Między marginesem a szlaczkiem

Spread the love

Zawsze, kiedy napiszę tekst, który Onet wyrzuci na główną stronę, dostaję wysyp listów. Większość piszących z reguły zgadza się z moimi poglądami (może dlatego, że staram się pisać obszernie). Są tacy, którzy nie zgadzają się, ale szanują moje. Jest też grupa, która się nie zgadza, ale po wysłuchaniu (a raczej przeczytaniu) argumentacji zaczyna zmieniać zdanie, bo jak się okazuje nie do końca zrozumiała, co miałam na myśli. Jest oczywiście grupa mających inne poglądy i która ich nie zmieni. Ta pisze, by dać temu wyraz, ale jest to korespondencja kulturalna. No i wreszcie jest grupa, która nie zgadza i nie szanuje mnie i moich poglądów. Ta grupa jest najciekawsza. Paradoksalnie ZAWSZE to w większości ludzie, którzy nie przeczytali tekstu ze zrozumieniem, a nawet ośmielam się twierdzić, a wnioski takie wysnuwam na podstawie korespondencji, że przeczytali wyrwane z kontekstu zdania. Przez resztę tekstu przelecieli jak ja dziś przez Media Markt, gdy koleżance ze schizofrenią kupowałam kabel do Internetu.

Po wyrzuceniu na główną stronę Onetu mojego wpisu „Lektura obowiązkowa” dostałam dziś kilka takich listów. Staram się zawsze odpowiadać na tym poziomie, który prezentują korespondenci. Co ciekawe, większość z nich po mojej „ripoście” już nigdy się nie odzywa. Nie bronią więc swoich teorii, wg. których jestem faszystką, bydłem, żydokomuną itd.

Po tym ostatnim wpisie zostałam oskarżona o pogardę dla ludzi biednych. To dla mnie szok. „Starzy” czytelnicy bloga znają mnie. Pisałam już o swoich poglądach na sprawę biedy, a wpis nosił tytuł: „Skóra nosorożca, czyli t-shirt dla bezdomnego”. „Lektura obowiązkowa” nie jest o biedzie i bezdomności. Zarzucono, że nienawidzę niepełnosprawnych. W świetle apeli o 1% i tym podobnych wpisów? Odmówiono mi też patriotyzmu, zarzucając, że zesłałabym Polskę do Katynia! No to już szczyt! Moją postawę patriotyczną, ale nie nacjonalistyczną, też znają wszyscy, którzy czytają bloga.

„Świetny” był list od pewnego Adwokata z Górnego śląska. Ponieważ ubolewał, że nie można bloga komentować, a nie przekroczył granic kultury, więc pozwolę sobie list zacytować, jako głos reprezentanta tej grupy ludzi. List zamieszczam wraz ze swoją odpowiedzią.

„Szanowna Pani,
pragnę odnieść się do Pani wpisu na blogu o w/w w temacie tytule.
Nie wiedzieć czemu wypowiedzi tej nie można skomentować. Czy dlatego, że boi się Pani odmiennych poglądów? Czy do swojego zdania jest Pani tak słabo przekonana, że nie chce Pani czytać jakichkolwiek krytyk pod Pani adresem?
Wszedłem na Pani bloga przypadkiem, zaintrygował mnie fragment na głównej stronie Onetu.
Pani bardzo negatywnie odnosi się do osób z tzw. rodzin patologicznych, a proszę mi powiedzieć na jakiej podstawie ma Pani prawo ich oceniać i wydawać na nich wyroki? A może to Panią powinno się wykastrować? Dlaczego nie? Czemu akurat ich? Dlaczego dla Pani problemem jest niepełnosprawność innych ludzi? Życie nie zna granic i nie można skatalogować form w jakich się wyraża. Stanowi coś, co tworzy się w każdej nowej chwili. W jakiej formie? Tego nie wiemy.
Rozumiem, że ma Pani instynkt samozachowawczy, który jak widać podpowiada Pani żeby zwalczać tego typu osoby, bo mogą one stanowić zagrożenie dla Pani istnienia i jest to Pani święte prawo jak każdego człowieka do wyrażania własnej rzeczywistości i poglądów, ale dlaczego próbuje Pani to uargumentować, że takie podejście jest słuszne, właściwe i dobre? Dla Pani na pewno, a dla nich? Niech Pani sobie wyobrazi, że nagle Ci upośledzeni ludzie stają się siłą dominującą w społeczeństwie i zaczynają polować na takich jak Pani. Bo czemu nie? Dla nich to Pani jest szkodnikiem.
Pozdrawiam i życzę Pani wzrostu inteligencji, bo wykształcenie nie idzie z nią w parze – Adwokat z Górnego Śląska.”

A że zawsze na listy odpowiadam, więc… odpowiedziałam.

„Szanowny Panie,
A moim zdaniem to u Pana wykształcenie nie idzie w parze z inteligencją. Mojego tekstu nie przeczytał Pan ze zrozumieniem. Z Pana listu wnioskuję, że nie zajrzał Pan na blog Kuratora, więc nie wie Pan o jakich ludziach piszę. Nie piszę o niepełnosprawnych, dla których apeluje o 1% proszę spojrzeć na kolumnę z boku i poprzednie wpisy. Nie piszę o ludziach, którym podwinęła się noga. Piszę o tych, którzy mają 13 dzieci każde z FAS i RAD, większość oddanych do Bidula. Te dzieci z Bidula po wyjściu z tegoż Bidula wchodzą w dorosłość i płodzą kolejne dzieci z FAS i RAD. Niepełnosprawność mi grozi, jak każdemu, ale FAS i RAD nie grozi ani mnie ani moim dzieciom. Na to musiałyby pracować całe pokolenia moich przodków, a tak się na szczęście nie złożyło.
Jeśli Panu pasuje to, że ludzie idą siedzieć za kradzież czy wypadek na wiele lat, a nie idą siedzieć nawet na kilka miesięcy ani nie płacą kar żadnych! Za płodzenie nastego dziecka cholera wie z kim i oddawanie go do domu dziecka z FAS i RAD. I jednocześnie pobierają zasiłki z OPS – to Pana wola. Może jest Pan bogaty lub ma się dobrze. Ja dobrze się nie mam. Mam 45 lat, nie mam etatu itd. I wolę, by te pieniądze, które OPS z moich podatków (z kilkuset dorywczych prac wykonywanych rocznie za grosze) daje na społeczne męty płodzące się jak szczury dostał „mój” autystyczny Piotruś lub „mój” Marcelek z wadami genetycznymi, o którym jego mama marzyła.
A co do komentarzy…. To tez jest na blogu wyjaśnione. Tylko trzeba się rozejrzeć, a nie przeczytawszy bez zrozumienia kilka zdań pisać, co ślina na język przyniesie. Dziś wszyscy piszą – nikt nie czyta. Ja bloguję pod imieniem i nazwiskiem z własną twarzą. Nie wstydzę się swoich poglądów. Pan nawet w liście podpisać się nie umiał inaczej, jak Adwokat z Górnego Śląska.
Anonimowo może Pan moje wpisy komentować do woli. U siebie, na swojej stronie, tablicy, a nawet na ścianie w swoim WC.”

I teraz szersze wyjaśnienie. Kto zajrzał na blog Kuratora „Na marginesie życia”, chce mu się szukać, szperać w sieci dowie się co to są FAS i RAD. Ja wiem od dawna. Gdy w Polsce nadszedł kryzys lat 80-tych wujek z wysp Bahama spytał w liście mojego tatę, czy chcemy kaszę lub konserwy. Ojciec odparł, ze nic. Dlatego wujek mnie, nastolatce zza żelaznej kurtyny, niejako na otarcie łez zaprenumerował miesięcznik „National Geographic”. Dostawałam co miesiąc amerykańską wersje tego miesięcznika. (Na marginesie, jako ciekawostkę dodam, że numer o Polsce, który zatrzymała cenzura udało się ojcu odzyskać dzięki wielu pismom do władz, w których tłumaczył, że jest to rozbijanie kolekcji, a gazetę i tak czytam tylko ja, bo nikt więcej w domu nie zna angielskiego.) W każdym razie na tym miesięczniku ćwiczyłam czytanie angielskiego ze zrozumieniem. Trudna to była lekcja. Jakoś jednak mi szło. Artykuł o FAS, czymś co dopiero w latach 80-tych odkryli i nazwali amerykańscy naukowcy, połknęłam w całości. Zaczęło się od tego, że zainteresowały mnie zdjęcia myszy. Uwielbiam zwierzęta, a myszy i szczury z ich inteligencją i zdolnościami społecznymi wręcz kocham. Te myszy ze zdjęć wyglądały jakoś dziwnie. Szybko przeczytałam, że są to osobniki, których matkom podawano alkohol, gdy były ciężarne. Myszy miały takie śmieszne i słodkie mordki. To taki dar natury za straszne skutki picia wódki. Dzieci z FAS bywają bowiem bardzo ładne. W artykule było szczegółowo opisane co dzieje się z genetyką stworzenia, które w okresie płodowym ma podawany alkohol. Pokazywano zdjęcia i myszy i dzieci. Tłumaczono zewnętrzne oznaki FAS i to, co dzieje się z mózgiem dziecka. Wtedy też po raz pierwszy gdzieś wyczytałam, że alkoholizm nie jest tylko w Polsce czy w Rosji! Że na zachodzie też się go spotyka. W Polsce o FAS zaczęło się mówić kilkanaście lat później. Czym jest FAS wie może procent ludzi. Dla reszty – wielka niewiadoma. Nie chcę tu cytować encyklopedii ani opracowań medycznych. Inteligentni ludzie wyszperają w sieci stosowne artykuły. Napiszę krótko: to uszkodzenie płodu, które powstaje na skutek spożywania przez matkę alkoholu podczas ciąży. FAS jest niewyleczalny. Ludzie z FAS w większości są opóźnieni umysłowo w różnym stopniu, bo są u nich anomalie rozwojowe, zaburzenia uczenia się i zaburzenia psychologiczne. Mają obniżone IQ. Z reguły dzieci z FAS nie nawiązują normalnych relacji społecznych. Nie słyszałam o przypadku, by ktoś z FAS zdał maturę, że o studiach tylko tam napomknę. Jak ktoś zna osobę ze zdiagnozowanym FAS, która nie pije, ma normalną rodzinę, zdrowe dzieci, pracę i jeszcze tytuł magisterski proszę o kontakt! Natychmiast jadę poznać ją! W Polsce na świat przychodzi więcej dzieci z FAS, niż z zespołem Downa. My nawet o tym nie wiemy, bo większość przypadków pozostaje niezdiagnozowana. Dlaczego? W wielu przypadkach rodzice tych dzieci z FAS sami mają FAS…

Czym z kolei jest RAD? Jest to zespół zaburzeń przywiązania. Najprościej powiedzieć, że to choroba sieroca. (Choć nie do końca!) Ludziom przeważnie się wydaje, że choroba sieroca jest wtedy, jak dziecko z braku pieszczot kiwa się zboku na bok na lekko wykrzywionych nóżkach. To tez jeden z objawów. Jednak choroba sieroca ma o wiele poważniejsze skutki. Powstaje na skutek zerwania lub nienawiązania kontaktu z matką. Jak nawiązać kontakt z kimś, kto bez przerwy chleje? Jak nawiązać więź z kimś, komu ja, osesek, wypadłem właśnie spomiędzy nóg w gnojówkę? Więź między matką a dzieckiem, która naukowcy określają mianem symbiotycznej, jest podstawą dobrego, uczuciowego i społecznego rozwoju. Skutki zniszczenia więzi mogą być nieodwracalne, a w najlepszym razie trudno odwracalne. W przypadku rodzin dysfunkcyjnych są nieodwracalne. Gdy takie dziecko zostanie adoptowane szanse na normalność są, ale to tylko szanse. Trzeba pracy, wielu terapii, a co za tym idzie pieniędzy! Tacy ludzie, mają wyuczoną bezradność, zaniżoną empatię lub nawet jej brak. Często zasilają szeregi bezdomnych, wchodzą w konflikt z prawem. Jak twierdzą fachowcy z reguły popełniają zbrodnie bez wyrzutów sumienia. Skutki FAS połączonego z zaburzeniami przywiązania są nieodwracalne!

Hejterzy mnie w tych swoich mailach, jak to się mówi, „odsądzili od czci i wiary”. List pana Adwokata z Górnego Śląska to jeszcze nadaje się do publikacji. Reszta to rynsztok! (Lub antysemicki bełkot! Oj zajmę się tu jeszcze antysemityzmem!) Ci czytelnicy nie zrozumieli najważniejszej rzeczy.  Ludzie zarówno z FAS jak i RAD, którzy nie do końca pojmują normy społeczne, jednocześnie mają silny popęd seksualny i nie są w stanie nad nim panować! W Polsce bardzo często zdarzają się matki z FAS, których dzieci w liczbie kilkunastu, (z czego każde z innym ojcem), trafiają do domu dziecka.

Kiedy jakiś czas temu byłam w pewnym Domu Dziecka na spotkaniu autorskim, podpisywałam swoje książki mieszkającym tam dzieciom. (Wydawca przeznaczył cały pakiet mojej powieści „Tropiciele” dla dzieci z tegoż sierocińca.) Co mnie uderzyło? Książki podpisywałam nie „dla Piotrusia”, ale musiałam za każdym razem dodawać Piotrusiowe nazwisko. By jeden Piotruś nie zabrał drugiemu. Wśród dzieci wyróżniały się dwie grupy o tym samym nazwisku. Jedna liczyła kilkunastu członków, a druga „tylko” dziewięciu. To były dwie całe rodziny! FAS widać było nie tylko gołym okiem po braku rynienki pod nosem czy małogłowiu, ale i po innych symptomach. Jak mi powiedziała wychowawczyni, za kilka dni ta mniejsza grupka powiększy się. Z Domu Małego Dziecka do tej placówki  – przyjdzie ich najmłodszy braciszek. Wtedy będzie ich dziesięcioro. Te dzieci nie mogą być adoptowane. Ich rodzice mają jedynie ograniczone prawa rodzicielskie. W Polsce rzadko orzeka się odebranie tych praw. Dlatego też takie dzieci nie mają szans na adopcje, a co za tym idzie rehabilitację i terapię tak potrzebną, by dziecko z FAS i RAD mogło „jako tako” funkcjonować w społeczeństwie. Ich los jest przesądzony. Upośledzone umysłowo po skończeniu 18 lat wyjdą z Bidula, by wrócić do środowisk, w których wypadły matce spomiędzy nóg w gnojowisko. I tam, w tym gnojowisku rozmnożą się.

Po wojnie polskie sierocińce zaludniły się sierotami wojennymi. Większość z nich wyrosła na elitę intelektualną kraju. Dlaczego? Nie były to dzieci z rodzin patologicznych. Ich rodzice zginęli na wojnie jako żołnierze, więźniowie obozów koncentracyjnych lub ludność cywilna podczas pacyfikacji miast i wsi. Mieszkańcy dzisiejszych Biduli nie są sierotami! W swojej „karierze” pisarsko-dziennikarskiej tylko w raz spotkałam w Bidulu prawdziwą sierotę. Mama zmarła, gdy miała kilka lat, a gdy skończyła lat 16 tata zginął w wypadku samochodowym. Ponieważ nie miała żadnej bliskiej rodziny trafiła do domu dziecka. Wychowawczyni szepnęła mi na ucho: „to jedyne dziecko stąd, z którego będą ludzie”. Potem wyjaśniła, że reszta już na starcie ma przechlapane, bo już genetycznie są uszkodzone alkoholizmem nie tylko rodziców, ale też dziadków i pradziadków. A ponieważ ich rodzice nie chcą zrzec się praw rodzicielskich, więc dzieci nie mogą pójść do adopcji.

Jestem jak najbardziej za wyciąganiem ręki do biedoty, do bezdomnych nędzarzy itd. Nawet jeśli patologia wynika z alkoholu, bo różnie w życiu bywa. Są jednak patologie, które trzeba jakoś ukrócić! Patologie, którym podawanie ręki nie pomoże, bo ich bohaterowie nie są w stanie nic zrozumieć. Nawet tego podania ręki! Ich mózgi są uszkodzone alkoholem, bo pili pradziadowie, dziadkowie i rodzice. Dlatego te mózgi nie pracują normalnie. A jednocześnie nie ma kto się nimi zaopiekować, by mogli funkcjonować choć trochę przydatnie, bo ci którzy mają nad nimi władzę cierpią na to samo! W końcu matki z FAS nie zgadzają się na adopcję swoich dzieci z FAS! Koło się zamyka!

W Polsce istnieje fundacja Fastryga zajmująca się terapią dzieci z FAS. Jednak nie oferuje ona pomocy biologicznym rodzicom tych dzieci. Wie, że to nie jej odbiorca. Fundacja pomaga rodzicom zastępczym i adopcyjnym. Tym, którzy wzięli na siebie ciężar opieki nad takimi dziećmi. Ciężar, który będą dźwigać przez całe życie.

Wśród listów od czytelników, którzy zgadzali się ze mną, był też list od dziewczyny, która o sobie napisała, że jest z rodziny patologicznej. Rodzice mieli około 17-tu lat, gdy przyszła na świat. Skończyła studia, pracuje itd., ale wie co to wstyd, eksmisja i życie w slumsach. I uważa, że pewni ludzie nie powinni mieć dzieci. Po wymiennie listów stwierdziła, że rzeczywiście to co opisała, to jedynie dysfunkcyjność, a nie głęboka patologia, którą ja miałam na myśli. Jej rodzina to szlaczek przy tym marginesie, który ja i Kurator (autor bloga „Na marginesie życia”) określamy patologią. Cóż… kolejne pokolenia z FAS i RAD to problem, który się rozrasta. Z roku na rok takie sytuacje zdarzają się coraz częściej. Mamy wolny rynek i ten nasz kapitalizm pożal się Boże. Trzeba mieć psychiczną siłę, by przeżyć. Ludziom normalnym jest trudno i się staczają, a co dopiero ci od małego dysfunkcyjni z dysfunkcyjnymi rodzicami? Na dodatek nie było wojny. Nie ma tej brutalnej selekcji. Pan Adwokat z Górnego Śląska napisał: „Niech Pani sobie wyobrazi, że nagle Ci upośledzeni ludzie stają się siłą dominującą w społeczeństwie i zaczynają polować na takich jak Pani.” Problem w tym, że ci, o których piszę, o ile są w stanie zdominować społeczeństwo (bo jest ich coraz więcej i się mnożą) o tyle nie są w stanie stać się siłą. A już na pewno nie przewodnią. Nie zaczną polować na takich jak ja. To dla nich za trudne. Raczej tacy jak ja, a może nawet bardziej tacy, jak moi hejterzy, zaczną polowanie na coś, co pomoże państwu zarobić na utrzymanie tamtych przy życiu. System pomocy społecznej (nawet najbogatszego kraju) też ma swoje granice finansowe. A zdrowy człowiek spyta: dlaczego mamy pomagać tym ludziom, a nie komuś z dysfunkcjami, które nie czynią go osobą nieprzydatną społecznie? I dorzuci, że woli dać forsę np. na inteligentnego niewidomego niż na patola z FAS. Bo skoro mózgi nie są w stanie ogarnąć podstaw zasad życia społecznego to po co im pomagać? Ci ludzie ogarniają tylko instynkt pierwotny. Tyle zostało im z człowieczeństwa. I tych ludzi miałam na myśli. Nigdzie nie mówię o ich eliminacji. Ja pytam. Co zrobić, by ich nie przybywało?

I mam tylko nadzieje, że nikt nie odbierze tego wpisu w ten sposób, że aby problem rozwiązać uważam, że potrzebna jest wojna, bo byłby to cios w moją pacyfistyczną duszę. Już wystarczy, że oskarżono mnie o zapędy totalitarne i chęć tworzenia krematoriów! (sic!)

PS A Pan Adwokat z Górnego Śląska jeszcze się odezwał. Coś tam zrozumiał, ale nie wszystko. Nawet ciekawa ta korespondencja.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...