Żyję, czyli po premierze

Spread the love

Jesteśmy po premierze. I żyjemy. To najważniejsze. Jak wypadło? Nie mnie oceniać. Mam natomiast kilka refleksji sprowadzających się do tego, że świat naprawdę jest pełen absurdów. W tym absurdów teatralnych. Pierwszy to taki, że w praktyce okazało się, iż scena, na której był spektakl nie nadaje się do grania bez nagłośnienia. Nie wiedzieliśmy o tym. Dlatego nie zgłosiliśmy zapotrzebowania na mikrofon z mikroportem, bo nam to do głowy nie przyszło. W czasach Antoleńka i Skręcipitki też budowano teatry. O nagłośnieniu nikt wtedy nie słyszał, aktorzy mówili ze sceny do ludzi i było ich słychać. Wszystko dlatego, że za sceną nikt nie budował żadnych pomieszczeń, a grubą ścianę, od której mógł odbijać się dźwięk. Na tej scenie za kotarą wybudowano pomieszczenie nie oddzielone od sceny żadną ścianą. Dźwięk nie ma się więc od czego odbić. To dla nas nowe, ale cenne doświadczenie. Najwyraźniej sceny budowane w czasach współczesnych nastawiane są na to, że korzysta się na nich ze zdobyczy techniki. Choć mnie wydaje się, że ich konstruktorzy i budowniczowie powinni raczej jednak pokorzystać trochę z doświadczeń swoich przodków, którzy budowali teatry nawet w starożytności, kiedy słowo prąd dotyczyło tylko nurtu w rzece.

Drugi absurd to…, co też ludzie myślą o spektaklu na podstawie tytułu… Otóż, jak mi doniosła znajoma, na sali obok niej siadły dwie rozchichotane panie, które przyszły na „Listy do Skrecipitki”, będące rzekomo spektaklem o… dwóch lesbijkach. Przypuszczam, że już po minucie musiały przeżyć bolesne rozczarowanie, ale… zostały do końca. Podobno w trakcie sztuki nie odezwały się nawet słowem.

A trzeci absurd to taki, że… przyszło ponad 200 osób. Sala mogła pomieścić tylko 150. Ponad te 150 wpuszczono jeszcze trochę ludzi, by siedzieli na dostawionych krzesłach i na schodach. Reszty nie wpuszczono, ze względów bezpieczeństwa. Podobno pierwszy raz tak się stało, ze sala miała takie oblężenie. Co w tym jest absurdalnego? Ano to, że kiedy wielu znajomych zapraszałam na spektakl i mówiłam, że jest o 22-giej to twierdzili, że o tak później porze niewielu przyjdzie. A jednak!

No i jeszcze na koniec absurd z gatunku nie teatralnych tylko językowych. Napisałam na Facebooku: „Już po premierze. Dochodzę do siebie.” A tu pojawiło się pytanie: „był zamach na Donalda?”. Cóż… premier i premiera w jednym stali domu…

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...