jak łzy rówieśnika wylane z powodu… konika garbuska, brzydkiego kaczątka etc. A ja tak miałam i… mam nadal. To coś, co sprawia, że z wiekiem stajemy się twardzi i odporni na wzruszenia albo we mnie nie urosło albo nie dojrzało, pozostało dzieckiem i to mimo przekroczonej przeze mnie czterdziestki. Wiem, że to dla wielu zabrzmi już nawet nie śmiesznie, ale żałośnie, ale tylko moi najbliżsi wiedzą, jak strasznie płaczę na… „Toy Story”, zwłaszcza części 3-ciej. Tylko oni wiedzą, że film „Ted”, który widziałam kilka razy, niestety oglądam z porządną paczką chusteczek. Moment, gdy miś jest rozerwany na strzępy powoduje u mnie niemal palpitacje i trzeba mnie uspokajać i mówić, że to tylko film, choć przecież paradoksalnie ja to wiem! Ale tak już po prostu mam! Z tego powodu nie oglądam całej masy filmów, by nie przeżywać ich tygodniami. „Życie jest piękne” Roberto Benigniego przeżywałam strasznie. Podobnie „Wybór Zofii”, „Pianistę” itd. Boję się „Chłopczyka w pasiastej piżamce” i chyba jednak nie obejrzę. Tak jak i do dziś nie obejrzałam „Listy Schindlera”. Choć świetnie wiem, że to tylko filmy, a moje przeżywanie ich czasem z boku wygląda wręcz śmiesznie. Niestety nie jestem w stanie zapanować nad swoją rozpaczą, wzruszeniem itd. Kiedyś poszłam do kina na „Tańcząc w ciemnościach” z przyjacielem ze szkoły. On zabrał jeszcze ze sobą kumpla ze studiów. I tak byliśmy we trójkę. Tenże kumpel ze studiów widział mnie pierwszy raz w życiu. Oczywiście kompletnie zaryczaną. Był naprawdę przestraszony dopóki nie usłyszał: „Nie przejmują się Gośką. Ona tak ma. Za chwilę jej przejdzie. No już dobrze stara, no już dobrze.” To ostatnie powiedział do mnie i poklepał po plecach, jak chłop krowę, od czego paradoksalnie rzeczywiście zrobiło mi się lepiej. Jeszcze tylko wykrztusiłam przez łzy i wodne gile: „I dziękuję, że ze mną poszedłeś…” co nas wszystkich troje później w sumie ubawiło.
Koledzy z pracy też już przyzwyczaili się, że ronię łzy na uroczystościach związanych z powstaniami narodowymi itp. Kilku nawet przyznało, że już ich to nie śmieszy. Teraz tylko kiwają głowami. I tylko mnie głupio czasem przed rozmówcami, bo stoję, trzymam mikrofon i… łzy lecą. Jak ostatnio, gdy nagrywałam materiał o Ludomirze Benedyktowiczu. Próbowałam różnych technik powstrzymywania wzruszenia – bezskutecznie. O ile jednak moja nadwrażliwość i empatia są uciążliwe tak naprawdę dla mnie (te uniesione w rozbawieniu brwi rozmówców zawsze w końcu wprowadzają mnie w zakłopotanie), o tyle sytuacja odwrotna, czyli kompletny brak wrażliwości i empatii wydają mi się od zawsze uciążliwe dla reszty społeczeństwa. Często zastanawiam się czy wręcz nie są szkodliwe. Przykład? Podam pierwszy z brzegu. Oto dwa dni temu Internet obiegło zdjęcie ogłoszenia, które pojawiło się w okolicach Grojca. Treść taka:
Firma FARMAKOL zakupi wszelkiego rodzaju koty na cele naukowe. Każdy kot nie może być młodszy niż 6 miesięcy. Wynagrodzenie za danego zwierzaka będzie uwarunkowane od jego koloru sierści. Cena za kota to:
– Wszelkiej barwy 25 zł
– Czarne 40 zł
Skup odbędzie się na placu OSP w Kośminie 28.03.2014 O g. 16.00.
Wszystkich sprzedających prosimy o transport zwierzaków w pojedynczych workach.
28 marca był wczoraj. Oczywiście zdenerwowałam się strasznie. Wprawdzie wiało to wszystko głupim żartem lub prowokacją (już podobną w swoim czasie zrobiła redakcja NIE), bo firma Farmakol nie istnieje (jest tylko Farmacol). Ale… nawet, jeśli to prowokacja lub żart, to może się jednak okazać, ze oznaczonego dnia o danej porze zjawi się horda ludzi z workami na plecach, a w każdym ruszający się kot! Jechać do Kośmina nie mogłam, ale pojechała pewna dziewczyna z fundacji Mondeo Cane. Zdała potem następującą relację:
Handlarzy nie było i kotów na sprzedaż nie było.
Mina szefa OSP – bezcenna Zresztą remiza ładna, nowa i ogrodzona.
Niemożliwe byłoby sprzedawanie tam czegokolwiek bez pozwolenia strażaków.
Stawili się: Powiatowy Insp. Wet. (3 osoby), policja (2 osoby), Mondeo Cane (ja), OTOZ ANIMALS (2 inspektorów), VIVA (2 osoby), SD (2 osoby). Dodatkowo miejscowe wolontariuszki.
Postaliśmy, pogadaliśmy z mieszkańcami, sołtysem, policją.
Są pewne podejrzenia, co do żartownisiów, jest również niewielka możliwość, że to nie był żart, ale podejrzany samochód też namierzamy.
To bardzo nietypowy samochód – widziany podczas rozwieszania ogłoszeń.
(…) Wszystko to wygląda na kiepski żart. Przerażające jest tylko to, że kiedy wczoraj wolontariuszki rozmawiały z mieszkańcami tej wsi, to większość nie widziała w takim skupie nic złego, wręcz mówili, że i swoje koty by sprzedali.
I to ostatnie zdanie mnie załamało. Czyli są ludzie, którzy byliby w stanie oddać SWOJEGO kota na eksperymenty? Człowiek udomowił kota, ale też przez lata… znęcał się nad nim. Z dzieciństwa pamiętam okrutne zabawy osiedlowych chuliganów. Łapali kota i w blokach, w których były 4 mieszkania na piętrze przywiązywali go za cztery lapy do klamek drzwi tych czterech mieszkań. Potem dzwonili i łomotali i szybko uciekali. Wg. powtarzanej na podwórkach legendy, wściekli mieszkańcy otwierali z impetem drzwi – rozrywając kota. Popłakałam się, gdy mi to koledzy opowiadali. Byłam, więc znów obiektem żartów. Ale ja wczuwałam się i w kota i w siebie. Co by było, gdybym tak ja otworzyła drzwi i z tego powodu jakiś kot został rozerwany? O matko! Znęcanie się nad kotami (a właściwie próba) było pokazane w serialu „Siedem życzeń”, w którym o ironio, rolę złego, gnębiącego koty chłopca, zagrał jako dziecko nie kto inny, jak…. teraz już świętej pamięci Eksio, którego rozpacz, gdy zginął mu stary pies, kiedyś tu opisywałam.
Dziś empatii w nas coraz mniej. Nie wczuwamy się nie tylko w kota, ale nawet w człowieka! Gdy czytam pod artykułem o czyjejś śmierci przez własną nieuwagę (nadmierna prędkość, alkohol itd.) komentarz: „jednego debila mniej”, to nie wiem, co ma we łbie komentujący. Gdy dziś przeczytałam artykuł o Chince gimnastyczce ze złamanym kręgosłupem, która walczyła o odszkodowania ze wszystkimi, nawet z tymi, którzy na jakimś etapie okazali jej pomoc, znalazłam pod spodem komentarz: „Widać słaby kręgosłup – i to nie tylko ten, co pękł, ale i ten moralny.” jakże łatwo tak napisać. Trudno wczuć się w sytuację dziewczyny, która w wieku 17 lat straciła władzę w nogach i siadła na wózku, a po latach ewidentnie pogubiła się. Trudno w ogóle się wczuć w przeżycia i duszę drugiego człowieka. Najłatwiej coś palnąć. Bo przecież, o czym już pisałam wielokrotnie, jak śpiewał zespół Dezerter „najprościej jest nie myśleć”. A empatia jest dla większości taka trudna.
A najgorsze, że takiego nieempatycznego człowieka w postaci urzędnika, lekarza czy polityka, a nawet… dziennikarza, spotykamy właściwie na każdym kroku. Od kilku dni trwa przecież burza na temat wakacji jednej z protestujących w sejmie matek niepełnosprawnych dzieci. No bo śmiała kiedyś pojechać na urlop… do Chorwacji! Bezczelna! A do parku tylko powinna była łazić, albo na trawnik przed dom, albo nie… na balkon! Tam jej miejsce!