Brzydkie słowo na „ku”, pierrot i chrześcijańskie wartości

Spread the love

Byłam dziś na 54. Międzynarodowych Targach Książki. Zawsze jest to dla mnie wydarzenie i to nawet nie dlatego, że od kilku lat, już jako pełnoprawny pisarz spotykam się na stoisku z czytelnikami. Targi to moment by poobserwować najdziwniejsze ludzkie zachowania i zapoznać się z czytelniczymi gustami.
Już kiedyś opisywałam łowców gratisów i słodyczy. Dziś też byli. Gdy siedziałam na stoisku mojego wydawcy – Wydawnictwa Nowy Świat podszedł do mnie młody człowiek i uśmiechnąwszy się wziął cukierka ze stojącego pod moim nosem talerzyka. Odwzajemniłam uśmiech. W końcu cukierki są do jedzenia. Miał prawo wziąć. Choć mnie głupio byłoby tak wziąć bez jakiegokolwiek słowa. Ale cóż… ludzie są różni. Inna pani podeszła i spytała:
– Pierrotów pani nie ma?
W pierwszej chwili nie załapałam, że chodzi jej o cukierek z mieszanki wedlowskiej. Myślami błądziłam wśród kolorowych pajacyków. Potem dopiero od Pierrota i Colombiny przeszłam do słodyczy i pojęłam pytanie. O rzeczy za darmo pytały też dzieci. Tak bez żadnego zażenowania czy zawstydzenia. Otwartym tekstem:
– Jest coś za darmo?
Jednemu odpowiedziałam, że uśmiech, ale chyba nie wystarczyło, bo poszedł wyraźnie smutny. Dlatego następnym postanowiłam za darmo poczytać. Było to akurat na stoisku IBBY. IBBY to Międzynarodowe Stowarzyszenie Przyjaciół Ksiązki Młodych. To IBBY przyznaje tak zwanego „małego Nobla” i wpisuje książki na Światową listę bestsellerów im. Hansa Chrystiana Andersena. To na tej liście są m.in. „Ucho od śledzia” Hanny Ożogowskiej, czy „Inna” Ireny Jurgielewiczowej.
IBBY na targach nic nie sprzedaje. IBBY prezentuje najlepsze polskie książki, które w minionym roku dostały nagrody. W 2008 roku było ich trochę. Mnie najbardziej podobała się książka duetu Wojciech Widłak – Paweł Pawlak „Sekretne Życie Krasnali w Wielkich Kapeluszach”. Edytorsko i graficznie po prostu cudna, a literacko niezwykle ciekawa. Dlatego, gdy przyszła gromadka dzieci pokazałam im książkę. Bo targi to naprawdę świetna okazja, by podejrzeć ludzkie gusty literackie. Jakie gusty mają dzieci? Krasnale im się podobały, ale… oczy uciekały w kierunku zupełnie innej książki. Nie była kolorowa. Dzieci poprosiły, bym przeczytała tytuł. Zupełnie jakby same nie wierzyły własnym oczom. Tytuł brzmiał: „Jak przeklinać? Poradnik dla dzieci” książka była nominowana do nagrody, ale w przypadku IBBY, tak jak w przypadku Oskarów, nominacje też coś znaczą. Zwłaszcza, że nagród IBBY jest mniej niż Oskarów. „Jak przeklinać? Poradnik dla dzieci” wydał Znak, a napisał Michał Rusinek.
– Pani przeczyta! – Zaczęły wołać dzieci.
No to zaczęłam czytać. Przeczytałam dwa wierszyki, które kończyły się cudnymi, wymyślnymi przekleństwami, przy których znana z „Misia” Stanisława Barei „motyla noga” wydaje się czymś banalnym. A tu nagle jeden chłopiec pyta:
– A dlaczego tu nie ma przekleństwa na „ku”?
– A jakie masz na myśli? – Spytałam chytrze.
– Na przykład… – tu chłopczyk zawahał się, a po chwili dodał: – kurde!
– Bo to oklepane i znane – powiedziałam. – Po co pisać rzeczy, które już znasz. W tej książce poznasz nowe.
– Tak! – Zawołał drugi chłopczyk. – Mam ją w domu! Na końcu jest słowniczek.
Usłyszawszy to dzieci zaczęły się domagać nowych przekleństw. Przeczytałam jeszcze jeden wierszyk i… nauczycielka zabrała grupę.
Dzieci lubią przekleństwa, a dorośli? Wolą wartości chrześcijańskie. To powiedział mi pan, który siadł naprzeciwko mnie przy stoisku Nowy świat i wyłuszczył, że on tu przyszedł znaleźć ksiązki na nagrody dla dziewczynek z chrześcijańskiej szkoły. Czy moje ksiązki są chrześcijańskie? Zasępiłam się, bo… nie wiem. Nie analizowałam pod tym kątem. Pewnie dlatego, że jako wyznawca teorii, że dowodem na istnienie Boga jest istnienie człowieka, nie analizuję chrześcijaństwa w tym, o czym piszę. Poinformowałam jednak pana, że jeden z głównych bohaterów „Klasy pani Czajki” jest ewangelikiem i są tam dyskusje na ten temat. To pana zainteresowało i zdecydował się kupić na nagrody dla dziewcząt ze swojej chrześcijańskiej szkoły aż dwa egzemplarze „Klasy pani Czajki”. Odetchnęłam z ulgą, że nie zechciał „Tropicieli”. Dlaczego? Oto przypomniało mi się, że o słowo „kuźwa” zrobił mi kiedyś awanturę jeden tata. W mailu uprzejmie doniósł, że jest to dno i napisze w mojej sprawie do Ministra Kultury. Radziłam mu złożyć doniesienie do Rady Języka Polskiego. Jednak pan odpisał, że to on będzie decydował, komu na mnie doniesie. Słowem „Kuźwa”, (które nota bene jest nazwiskiem jednego z moich ulubionych kolegów z harcerstwa!) był zgorszony w najwyższym stopniu.
I tak, jak już przy guście jestem to wyznam, że… kupiłam sobie same książki dla dzieci. Dla dorosłych jedynie wiersze Danuty Niemczyk. Ja tam lubię dla dzieci i młodzieży. A jak przeczytałam Pawła Beręsewicza „Czy pisarzom burczy w brzuchu?” To zakochałam się na amen. W książce rzecz jasna. I nawet nie dlatego, że poza pytaniem tytułowym mnie też te wszystkie pytania już zadano i to sto razy. Bardziej dlatego, że przeczytałam ostatni wierszyk:

Jaka była pana ulubiona książka, kiedy był pan mały?

Kiedy byłem w waszym wieku,
A naprawdę kiedyś byłem,
To czytałem o człowieku,
Który miał ogromną siłę.

Siłę tę nie w mięśniach chował,
Lecz w mózgowych zwojach krętych.
Kiedy w ruch szła jego głowa,
Drżały łotry, zbiry, męty.

Ten bohater, kiedy chciał, to
Umiał wygrać w każdej gierce,
Miał najbrzydsze w świecie auto
I najlepsze w świecie serce.

W pierwszej chwili wszyscy kpili,
Kiedy z auta on wychodził.
Cóż, nie byli raczej mili,
– Pan – mówili – Samochodzik!

Wóz ów jednak miał swój czar i
Kryła się w nim moc straszliwa,
Bo miał silnik od ferrari,
A do tego umiał pływać.

W każdym razie ciemne typy
Szans nie miały żadnych póki
Nasz bohater nie miał grypy
I gdy ja trzymałem kciuki.

Mam już pracę? Nic nie szkodzi.
Będę z wami całkiem szczery:
Chciałbym jak pan Samochodzik
Chwytać czarne charaktery.

W czytaniu książek dla dzieci i młodzieży nie jestem odosobniona. W kolejce po autograf Bohdana Butenki „Z panem Maluśkiewiczem i Wielorybem” Juliana Tuwima pod pachą” spotkałam się z … koleżanka, z którą kiedyś pracowałyśmy w Cogito. (A eks mąż usłyszawszy, że to kupiłam dopytywał się, czy na pewno z Butenką, bo innego nie warto!). Obie kupowałyśmy dla siebie.
Ale i do mnie przyszli dorośli. Jedna pani powiedziała otwarcie, że zakochała się w „Tropicielach” i w „Dzikiej”, bo uwielbia kryminały, a te są… „zarypiste”. Podobały jej się bardziej od „Klasy pani Czajki” i podziękowała mi za nie, bo tymi książkami udało jej się zachęcić do czytania nastoletnich wrogów książek. Bardziej od tej drugiej informacji, że „nie-czytający” sięgną po książkę, ucieszyła mnie ta pierwsza. Dorosła lubi to, co dla młodzieży. Zupełnie jak ja. Jakże to inne od podejścia pewnej dawnej znajomej, która bardzo chciała dostać „Klasę pani Czajki” z autografem, a potem powiedziała, że przeprasza, ale nie przeczyta, bo jest dorosła. Ja też jestem. A jednak kupiłam „Złodziejkę książek” autorstwa Markusa Zusaka. I teraz się wściekam, że nie mogę siąść do czytania. Niestety. Za dwie godziny rozpoczyna się w Zielonce impreza szkoleniowa TVP Warszawa. Drzemiący we mnie pisarz i czytelnik musi iść spać. Czas budzić dziennikarza.
PS. A jutro… o 14.00 Zapraszam na Święto saskiej Kępy. Czekam na wszystkich w Kępa Cafe – ul. Finlandzka 12a.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...