Dziś TVP ma wyemitować pierwszy odcinek niemieckiego serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”, który wzbudził szereg kontrowersji. Na temat serialu napisano już dziesiątki artykułów. Zacytuję więc tylko fragment komunikatu Centrum Informacji TVP: W dniach 17, 18,19 czerwca TVP1 wyemituje głośny trzyodcinkowy serial niemieckiej telewizji publicznej ZDF „Unsere Mütter, unsere Väter” („Nasze matki, nasi ojcowie”). Serial opowiada o wojennych losach pięciorga młodych mieszkańców Berlina w przeddzień ataku na Związek Radziecki w czerwcu 1941 roku. W Polsce zrobiło się o nim głośno, gdy okazało się, że w trzecim odcinku tej mini serii w sposób uproszczony i kontrowersyjny przedstawiono okupację niemiecką w Polsce, w tym antysemickie postawy w polskim ruchu oporu. Wywołało to burzę w polskich mediach, protestował ambasador RP w Berlinie, a w liście do dyrektora generalnego ZDF Thomasa Belluta prezes TVP Juliusz Braun ocenił, że polski wątek serialu „nie ma nic wspólnego z prawdą historyczną i dlatego musi zostać potępiony i odrzucony”. Zaproponował też niemieckim partnerom pomoc TVP w przygotowaniu specjalnego dokumentu o niemieckiej okupacji w Polsce. Dokument ten widzowie ZDF zobaczą już w czerwcu. Powyższe wydarzenia mocno zainteresowały polską opinię publiczną, ale była ona skazana jedynie na pośrednictwo dziennikarzy i polityków w ocenie niemieckiego serialu, nie mogąc wyrobić sobie w tej kwestii własnego zdania. Dlatego TVP podjęła decyzję, by cały mini-serial, w tym jego kontrowersyjny trzeci odcinek, pokazać wszystkim polskim widzom. – Telewizja Polska uważa – stwierdził rzecznik prasowy TVP Jacek Rakowiecki – że na tym polega ważna część misji stacji publicznej: na stwarzaniu możliwości widzom, by sami ocenili dyskutowane czy kontrowersyjne dzieła i nie byli zmuszani do zdawania się wyłącznie na cudze opinie, jakkolwiek nie byłyby one słuszne.
Aby w ocenie i rozeznaniu się w kontrowersji „Naszych matek, naszych ojców” pomóc widzom, emisja trzeciego odcinka serialu, w środę 19 czerwca, zostanie w TVP1 poprzedzona wprowadzeniem historycznym, zaś po filmie odbędzie się debata historyków i ekspertów o polityce historycznej w Niemczech i Polsce.
Tymczasem w sieci pojawiły się demot m.in. takiej treści: „Bądź Polakiem. Wyłącz telewizor”.
Jak mamy bronić historii naszych ojców czy dziadków, a co za tym idzie historii naszego kraju, jeśli nie obejrzymy tego filmu? Jak mamy merytorycznie dyskutować na ten temat? W Armii Krajowej był i mój ojciec i stryj, który poległ w Powstaniu Warszawskim, jako niespełna 16 latek, a także mój dziadek. Jak mam bronić ich honoru nie znając filmu, który szarga wpajane mi od dzieciństwa wartości? Dlaczego zapoznając się z nim w celu merytorycznej obrony prawdy historycznej jestem od razu określana „nieprawdziwą Polką”? Gdy w prywatnej dyskusji na Facebooku napisałam pod zamieszczonym demotem, że „krytykowanie czegoś, czego się nie widziało i namawiane do bojkotu tego to wyjątkowo idiotyczna postawa, a sugerowanie, że jak ktoś to obejrzy nie jest prawdziwym Polakiem to dno” przeczytałam, że… od tej pory zamieszczająca demot osoba nie będzie promowała monodramu Ulubionego „Listy do Skręcipitki”, bo go nie widziała. No wyjątkowo to moim zdaniem niskie. Poza tym bardzo przepraszam, ale mamy do czynienia z dwoma zupełnie innymi zjawiskami. Promowanie dzieła, którego się nie widziało jest zjawiskiem powszechnym, bo tak działają patroni medialni, z którymi producenci różnych dzieł zawierają umowy jeszcze w trakcie produkcji! Patronami medialnymi „Listów do Skrecipitki” zostały m.in. miesięcznik „Stolica” (zapraszam do kiosków po ostatni numer 6-7/2013 gdzie jest wywiad z całą naszą trójką twórców). Patronem została też TVP Warszawa. Wiadomo, że patroni podpisując z nami umowę patronacką wiedzieli jedynie o czym jest monodram, ale nikt go wtedy jeszcze nie widział, bo prace nad sztuką dopiero trwały!
Wróćmy jednak do niemieckiego serialu. Przyznam, że niezwykle mnie interesuje zarówno sam serial, jak i to jak z problemem drugiej wojny światowej radzą sobie Niemcy. A przede wszystkim ciekawi mnie debata historyczna na ten temat, którą TVP zapowiedziało na środę wieczór 19-go czerwca. Zwróćmy uwagę, że na świecie np. w USA wielu obywateli nie wie, jakiej narodowości byli naziści! Nawet w Izraelu słowo „nazista” nie kojarzy się z Niemcem! Moi dziadkowie, Ojciec, Stryj, brat mojej matki (prześladowany po wojnie przez UB) walczyli z Niemcami. Nikt z nich nigdy nie mówił, że z nazistami! Dziś mamy dziwną sytuację, kiedy nasz były okupant na tyle odwrócił uwagę świata od swojej roli w czasie drugiej wojny światowej, że często z nazistami jesteśmy utożsamiani my – Polacy. Od iluż lat walczymy z „polskimi obozami śmierci”! Z roku na rok w sprawie II wojny światowej świat stoi na głowie, a my pozwalamy mu na niej stać. Być może między innymi dlatego, że uniemożliwiamy samym sobie merytoryczne dysputy. Zobaczmy, o co chodzi. Posłuchajmy historyków. Zwłaszcza zróbmy to, jeśli nasza wiedza historyczna jest mała, lub opiera się tylko na domowych opowieściach. Powszechnie wiadomo, że z czasem w pamięci uczestników zwiększa się liczba zabitych wrogów i zmienia się ich rola w wojnie.
Niemcy, jako naród latami mieli problem z drugą wojną światową. Przypomnę tylko taki drobiazg. Młodzieżowa książka Adama Bahdaja „Do przerwy 0:1”, która została przetłumaczona na kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt języków świata nigdy nie ukazała się w Niemczech. Dlaczego? Otóż jej bohaterowie byli w wielu przypadkach sierotami wojennymi. Akcja powieści dzieje się przecież na zrujnowanej wojną, powstaniem warszawskim i eksterminacja ludności cywilnej – Woli. To było za trudne, by pokazywać takie rzeczy niemieckim dzieciom. A przecież powieść dotyczyła… piłki nożnej! Skoro lata temu ten naród nie radził sobie z wojną i swoją rolą w niej bojąc się niewinnej powieści Adama Bahdaja, chyba warto zastanowić się, co dzieje się z tym faktem i z tym narodem teraz. W ogóle warto zerknąć jak historia i spojrzenie na nią zmienia się wraz z upływem lat. My, jako społeczeństwo, z wielką łatwością popadamy ze skrajności w skrajność. Kiedy w latach 50-tych mój ojciec kończył liceum został przez konflikt z nauczycielką historii usunięty ze szkoły tuż przed maturą. Miało to wszystko podtekst polityczny. Rodzina Ojca i on sam byli powiązani z Armią Krajową, a oficjalne władze polskie twierdziły, że byli to bandyci. Ojciec zdał maturę eksternistycznie w Lublinie i tam poszedł na studia na Katolicki Uniwersytet Lubelski, bo była to jedyna uczelnia, która przyjmowała „takich bandytów” jak on. Mojej matki brat – partyzant z AK na Lubelszczyźnie był po wojnie prześladowany przez UB. Uciekł przed nimi do Szczecina. Funkcjonariusze służby bezpieczeństwa wpadli na jego trop jednak na tyle późno, że „tylko” przetrzymali go 48 godzin i pobili. Gdy po latach schorowany starał się o przyjęcie do ZBOWiDu, wówczas partyzancką przeszłość wujka kwestionował przewodniczący tamtejszego koła ZBOWiD – funkcjonariusz UB, który w latach 50-tych przesłuchiwał go piorąc przy tym po mordzie. Paradoksalnie po latach Armia Krajowa doczekała się pomników. Zrehabilitowani zostali „Żołnierze wyklęci”. Jednocześnie coraz częściej słyszę i czytam o „zbrodniczej” Armii Ludowej współpracującej z Armią Czerwoną przeciwko „Prawdziwej Polsce”. Tak zmienia się ocena historii.
Patrzenie sercem jest z pewnością ważne, gdy broni się honoru Ojczyzny, choć niestety często powoduje brak obiektywizmu tak potrzebny w merytorycznych dysputach. Nie jestem jednak przekonana, że bojkotowanie filmu z powodów ewidentnie emocjonalnych jest dobrym posunięciem. Zaś odbieranie tym, którzy chcą go oglądać prawa do bycia prawdziwymi Polakami jest moim zdaniem poważnym nadużyciem. Nikt nie ma monopolu na Polskę i polskość! PRL też bawił się słowem „patriotyzm”. W sprawie niemieckiego serialu każdy ma prawo wyrobić sobie swoje zdanie. Każdy ma prawo ocenić kinematografię niemiecką, jeśli chce wziąć udział w narodowej, a nawet międzynarodowej dyskusji na temat roli Polski i Polaków w II wojnie światowej. Oczywiście od mojej adwersarki w dyskusji usłyszałam, że telewizja „Trwam” zamieściła minutowy materiał, który mówi, co jest w serialu i ten minutowy materiał wystarczy, by podjąć jedyną słuszną decyzję o bojkocie filmu, a co za tym idzie bojkocie TVP! Proszę państwa! Przeciwko bojkotowaniu czegoś na podstawie streszczeń protestuje jeszcze goręcej! Przypomnę tylko, że podobno przed ponad 60 laty w ZSRR na indeksie znalazł się Ernest Hemingway i jego książka „Stary człowiek i morze”, ponieważ doradcy streścili Stalinowi książkę w ten sposób, że jest to historia faceta, który ciągnie sieć z rybą i wyciąga szkielet.” Stalin stwierdził, że to jakaś głupota. Ponoć to określenie przesądziło o losie wszystkich książek Hemingwaya w radzieckich wydawnictwach. Nie bądźmy jak decydenci z dawnego ZSRR!
Pozostaje oczywiście jeszcze kwestia tego rodzaju, czy niemiecki mini-serial miał sfabularyzować prawdziwe wydarzenia czy jest niemieckim odpowiednikiem „Czterech pancernych” lub „Stawki większej niż życie”. Tylko przypomnę, że popularni „Pancerni” też odbiegają od prawdy historycznej, niemniej jednak pozostają świetnym serialem przygodowym osadzonym w realiach II wojny światowej. Zaś również odbiegająca od prawdy historycznej „Stawka”, pozostaje jednym z lepszych polskich seriali sensacyjnych. Może jest to dobre dzieło telewizyjne, choć niepoprawne historycznie? Takich niepoprawnych historycznie dzieł jest mnóstwo. Pozwolę sobie zauważyć, że 12 lat temu amerykanie wyprodukowali film „Enigma”, który dotyczył niemieckiej maszyny szyfrującej. Jej kod jeszcze w latach 30-tych złamali polscy naukowcy. Tymczasem w filmie, (co zresztą świetnie napisał jeden z recenzentów) „tylko jednym zdaniem wspomina się o udziale polskich matematyków w rozszyfrowaniu kodu Enigmy, a co gorsza, jedyny pojawiający się na ekranie polski bohater ukazany jest, jako zdrajca, wydający Nazistom efekty działań brytyjskiego wywiadu i narażający tym samym aliantów na kolosalne straty w ludziach.” Filmów fabularnych, które pokazują Polaków w nieprawdziwym świetle jest cała masa! To ważne, że ktoś wreszcie przeciwko temu protestuje. Pozostaje jednak pytanie, czy protesty o prawdę historyczną w sztuce w ogóle mają sens? W końcu „Bekarty wojny” też mijały się z prawdą historyczną, a powstał świetny film! Czy należy w ogóle oceniać filmy osadzone w historycznych czasach przez pryzmat tego czy są zgodne z historią czy przez pryzmat tego, jakimi są dziełami w swoim gatunku? Nie wiem. Wiem, że też bym chciała, aby w zachodnich mediach nie pojawiały się „polskie obozy śmierci”, by Polacy nie byli uważani za antysemitów i żeby przestano robić bandytów za moich przodków – członków AK. Niestety pomysłu na to, jak to przeprowadzić nie mam. Jestem jednak głęboko przekonana, że bojkotowanie filmów przed obejrzeniem, będące czymś w rodzaju palenia przed przeczytaniem i namawianie do tego, jest działaniem wyjątkowo prymitywnym.
Od dawna śmiem twierdzić, że historię najlepiej ocenia się, gdy nie jest się w nią w żaden sposób emocjonalnie zaangażowanym. Mój osąd serialu też pewnie będzie skażony moim polskim sercem i emocjonalnym zaangażowaniem w historię Polski, którą budowali moi przodkowie. Choć z demota dowiedziałam się, że nie jestem prawdziwą Polką. No to kim jestem? I co to znaczy prawdziwa? W starym sztambuchu z lat szkolnych koleżanka napisała mi kiedyś:
„Ucz się pilnie bądź cnotliwa,
a zwać się będziesz Polka prawdziwa.”
Jakież wtedy wszystko było proste…