Ale Kaśka milczała. Z kabiny dobiegał szloch. Dopiero po kilkunastu minutach dał się słyszeć urywany szept:
– Idźcie po Czajkę.
Małgosia pobiegła po wychowawczynię, której po drodze streściła całą sytuację. Tego dnia Kaśka została zwolniona do domu, a klasa usłyszała:
– Pożyczasz Kowalskiemu złotówkę – tłumaczyła pani Czajka na zwołanej naprędce godzinie wychowawczej. – Ktoś mówi, że to ty pożyczyłeś od Kowalskiego złotówkę, inny, że było to dziesięć złotych, a jeszcze inny, że sto. Potem suma rośnie i dochodzi do miliona. Wreszcie pożyczka zamienia się w kradzież, a następnie w napad rabunkowy. Na końcu dowiadujesz się, że zamordowałeś Kowalskiego dla miliona. A przecież… ty mu tylko pożyczyłeś złotówkę. Zapamiętajcie to sobie. Plotkom nie należy wierzyć. Nie wolno też ich rozsiewać. Jeśli idzie o historię z Kaśką, sami wymyślcie, jak naprawić wyrządzoną jej krzywdę.
Kiedy teraz w bibliotece, obkładając kolejną książkę, Małgosia przypomniała sobie wydarzenia z poprzedniego dnia, wiedziała już, o czym będzie jej wypracowanie „Największa zmora mojej klasy”. „Ale wypracowanie Maćka będzie chyba jednak o bójce” – pomyślała, bo za tę historię z plotką Maciek znowu stłukł Michała. Na szczęście tym razem nie na terenie szkoły.
Powyższy cytat to z rozdziału „Plotka” z mojej własnej książki „Klasa pani Czajki”. Przypomniał mi się wczoraj, właśnie za sprawą plotki. Przyznam, że telewizja to najbardziej plotkarskie miejsce świata, jakie znam. Plotki krążą tu codziennie i o każdym. Kiedyś koleżanka jechała do teatru, więc do redakcji przyniosła wieczorową kreację. Po zakończeniu pracy, przebrała się w łazience. Inny elegancko ubrany kolega akurat jechał z redakcji na jakiś bankiet i miał zamówioną taksówkę. Jako gentleman zaproponował koleżance, że ją podwiezie. Z redakcji wyszli razem i na dodatek elegancko ubrani. To wystarczyło, żeby poszła plotka. Są para. On zdradza żonę. Ona z nim sypia itd. Ofiarami takich plotek, biorących się tak naprawdę z niczego, padają chyba wszyscy. Ja również. Kilka razy odwiozłam do domu montażystę. Mieszka niedaleko mnie. Ja na Saskiej Kępie on na Grochowie. Pracę skończyliśmy po 22-giej. To też wystarczyło. Mamy się ku sobie. Ucichło, bo ta plotka została zastąpiona nową. Od kilku miesięcy regularnie wysłuchuję jak to mam romans z kolejnym montażystą. Czemu raptem z nim? Często razem montujemy. Czasem na korytarzu gadamy i śmiejemy się. To najwyraźniej wystarczyło, bo kilka miesięcy temu zostałam zagadnięta przez koleżankę, czy to prawda, że jestem jego narzeczoną. Nauczona doświadczeniem, że jak się słyszy płotkę i to tak głupią, najlepiej jest przytakiwać – przytaknęłam. Dodając oczywiście pikanterii. Tu potrzebne wyjaśnienie: „narzeczony” montażysta chodzi o kulach, bo jest po wypadku motocyklowym. Dlatego powiedziałam:
– Tak. Zawsze kręcili mnie faceci o trzech laskach, z czego dwie w gumce.
Koleżanka, która zadała to głupie pytanie, a działo się to na ulicy, syknęła:
– Ciszej wariatko! Ktoś może usłyszeć!
– No to co? – Odparłam. – Przecież ty zaczęłaś te bzdury!
Oczywiście na najbliższym montażu z „narzeczonym” nie omieszkałam mu powtórzyć całej historii. Uśmiał się, a potem pokręcił głową i powiedział, że telewizja słynie z takich debilizmów. Po miesiącu zadzwonił do mnie z inną sensacją:
– Dziś dowiedziałam się, że razem mieszkamy, więc dzwonię tylko powiedzieć, że będę w domu jak zwykle, czyli po pracy.
Plotka nie ustaje, więc czasem na montażu, gdzie w trakcie pracy gadamy o tym i owym, mówi z szelmowskim uśmiechem:
– Dobra. Te rozmowę dokończymy w domu!
Przedwczoraj zadzwonił pochwalić się, że został dziadkiem. (Chwalił się tym zresztą wielu osobom). Wczoraj informacja do mnie wróciła w tej formie:
– Słyszałam, że jesteś już babcią.
– Prababcią – odparłam wprawiając zadającą mi to idiotyczne pytanie koleżankę w konsternację.
Jednak to, jak ewoluuje telewizyjna plotka korytarzowa, najlepiej widać na przykładzie historii kolegi Jarka. Otóż Jarek pojechał na zdjęcia. Gdy z nich wrócił włożył do przeglądarki dysk XDCAM, by przejrzeć materiał, spisać kody i napisać tekst. Niestety ów dysk w przeglądarce pękł i nie można go było wyjąć. Operacja wyciągania dysku z przeglądarki trwała dobrą godzinę. Po wyjęciu okazało się, że dysk jest do śmieci. Jarek musi na zdjęcia jechać jeszcze raz. Niestety już nie tego dnia i następnego też nie, bo dyżury reporterskie mieli inni. Historia ze złamaniem dysku miała miejsce przedwczoraj. Wczoraj usłyszałam na montażu tragiczną i sensacyjną wiadomość.
– Słyszałaś? Jaka straszna rzecz przydarzyła się Jarkowi. Leży w szpitalu. Podobno dysk mu wypadł!
Ryknęłam śmiechem.
– Nie wypadł tylko złamał się i nie ten w kręgosłupie, ale ten wyjmowany z kamery. Nie leży w szpitalu tylko siedzi w domu – wyjaśniłam montażystce użalającej się nad Jarkiem.
I wracając do domu pomyślałam, że telewizyjna plotka działa jak Radio Erewań.
Najsłynniejsze pytanie słuchacza do tego radia brzmiało:
– Czy to prawda, że w Paryżu na Placu Pigalle rozdają Mercedesy?
– Zasadniczo prawda, ale… nie w Paryżu na Placu Pigalle tylko w Moskwie na Placu Czerwonym. Nie Mercedesy a rowery. I nie rozdają, tylko kradną.