Staram się nigdy niczego ludziom nie zazdrościć. Wbrew pozorom nie jest to trudne jeśli idzie o urodę, pieniądze, zaszczyty itp. Jest to trudne, gdy chodzi o zwierzęta. W dzieciństwie zazdrościłam koledze Mikołajowi papugi. Miał wielką arę o imieniu Laura. Była zielona, a gdy rozchylała skrzydła pióra mieniły się wszystkimi kolorami tęczy. Wołała swoje imię, a czasem na podwórku było słychać jej skrzek: „Mikołaj do domu!”. Jednak ara to papuga pod ochroną. Podziwiać ją trzeba w zoo i dawno z tym się pogodziłam. W domu możemy hodować nimfy. Niestety moją nimfę „Gogusia” zjadł mój jamnik Zrazik. I to jest moje szczęście i nieszczęście.
O Zraziku piszę co jakiś czas, bo kocham go miłością wielką, ale… Zrazik jest też przyczyną, dla której nie mogę mieć żadnego innego zwierzęcia. Papugi już nie narażę na śmierć w jego paszczy. Tam jednak może zniknąć każde zwierzę. No… może krokodyl lub lew nie dałyby się jamnikowi, choć dalibóg nie wiem, czy jakby jamnik lwu wlazł między tylne nogi to nie rozpocząłby przyspieszonej konsumpcji jego jąder. Szanse na ocalenie przed śmiercią w paszczy Zrazika, a może nawet na pożarcie go miałyby więc tylko lwice. Ja jednak chciałabym mniejszego od nich kotka. Wystarczyłby zupełnie mały dachowiec. Żeby mruczał, bawił sie z nim i kłocił o to, kto ma przy mnie leżeć. Nawet myślałam o tym, by wziąć kotka od znajomych, ale koleżanka zootechnik z wykształcenia powiedziała, że niestety przy jamniku trzeba mieć najpierw kota, a potem jamnika. Nigdy odwrotnie. 8-letni jamnik nie zdzierzy nagle w domu nowego lokatora. No i teraz… gdy patrzę na fotografie kotków, które urodziły sie w domu moich przyjaciół to tak myślę, że ten mój apetyczny Zrazik jest naprawdę okropny. Tak zazdroszczę tym, którzy mogą mieć różne zwierzęta. U mnie świat musi zaczynać się i kończyć na Zraziku. Choć z drugiej strony świat bez Zrazika też trudno sobie wyobrazić.