Są trzy rzeczy, które dobijają mnie zawsze, a przed świętami zwłaszcza: mróz, korki na mieście i rodzice, którzy ciągają malutkie dzieci po hipermarketach.
Na mróz wpływu nie mam, na korki też nie, bo sama korkuję miasto używając auta. Trudno jednak, bym z zakupami jeździła środkami komunikacji miejskiej i obciążała kręgosłup dźwiganiem siat. Niestety nie mam też wpływu na głupich rodziców, którzy po wielkie zakupy do zapchanych do granic możliwości hipermarketów łażą z bobasami lub ledwo chodzącymi szkrabami. Nigdy nie zrozumiem czemu matki nie dogadają się między sobą? Czemu jedna nie pilnuje dzieci a druga nie idzie na zakupy? Nie żyjemy na pustyni! Warszawa jest wielka. Ja tak poznałam przyjaciół, bo połączyła nas piaskownica i bawiące się w niej nasze dzieci. Dziś dzięki temu, gdy nie mam już rodziców, mam do kogo pójść na święta. To dzięki przyjaciołom i pomocy sąsiedzkiej, gdy Maciek był mały mogłam pójść na zakupy i w takie dni jak teraz przed świętami nie musiałam ciągać go ze sobą. Do hipermarketu brałam rzadko. Dopiero jak podrósł. Dzieciak w hipermarkecie, a zwłaszcza a kilometrowej kolejce do kasy męczy się, więc… matki podchodzą bez kolejki. Ostatnio widziałam do kasy druga kolejkę pięciu wózków. Wyjące ze zmęczenia dziecko męczy innych. Ale cóż… w IV RP rodzice nie litują się nad własnym potomstwem tylko niczym w PRL biorą w kolejkę, by zostać obsłużonym poza nią. A mnie potem w aucie w uszach brzmi okropne wycie i muszę je zagłuszać radiem, poszukując piosenki gnębicielki, która na tyle zapadnie mi w pamięć, że nie będzie wycie dziecka wierciło mi w czaszce. Oj te święta!
Author: Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka.
Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka.
Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka.
Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...