A może on w słusznej sprawie?

Spread the love

Był taki stary kawał rysunkowy: facet biegł za kobietą z siekierą. Drugi chciał ruszyć niewieście na pomoc, ale powstrzymała go jego własna żona mówiąc: „Poczekaj! Może on w słusznej sprawie?”

Miałam wczoraj taki dylemat. Wracałam tramwajem do domu. Wyjątkowo więcej niż dwa przystanki, bo zamiast przy rondzie de Gaulle’a wsiadłam przy rondzie Daszyńskiego, dlatego do Ronda Waszyngtona jechałam dwa razy dłużej. Przy Smyku wsiedli oni – mali, chudzi, zgarbieni. Od razu zwrócili moją uwagę, bo wyglądali, jak z lat 80-tych, a może nawet i z 70-tych. On dawno niestrzeżony, chudy, w sandałach na skarpetki, w brązowych sztruksach za dużych, mocno ściśniętych paskiem przewleczonym przez szlufki odpruwające się od rozpruwających spodni. Ona jeszcze drobniejsza i chudsza, w brunatnym żakiecie, brązowej spódnicy, czarnych rajstopach i sandałach założonych na stopy z potwornymi haluksami. Stała tuż przy drzwiach, wciśnięta twarzą w rączkę. Oboje byli przepaleni, przepici i ze znacznymi brakami w uzębieniu. Mogli mieć około 60 lat, choć trudno dokładnie to określić. Mimo, że tramwaj to najnowsza „Pesa”, jednak poziom hałasu tłumił słowa, a dodatkowo poważny brak zębów w jego szczęce uniemożliwiał mi właściwe zrozumienie awantury, jaką ów pan robił publicznie swojej – jak zrozumiałam z tej awantury – żonie. Domyśliłam się jednak, że chodziło o jakąś karę czy mandat, która została na nich nałożona, a której żona nie potrafiła anulować. Te szczegóły były wypowiadane jednak o wiele ciszej niż wyzwiska, z których wynikało, że żona jest głupia, beznadziejna, ma „przestać do niego się dopier…”, bo sama jest wszystkiemu winna. On pokazał urzędniczce „gdzie jest jej miejsce w szeregu”. A urzędniczka głupia, a ona sama niepotrzebnie się wtrącała. I tak dalej… i tak dalej… Pani stała, zgarbiona, potulna i niemal przytulona do poręczy tramwaju. Słuchała i milczała. Widziałam tylko tył jej głowy. Jego cały profil. Pieklił się, wykrzywiał twarz w złości, choć… w pewnym momencie rozpromienił się. Oto jakaś pasażerka spytała, czy dojedzie tym tramwajem na Dworzec Wschodni. Wówczas naprawdę życzliwie pan udzielił odpowiedzi. Potem znów wrócił do wrzeszczenia na żonę. Przyznam, że zastanawiałam się przez chwilę, czy zwrócić mu uwagę, żeby nie poniżał jej, a szczególnie nie robił tego publicznie w tramwaju. Pomyślałam jednak, że może nie jest to najlepszy pomysł. Co to da? Sobie tylko poprawię samopoczucie, a on, nawet jeśli się zawstydzi, to być może w domu wyładuje swoją złość na tej chudej, zgarbionej postaci. Jej twarz zobaczyłam dopiero, kiedy wysiadałam. Wtedy automatycznie przestało być mi jej szkoda. Dlaczego? W tej twarzy było tyle nienawiści do niego i pogardy dla całego otaczającego świata, była jakaś agresja, wściekłość przy której twarz jego wydała mi się nawet łagodną. Od razu więc przypomniałam sobie ten dowcip rysunkowy i przyznaję, że pierwszy raz w życiu ja pomyślałam, jak kobieta z rysunku: „A może on w słusznej sprawie”?

I tak drugi dzień myślę o tym zdarzeniu. Co innego mówiło jej ciało, które z tyłu, gdy patrzyłam, wydało mi się bezbronne i nieszczęśliwe. Co innego mówiła twarz, która wzbudziła moje większe przerażenie niż jego awantura. Czy w takich sytuacjach być obojętnym, czy nie być? Tyle mówimy o tym, by reagować, gdy widzimy przemoc. Są jednak chyba takie historie, kiedy wydaje mi się, że może jednak lepiej milczeć i obserwować? Zaczynam się naprawdę zastanawiać, czy w czterech ścianach role w tym małżeństwie nie odwracają się. W końcu wszystko jest możliwe.

Miałam też drugą myśl. W Warszawie świat na prawym i lewym brzegu Wisły różnią się od siebie. Gdy w 1988 roku moi rodzice odzyskali to mieszkanie, w którym teraz mieszkam i zamieszkali na Saskiej Kępie, mama powiedziała: „twarze, które widzę tu w tramwaju potrafią przerazić.”. Miała rację.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...