Okulary noszę od trzeciego roku życia. To wtedy stwierdzono u mnie zeza i próbowano leczyć. Trzy lata chodziłam na ćwiczenia korygujące wzrok. Za pomocą specjalnego aparatu wkładałam albo kółka w ręce jakiegoś pajacyka albo psa do jakiejś budy. Latami nosiłam zasłonięte jedno oko, by drugie zmusić do pracy. Wszystko na próżno. Zez pozostał. Może nie jest stały, ale jest. Widoczny zwłaszcza wtedy, gdy zdejmę okulary. Wtedy jedno oko po prostu leci mi w bok. Nie ograniczają go żadne ramki, więc pewnie dlatego. Ten zez wynika podobno z braku obuoczności widzenia. Patrzę raz prawym okiem, a raz lewym. Można to zoperować, ale… nie kwapię się do tego. Oczy to moje narzędzie pracy. Nie chce ryzykować. Zresztą… lubię okulary. Nie pamiętam siebie bez okularów. Wrosły mi w twarz tak silnie, że nie wyobrażam sobie bez nich życia. Gdy jakieś dziesięć lat temu pojawił się na mojej drodze pewien facet, który wmawiał mi, że w okularach jestem nieatrakcyjna – uległam. Tak… tak! My kobiety czasem jesteśmy tak głupie i próżne, że jak się otrząśniemy to same potem przeżywamy szok. W każdym razie pod jego naciskiem kupiłam szkła kontaktowe. Cóż to była za katorga. Najpierw musiałam nauczyć się wkładać to w oko. Co okazało się pryszczem w porównaniu z wyjmowaniem. Miałam szkła miesięczne, tygodniowe itd. Historie z nimi były różne. Raz złamało mi się w oku, kilka razy zawinęło pod powiekę. Raz… kawałek szkła został mi głęboko pod powieką, a pani okulistka twierdziła, że nic w nim nie mam tylko histeryzuję – jak każda baba. Ów kawałek tkwił pod powieką 14 godzin. Gdy z oka lała się ropa pojechałam na pogotowie. Kawałek szkła jednak nim tkwił, a ja wcale nie histeryzowałam. Za to potem przez tydzień chodziłam w ciemnych okularach optycznych, bo wyglądałam jak ofiara przemocy – taki miałam wylew. Piszę o tym, bo po tych wszystkich przejściach szkła kontaktowe mam jednorazowe i zakładam baaaardzo rzadko. I nawet nie dlatego, że po facecie, który mnie do nich namówił zaginął nie tylko słuch, ale i pamięć. Po prostu wolę okulary. Szkła jednak czasem zakładam – od tak zwanego wielkiego dzwonu. Na przykład na basen lub w miejsca gdzie okulary mogą spaść. Ostatnio założyłam wczoraj i to po półrocznej chyba przerwie. Czemu to zrobiłam? Powód banalny. Chciałam kupić po drodze pod Pałacem Kultury jakieś słoneczne okulary nie optyczne – właśnie do używania, gdy mam szkła. Ostatnie nieoptyczne dwa lata temu ktoś mi zmiażdżył siadając na nich. Od tej pory soczewek w ogóle nie używałam latem. Z kolei bez tych szkieł w oczach nie mogłabym kupić okularów, bo mam taką wadę wzroku, że bez tych „korekcyjnych protez” niedokładnie widzę swoją twarz w lustrze. I jak tu się przejrzeć? Takie zamknięte koło. Pomyślałam też, że szkła to będzie na targach wygoda. Nie będę musiała, co pięć minut czyścić okularów. Zaś mieć na nosie brudne, gdy co chwila ktoś przychodzi do mnie porozmawiać lub zrobić zdjęcie, to też obciach. Tak więc na targach znalazłam się w szkłach kontaktowych, a tym samym bez okularów. I cóż się okazało? Nikt mnie nie poznał. Nie chodzi rzecz jasna o czytelników, bo ci i tak raczej nie wiedza jak wyglądam, ale o znajomych, którzy przechodzili obok mnie jak obok powietrza. Za trojką pędziłam przez sale i wołałam. Aż się ludzie oglądali. A ci, których wołałam, po odwróceniu się w moją stronę długo patrzyli, kto ich woła. Nie od razu rozpoznawali. Gdy jednego dawno niewidzianego zaczepiłam i powiedziałam „cześć” odparł:
– Głos znam, ale… zaraz… gdzie ja panią widziałem?
Nawet ci, których widuję często nie poznawali tak od razu. A jeden roztrzepany pisarz, który mnie rozpoznał, ale po dłuższym przyglądaniu się, powiedział:
– Jakoś dziwnie dziś wyglądasz.
Facet, z którym co najmniej raz w miesiącu rozmawiam, bo handluje książkami historycznymi w Muzeum Niepodległości, albo podczas patriotycznych imprez, mrużył oczy i wytężał umysł. Widać było, że zastanawia się skąd też on mnie zna. Musiałam się przedstawić, a on – jak sierżant gwardii Czernousow w „Czterech pancernych”, gdy nie poznał Janka Kosa i stwierdził, że mundur zmienia człowieka – powiedział, że brak okularów zmienia. Jak obok powietrza przeszedł dawny kolega z pracy, choć poprzedniego dnia gadaliśmy z pół godziny i mówił, że musimy się spotkać. Już nie chciało mi się za nim lecieć i wrzeszczeć, że to ja. Zmęczyłam się. Zwierzyłam się stojącej obok znajomej z wydawnictwa, że nie założyłam okularów i mnie ludzie nie poznają, a wtedy i ona przyznała, że poznała mnie dopiero wtedy, gdy się komuś tam znajomemu kolejny raz przedstawiłam:
– Pani Małgosiu! – Powiedziała. – W życiu bym pani nie poznała! Pani zupełnie inaczej wygląda!
To samo powiedziała pewna redaktorka z radia, u której nie tak dawno byłam, jako gość do wywiadu. Ano wyglądam inaczej. I nie ma znaczenia, czy ktoś widział mnie dawno czy wczoraj. Bo poprzedniego dnia nagrywałam do Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego pewnego faceta. Ucięliśmy sobie nawet półgodzinną pogawędkę na temat książek. Gdy teraz wpadłam na niego w jednej z alejek i powiedziałam „dzień dobry” odparł:
– Hmmm…, Kim pani jest?
Jakiś fotograf, gdy siedziałam na stoisku przy stoliku przyszedł do mnie i spytał, kiedy będzie pani Piekarska, bo ma jej zrobić zdjęcie. Odparłam, że to ja, a on spytał:
– A gdzie okulary?
Był, co najmniej dwudziestą osobą, która mnie nie poznała. Dlatego miałam wielką ochotę odpowiedzieć, że „w dupie”. Bo już mnie to wszystko zirytowało. Na dodatek gdy wychodziłam z targów zadzwonił telefon. Jakiś dziennikarz prosił o wywiad i przepraszał, że się spóźnił. Odparłam, ze nic nie szkodzi i ze czekam na stoisku IBBY tuż koło pożegnania z Afryką. Na stoisko przyszłam po pięciu minutach. Faceta nie było. Po pewnym czasie ujrzałam, że jakiś niewysoki młody człowiek z aparatem na piersi pęta się po kawiarence i zaczepia blond okularnice. Wreszcie podszedł do takiej, która siedziała blisko mnie, więc mogłam usłyszeć.
– Przepraszam, czy pani Piekarska?
– Nie – odparła kobieta, a ja odezwałam się w miarę gromkim głosem:
– To mnie pan szuka.
Facet ucieszył się i odparł:
– Szukałem okularów.
Lubię okulary, ale czasami mam ochotę wyjść bez nich. Teraz zastanawiam się czy mogę. Wyszło na to, że ja bez okularów to naprawdę jak bez twarzy. Nikt mnie nie poznaje. Cóż… w wielu sytuacjach to dobrze. Niestety nie na targach.
PS. I tak sobie pomyślałam: Dobrze, że ja nigdy nie farbuję włosów. Dopiero by było zamieszanie!
– Głos znam, ale… zaraz… gdzie ja panią widziałem?
Nawet ci, których widuję często nie poznawali tak od razu. A jeden roztrzepany pisarz, który mnie rozpoznał, ale po dłuższym przyglądaniu się, powiedział:
– Jakoś dziwnie dziś wyglądasz.
Facet, z którym co najmniej raz w miesiącu rozmawiam, bo handluje książkami historycznymi w Muzeum Niepodległości, albo podczas patriotycznych imprez, mrużył oczy i wytężał umysł. Widać było, że zastanawia się skąd też on mnie zna. Musiałam się przedstawić, a on – jak sierżant gwardii Czernousow w „Czterech pancernych”, gdy nie poznał Janka Kosa i stwierdził, że mundur zmienia człowieka – powiedział, że brak okularów zmienia. Jak obok powietrza przeszedł dawny kolega z pracy, choć poprzedniego dnia gadaliśmy z pół godziny i mówił, że musimy się spotkać. Już nie chciało mi się za nim lecieć i wrzeszczeć, że to ja. Zmęczyłam się. Zwierzyłam się stojącej obok znajomej z wydawnictwa, że nie założyłam okularów i mnie ludzie nie poznają, a wtedy i ona przyznała, że poznała mnie dopiero wtedy, gdy się komuś tam znajomemu kolejny raz przedstawiłam:
– Pani Małgosiu! – Powiedziała. – W życiu bym pani nie poznała! Pani zupełnie inaczej wygląda!
To samo powiedziała pewna redaktorka z radia, u której nie tak dawno byłam, jako gość do wywiadu. Ano wyglądam inaczej. I nie ma znaczenia, czy ktoś widział mnie dawno czy wczoraj. Bo poprzedniego dnia nagrywałam do Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego pewnego faceta. Ucięliśmy sobie nawet półgodzinną pogawędkę na temat książek. Gdy teraz wpadłam na niego w jednej z alejek i powiedziałam „dzień dobry” odparł:
– Hmmm…, Kim pani jest?
Jakiś fotograf, gdy siedziałam na stoisku przy stoliku przyszedł do mnie i spytał, kiedy będzie pani Piekarska, bo ma jej zrobić zdjęcie. Odparłam, że to ja, a on spytał:
– A gdzie okulary?
Był, co najmniej dwudziestą osobą, która mnie nie poznała. Dlatego miałam wielką ochotę odpowiedzieć, że „w dupie”. Bo już mnie to wszystko zirytowało. Na dodatek gdy wychodziłam z targów zadzwonił telefon. Jakiś dziennikarz prosił o wywiad i przepraszał, że się spóźnił. Odparłam, ze nic nie szkodzi i ze czekam na stoisku IBBY tuż koło pożegnania z Afryką. Na stoisko przyszłam po pięciu minutach. Faceta nie było. Po pewnym czasie ujrzałam, że jakiś niewysoki młody człowiek z aparatem na piersi pęta się po kawiarence i zaczepia blond okularnice. Wreszcie podszedł do takiej, która siedziała blisko mnie, więc mogłam usłyszeć.
– Przepraszam, czy pani Piekarska?
– Nie – odparła kobieta, a ja odezwałam się w miarę gromkim głosem:
– To mnie pan szuka.
Facet ucieszył się i odparł:
– Szukałem okularów.
Lubię okulary, ale czasami mam ochotę wyjść bez nich. Teraz zastanawiam się czy mogę. Wyszło na to, że ja bez okularów to naprawdę jak bez twarzy. Nikt mnie nie poznaje. Cóż… w wielu sytuacjach to dobrze. Niestety nie na targach.
PS. I tak sobie pomyślałam: Dobrze, że ja nigdy nie farbuję włosów. Dopiero by było zamieszanie!