Jaki miły grajdołek

Spread the love
Dziś znowu wpadłam na Targi Książki. Po co? Potowarzyszyć przyjaciółce pisarce, która podpisywała swoje książki na jednym ze stoisk wydawniczych. Poszłam zrobić jej parę zdjęć i… poczekawszy aż skończy podpisywanie zeszłyśmy ze stoiska, by popatrzeć, na co tu jeszcze wydać forsę. (Znów kupiłam kilka pozycji, ale tym razem dla dorosłych.) Natychmiast wpadłyśmy w wir bliższych i dalszych znajomych. Tu poetka, a tu satyryk. Ostatnio ględziliśmy razem podczas wigilii w Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich. Dołączyłyśmy do poetki. Pójdziemy gdzieś we trzy – jak te wiedźmy z Makbeta. Niestety ja chcę tu, one tam. Bliżej jest tam gdzie ja chcę, więc idziemy tam najpierw. Tu… znajome piszące małżeństwo. I znajomy autor… Ględzimy i ględzimy. Co tam u nas? Jak książki? Jak recenzenci? Jak spotkania autorskie? Znacie się? Nie znamy się. A! Znamy się. Ci się znają, ci się nie znają, po chwili znają się wszyscy. A w ogóle to wszyscy o sobie coś słyszeli, więc nawet jak nie uścisnęli sobie nigdy wcześniej prawiczki, to znają się ze słyszenia, opowiadań i… z książek. Gdzie idziemy teraz?
– Chodźmy tam, bo tam siedzą on i on – zaproponowała poetka.
Idziemy. A tam… Uuu a! Pisarze dwa. Siedzą na jednym stoisku, nad talerzykiem ciastek, które sprzed nosa zjadają im przechodzący czytelnicy. (Skąd ja to znam? Brakuje babci pytającej o pierroty!) 
Jeden pisarzto znajomy, a drugiego, jak się po chwili okazuje też znam, ale ze słyszenia i  z widzenia. Tylko nie kojarzyłam osoby z nazwiskiem. Teraz się już znamy. Ględzimy słodko o ciastkach podkradanych z talerzyka. Po chwili, obok pojawia się pewien publicysta-historyk. Znamy go wszyscy. Więc i z nim słodko ględu-ględujemy. Po jakimś czasie pojawia się kolejny wspólny, znajomy pisarz…, a potem kolejny. I tak… przez dwie godziny kisimy się w miłym grajdołku, w którym wszyscy się znają. Kupujemy swoje książki, zbieramy w nich nawzajem swoje autografy, opowiadamy anegdoty z autorskich spotkań, starć z recenzentami itd. I powoli dochodzimy do punktu, w którym ze strachem zaczynam się zastanawiać, czy nie piszemy dla siebie nawzajem? Pisarze dla pisarzy? Pisarze pisarzom zgotowali ten los?
– Eeee chyba nie – uspakajam się po chwili. Bo przecież codziennie przychodzą do mnie listy od czytelników. Mają po trzynaście lat. Nie są jeszcze pisarzami. Ale… wszystko przed nimi. Może i oni chwycą za pióro. A wtedy dołączą do naszego grajdołka. Miejsca nie zabraknie.  A poza tym grajdołek pisarski jest tak miłym oddechem po dziennikarskim bagienku, że ciężko się z niego wydłubać i wrócić do redakcji.
PS. A święto Saskiej Kępy było wodniste. Lał deszcz. Z mojego spaceru nic nie wyszło. Odbył się wirtualnie na ścianie Kępa Cafe. Potem… w Dominium Pizza na Francuskiej (gdzie często jadam) dopadli mnie czytelnicy-przyjaciele. Jedna czytelniczka to nawet z USA przyleciała… A nie widziałyśmy się ponad 27 lat… Chciała „Dziką”, bo zainteresowała ją tematyka. Mnie też. Po to napisałam.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...