Pęd do Casio

Spread the love

Ostatnie dni to istny cyrk, a przecież przygotowujemy monodram. Gdybym chciała opisać wszystkie absurdalne zdarzenia ten wpis miałby kilkadziesiąt stron. Opiszę więc jedno. Otóż dla potrzeb monodramu Ulubiony ćwiczy coś tam na trąbce (wiem co, ale nie zdradzę). Ponieważ chce, by nie była to tak tylko odegrana melodia, a raczej wariacje na temat, więc stwierdził, że chętnie skorzystałby z jakichś klawiszy… Pomoc zaoferowała dziewczyna mojego syna. Gra na pianinie, więc w domu ma instrument. Mieszka niedaleko…. Ale tak brzdąkać komuś nad głową? Z drugiej strony… przecież u nas w domu też są wielkie półprofesjonalne klawisze CASIO. Kiedyś mój syn chodził na naukę gry na pianinie i grał. Niestety kilka lat temu pożyczył zasilacz do klawiszy koledze. Kolega twierdzi, że nic takiego nie miał miejsca. Gdzie leży prawda? Trudno dociec. Efekt jest taki, że klawisze są, ale dźwięku wydobyć się z nich nie da. Postanowiłam dokupić zasilacz. Byliśmy na mieście, gdy poprosiłam syna, by podał nam namiary SMS’em. Z zapisanymi w SMS’ie parametrami pojechałam do pierwszego sklepu. „Były, ale ostatni sprzedałem wczoraj” – odparł pan. Po godzinnym przeszukiwaniu internetu trafiłam na zasilacz w firmie przy ul. Postępu. Mieliśmy strasznie dużo rzeczy do załatwiania. Podcinanie wąsów, mierzenie bonżurki, drobne zakupy na premierę, a przede wszystkim opracowywanie plakatu, zaproszeń, programu teatralnego itd. Jednak do hurtowni dotrzeć nam się udało, choć wpadliśmy dosłownie w ostatniej chwili przed zamknięciem, na dodatek mocno zlani deszczem. Zasilacz kosztował 50 złotych. Ponieważ samochód mamy w warsztacie (znów ktoś mi wjechał w tył. Może w końcu to opiszę, bo też absurdalne), więc poruszaliśmy się transportem publicznym. Podróż trwała, więc na przykład słałam maile z komórki w trakcie jazdy, albo z lapotopa rozłożonego na stoliku w McDonald’s gdzie wpadliśmy na szybką kawę. Na dodatek jeszcze czekało nas jedno spotkanie niedaleko miejsca zamieszkania. Koniec końców w domu byliśmy przed 18-tą. Głodni jak dzicy rzuciliśmy się na spiesznie przygotowane pierogi. Ja podłączyłam zasilacz, a tu… cisza. Co się okazało? Do klawiszy można używać tylko firmowych zasilaczy. Mało tego! Nawet jest to napisane pod spodem, ale chyba mój syn nie przeczytał albo mi nie powtórzył, albo nie dosłyszałam. W każdym razie teraz wiemy już z praktyki, że żaden inny zasilacz poza firmowym nie będzie działał. To nas oczywiście trochę załamało. Była jednak i dobra wiadomość. Równocześnie okazało się bowiem, że klawisze działają na… sześć baterii paluszków AA. Ulubiony zrobił więc to, co miał zrobić. Ja zaś dziś kupiłam zasilacz na e-bay. Wraz z przesyłką z Wielkiej Brytanii będzie mnie kosztował niecałe 60 złotych. Hurtownia obiecała przyjąć od nas zwrot zasilacza. I tylko zmarnowałam czas. Taki miałam pęd do Casio.

Na pocieszenie…

PS Od razu po opublikowaniu tekstu znalazłam w nim kilka błędów. Poprawiłam je, a teraz (po kilku godzinach) okazało się, że poprawki pozostały tylko w formie szkicu…

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...