Kiedyś pisałam już o spamie, który jest nie do wytępienia, bo fałszywe informacje raz puszczone w ruch wracają jak bumerang nawet po kilku latach. Ostatnio znów taki spam się pojawił. Nie ma twarzy poparzonej dziewczynki, ale pysk psa, a właściwie 600 psów ze schroniska w Józefowie, które rzekomo maja być uśpione. Brzmi tak:
WAŻNE!!! Zapadła decyzja o likwidacji schroniska w Józefowie, 600 psów i 30 kotów ma być UŚPIONYCH. Błagam was rozpowszechniajcie tę wiadomość. Może ktoś wziąłby na dom tymczasowy jakiegoś zwierzaka. Będziemy też zbierać karmę, pieniądze na hoteliki, by choć trochę ich uratować.
Artur Starosz nr tel. 668249268
Ula Kurek 880822051
Błagam cię rozsyłaj. Dla ciebie to tylko skopiowanie tej wiadomości ale dla tych biednych zwierząt to szansa na dalsze i lepsze zżycie. JEŚLI NAPRAWDE MASZ SERCE WRZUĆ TO NA SWOJĄ TABLICĘ.
Od wielu tygodni ludzie masowo to sobie udostępniają na Facebook’u. Każdy chce pomóc pieskom. Ja pewnie nie mam serca. Nie pomagam pieskom. Zamiast bezmyślnie wrzucać na tablicę przypominam sobie, że jesienią 2011 roku jeździłam do Józefowa w sprawie schroniska, które miało być likwidowane. Robiłam rzeczowy reportaż. Pokazywałam sytuację psów. Apelowałam do widzów o branie zwierząt pokazując je. Dlatego coś mi śmierdzi. Zaglądam na stronę schroniska, a tam… informacja z 5 stycznia br. Zatytułowana ni mniej ni więcej tylko „Sprostowanie”. Treść taka:
„Szanowni Państwo,
Na portalu Facebook oraz innych forach znów pojawia się informacja dotycząca zamknięcia naszego schroniska i uśpienia 600 psów. Ponieważ otrzymujemy maile i telefony w tej sprawie, postanowiliśmy umieścić krótkie sprostowanie. Powyższa informacja nie jest prawdą. Co więcej, schronisko w Józefowie nie jest autorem tego tekstu. Informacja ta pojawiła się w 2011 roku i krążyła po Internecie, ale nigdy nie była udostępniana ani na naszym fanpage’u, ani na oficjalnej stronie czy stronie wolontariuszy.
Schronisko rzeczywiście miało poważne problemy, część z nich pozostała, wiele psów nadal od dawna czeka na swoje nowe domy, ale nigdy nie brano pod uwagę tak drastycznych rozwiązań jak uśpienie psiaków.
Osoby podane w kontakcie nigdy nie potwierdziły tych informacji. Nie znamy autora tej notatki.”
Nie zmienia to jednak faktu, że ludzie nie zaglądają na stronę schroniska. Nie dzwonią do niego, nie dzwonią pod numery telefonów ze spamu, tylko rozsyłają go dalej, jak makówka mak. Jeden z kolegów napisał: „Jak widzę głodującego psa to wolę dmuchać na zimne!”
Bardzo kocham zwierzęta. Miałam i psy i koty i rybki i papugę i szczury i świnkę morską. Każde ze zwierząt opłakiwałam, gdy odchodziło, bo twierdzę, że zwierzę robi nam krzywdę raz, jak umiera. A człowiek człowiekowi na każdym kroku. Mam swojego ukochanego psa, który robi wiele szkód, a jednak kocham go i trzymam w domu. Choć zniszczył mi masę rzeczy, jest stary, posiwiały, śmierdzi mu z ryja, potrafi ugryźć i puszcza takie bąki, że przy nich gazy łzawiące używane podczas demonstracji to mały pikuś.
Jednak miłość do zwierząt ma moim zdaniem pewne granice. Właśnie dlatego, że kocham mojego psa nie wzięłabym drugiego ze schroniska. Wiem, że temu mojemu siwemu, staremu, trzynastoletniemu skurwielowi serce by pękło, że jest jakaś konkurencja. W końcu jest strasznie zaborczym pieszczochem.
Tymczasem codziennie zewsząd atakują mnie jak nie tego typu notki, jak ta spamerska o rzekomej groźbie uśpienia psów ze schroniska, to zdjęcia psów, nad którymi się ktoś znęcał. Współczuję wszystkim tym zwierzętom. Wszystkim maltretowanym koniom, które padły, bo gospodarz zaharowywał je na śmierć każąc ciągnąć pod górę bryczkę z turystami. Współczuję wszystkim psom, którym wyłupano oczy, przywiązano w lesie, by zdechły z głodu itd. Jestem za zaostrzeniem kar za znęcanie się nad zwierzętami. Jest jednak pewne ale. O ileż łatwiej apelujemy o pomoc zwierzętom niż ludziom. Gdy napisałam na blogu o „Oszustwie miłosierdzia” i wrzuciłam link na prywatny profil na portalu Facebook – wszyscy znajomi udostępniali. To samo było z opublikowanym przez tygodnik „Przegląd” artykułem. Bo w ten sposób tłumaczyliśmy się z niepomagania innym. Przecież wszystko to oszustwo! Mojego zamieszczonego na Facebook apelu o 1% na dwóch chłopców, których znam i w którym nie proszę o datki na te dzieci tylko o 1% z i tak już zapłaconego podatku – nie udostępnił dalej nikt. Nikt z prawie półtora tysiąca znajomych!
Z litowaniem się nad psami, kotami, końmi itd. jest tak, że jak nie zlitujesz się i nie zamieścisz, choć zdjęcia – wyjdzie, że nie lubisz zwierząt. A przecież panuje przekonanie, że zwierząt nie lubią źli ludzie. Kto chce być odbierany, jako ten zły? Dlatego jeden z drugim bezmyślnie publikują, powielają i posyłają dalej zdjęcia zwierząt, które już być może mają dom! Uspokajają swoje sumienie. Myślą, że biorą udział w jakiejś walce w imię dobra poszkodowanych zwierząt. Rzeczywiście? Jest jakaś dziwna presja społeczna zmuszająca wszystkich do posyłania sobie tych strasznych fotografii. Mają uczulić. Mnie nie uczuliły, ale raczej wyczuliły na coś. Na fałszywe miłosierdzie, na które cierpi większość społeczeństwa. Mam bowiem taką refleksje. Tak nie lubimy siebie, tak nie lubimy innych ludzi, że łatwiej nam pokazywać, ze jesteśmy dobrzy litując się nad zwierzęciem. Bez względu na to, czy wyjdzie coś z naszej pomocy czy nie. To już nie ważne. (To miłosierdzie i tak przeważnie polega na kopiowaniu apeli.) Jedno jest pewne. Robimy to, bo zwierzęciu nigdy nie będziemy niczego zazdrościć! Drugiemu człowiekowi zawsze czegoś zazdrościć możemy. Jak nie tego, że jest piękny i odnosi sukces, to będziemy zazdrościć tego, że ktoś mu pomaga i kocha go lub lubi. Dlatego chętniej zajmujemy się pseudo pomaganiem zwierzętom niż ludziom. Gdy pisałam swój apel o 1% dla Piotra lub Marcelka przeczytałam zdanie rozgoryczonej pani Z, o której już tu pisałam. To ta pani, która twierdzi, że pomoc należy się jej. Napisała mi: „Pani koleżanka to ma panią. A ja nie mam nikogo!”. Tak napisała ta pani, której zaproponowałam pomoc, z której wycisnęłam informacje, czego chce, a dowiedziawszy się, że pracy dla córki poprosiłam o CV tej córki. Do dziś czekam. Zajrzałam na jej profil. Same zdjęcia biednych zwierząt grzecznie udostępnione dla zachowania pozorów miłosierdzia. Cóż… zwierzę to dla niej nie konkurencja. A tak, przynajmniej nikt nie zobaczy, że jest zawistna. Przecież też ma dobre serce. Udostępniła te wszystkie straszne fotki. A to, że równocześnie zmieszała z błotem innych chorych? A kto to będzie wiedział poza mną?
Łatwiej jest zbierać dla psa. Wdzięczniej. Ślepy pies na trzech łapach jest i tak pełnowartościowy. Będzie go można przytulać! A przecież w posiadaniu psa w roli przyjaciela głównie o to chodzi. No i o gadanie do niego, bo i tak wszystko rozumie. (Przynajmniej mój śmierdziel sprawia takie wrażenie.) Można napisać, że czeka na ciepła miskę i będzie cię kochał. Autystyczny chłopak nie jest pełnowartościowy. Nikt nie napisze, że przekaż ten cholerny 1% podatku na niego, a on w zamian za to będzie się do ciebie uśmiechał. Podobnie z dzieckiem z wieloma wadami genetycznymi i setkami tysiącami innych, którzy proszą teraz o ten jeden procent z zapłaconego podatku, który łaskawie państwo rzuciło chorym, jak pseudo miłosierni ochłap ścierwa bezdomnemu psu ze schroniska. CI chorzy, dla których apeluję o 1% nie mają do zaoferowania nic ludziom, którzy ich wesprą. Może więc dlatego przegrywają z psami, kotami i końmi? Kto tam będzie się chwalił, że pomógł Marcelkowi w wyjeździe na delfinoterapię! Uratowanie psa przed uśpieniem – to jest coś!
Gdy napisałam o „Oszustwie miłosierdzia” czytałam potem listy, że ludzie oszukują innych i wyłudzają na nieistniejące choroby. A skąd wiemy, że inni nie wyłudzają kasy nie nieistniejące zwierzęta? Skąd mamy pewność, że te wszystkie biedne psy są? (Nie twierdze, że ich nie ma!) Opieramy się na wierze. Na wierze w to, że człowiek, który chce im pomagać jest dobry. Bo gdzieś tam uważamy, że jak ktoś pomaga zwierzętom to musi taki być. Pomoc drugiemu człowiekowi dla przeciętnego Kowalskiego już tego dobra nie oznacza. No… chyba, że ktoś pomaga właśnie jemu – Kowalskiemu.
I paradoksalnie. Podobno to George Bernard Shaw kiedyś powiedział, że im bardziej poznaje ludzi tym bardziej kocha zwierzęta. Zgadzam się z nim. Bo w świecie zwierząt często jedno zwierzę drugiemu pomaga. W świecie ludzi zwierzę zwane człowiekiem tak nie robi. Stwierdzili to już starożytni mówiąc, że „homo homini lupus est”. Bo naprawdę człowiek człowiekowi wilkiem.