Wszędzie nas pędzi, wszędzie gna
potrzeba fizjologiczna!
Tak śpiewali moi koledzy na obozach harcerskich na melodię „Harcerskiej doli”, wędrując za potrzebą do latryny. Ja też czasem nucę i to tyle lat po harcerskich obozach. Co do potrzeb fizjologicznych mam swoją teorię. Załatwianie ich to przyjemność. Wnioskuje tak na podstawie obserwacji. Tych samych, które kiedyś pozwoliły jednemu z bohaterów książki „Imię Róży” bezbłędnie odgadnąć gdzie jest to miejsce, do którego nawet król chodzi piechotą. Biedny i przebierający nogami Adso z Melku usłyszał wtedy, że jego Mistrz widział jednego brata biegnącego w tamto miejsce z miną nieszczególną, a po chwili tenże sam brat wracał stamtąd zadowolony.
Gdy jedna z moich koleżanek z redakcji powiedziała kiedyś, że nie lubi robić kupy z miejsca powiedziałam do niej:
– To nie rób! Nigdy więcej nie rób!
Ja tam lubię, bo lubię być wolna. Od kału, moczu, głodu, pragnienia i wszystkich innych zniewoleń. I dawno jeszcze przed lekturą „Imienia Róży” zauważyłam, że z WC przeważnie wychodzą zadowoleni ludzie.
I teraz przejdę do meritum. Czemu o tym piszę? Ano to wszystko przez… Chojnice! Wylądowałam tam na dworcu na 45 minut przed odjazdem pociągu. Ponieważ godzinę wcześniej wypiłam pół litra herbaty z cytryną, więc… pęcherz domagał się opróżnienia. Najpierw odbierałam telefony etc., więc czasu na zajmowanie się sobą nie miałam, a potem było już za późno na bieganie do miasta. Na 20 minut przed odjazdem pociągu zorientowałam się, że dworcowa toaleta jest nieczynna. Na moje pytanie zadane pani w kasie, a które brzmiało:
– Co mam zrobić?
Usłyszałam:
– Nie wiem.
– A gdzie jest jakaś inna toaleta?
– Nie wiem – odparła pani i wzruszywszy ramionami wróciła do wydawania reszty innej pani.
– Czyli jeśli teraz zdejmę majtki i tu nasiusiam na środku, to będzie w porządku? – Spytałam, bo wierzyć mi się nie chciało, by można było odesłać człowieka z takim problemem z kwitkiem.
– Jak pani chce – odparła „panienka z okienka” nie przerywając wydawania reszty, a ja pomyślałam, że znam kilka osób, które po takiej odpowiedzi mogłyby to zrobić na trzeźwo, a także z dziesięć razy tyle takich, które po dwóch głębszych zrobiłyby to z ochotą. Na złość tej pani i całemu PKP.
Ja nie zrobiłam. Zacisnęłam zęby, zwieracze itd. Wytrzymałam. Poszłam do WC dopiero w pociągu relacji Chojnice – Tczew.
Przypomniała mi się jednak od razu opowieść koleżanki, która w mróz szukała z czteroletnią córką w podwarszawskiej miejscowości toalety. Nie znalazła. Na dodatek wszystkie sklepy konsekwentnie odmawiały jej prośbom o wpuszczenie do swoich kibelków dziecka, które coraz bardziej przebierało nogami. Mróz zaś był taki, że wystawienie pupy na trawniku nie wchodziło w grę. Jak mi powiedziała koleżanka:
– Nie wiem, czy gdybym miała syna zdecydowałabym się go w te pogodę wysadzić pod drzewkiem.
Po pół godzinie ulitowała się nad obiema przedstawicielkami płci pięknej jedna pani z ciastkarni. A przecież ona, z tej racji, że handluje żywnością, powinna mieć najwięcej obaw. A może dzieciak jest na coś chory i to coś przyniesie do niej do ciastkarni? Jednak zgodziła się wpuścić małą na zaplecze. W przeciwieństwie do tej z obuwniczego, która burknęła, że tu się butami handluje a nie chodzi za potrzebą, czy tej z księgarni, która stwierdziła, że tu się czyta a nie „leje” i czego to moja koleżanka uczy córkę! No jasne! Powinna wtłaczać do głowy Mickiewicza i Konopnicką, a pęcherz zawiązać na supeł lub zatkać korkiem.
Co zrobiłaby moja koleżanka na tym dworcu? Jak tę niemożność pójścia do WC zniosłoby jej dziecko? Jak znoszą to inne dzieci, które trafiają na dworzec w Chojnicach? Czy może to ja mam pecha, że akurat toaleta nie działała?
To jest bardzo ciekawe, że w XXI wieku, w sporym miasteczku, gdy psuje się dworcowa toaleta, nikt nie robi nic, by ulżyć ludziom w potrzebie. Nie stawia przenośnego klopika typu „toi-toi” lub nie podaje pracownikom instrukcji, co odpowiadać, gdy ktoś zapyta o WC. A sami pracownicy? Gdzie te potrzeby załatwiają? W majtki? Czy może mają pampersa? Obawiam się, że dla nich jednak jest jakaś toaleta. I tu jest pies pogrzebany! Chcemy do Europy! Ponoć w niej od zawsze jesteśmy! Ale naprawdę to tylko u nas i w krajach byłego ZSRR na pytanie o WC urzędnik (a kimś takim jest kasjerka PKP) może odpowiedzieć: „nie wiem” zamiast zaprowadzić do własnej urzędniczej toalety. Chojnice nie są jedyne. Dlatego nie rozumiem czemu dziwimy się, że mamy zaszczane przejścia podziemne, uliczki, zaułki itd.