Lektura obowiązkowa

Spread the love

Gdy pisałam ostatnio o gali Blog Roku 2012 i blogach, wspomniałam o jednym, do którego będę zaglądać. Na razie czytam archiwalne wpisy. Jestem trochę rozczarowana, że nie został głównym zwycięzcą, ale cóż… jak pisałam wcześniej, większość blogów to nie mój świat. Blog „Na marginesie życia” pisany anonimowo przez Kuratora sądowego jest wstrząsający. Wprawdzie niczego nowego się z niego nie dowiedziałam, bo jako dziennikarka, też znam tego typu historie, jednak ich nagromadzenie w jednym miejscu spowodowało, że zaczęłam się zastanawiać. Czy to, o czym pisze Kurator, czyli cały jego blog, nie powinien stać się lekturą obowiązkową w Sejmie, Senacie, kancelarii Prezydenta? Czy wszyscy ci, którzy w swoim czasie przegłosowali ustawę antyaborcyjną, ci którzy są przeciwko refundacji antykoncepcji i tak wzdragają się przed wychowaniem seksualnym w szkołach, nie powinni poczytać tych prawdziwych historii o patologiach? Patologiach, które dzieją się nie w ciemnym PRL, ale teraz? Tak! Teraz! Kiedy jesteśmy w Unii! Kiedy planujemy wejść do strefy Euro. Kiedy telewizja (to okno na świat) przechodzi na system cyfrowy nadawania. Kiedy kolejna modelka operuje sobie cycki i wstrzykuje w wargi silikon. Kiedy trwa kolejna edycja „Voice of Poland” i ma być kolejna „Tańca z gwiazdami”. Kiedy wokół dysputy o katastrofie smoleńskiej, związkach partnerskich, in vitro i homofobii. Kiedy apelujemy o 1% dla potrzebujących. Kiedy cała polska czyta dzieciom! (Choć równocześnie jeden zidiociały minister chce likwidować szkolne biblioteki!) Gdzieś tam istnieje świat opisywany przez kuratora. Świat, który też znam. Ten świat jest bardzo blisko nas. Czasem nawet nie wiemy, jak blisko. Bywa, że tuż za płotem strzeżonego osiedla, na którym odgrodziliśmy się od motłochu. I naiwnie myślimy, że jak czegoś nie widzimy – to nie istnieje.

Pewnie politykom i tym świętojebliwym hipokrytom, którzy maszerują w obronie życia poczętego nie w smak będzie, że autor bloga nazywa swoich bohaterów „jebanymi patolami”, ale cóż… sama prawda!

Iluż ja spotkałam takich na swojej dziennikarskiej drodze! Na szczęście do tych wszystkich miejsc, w przeciwieństwie do pana Kuratora, nie musiałam wracać. Dlatego czasem mylą mi się już te domy ze śmierdzącymi podłogami, meblami, gnijącymi szmatami i wiadrami na gówna. Mylą mi się te stare bezzębne kobiety, otoczone gromadką dzieci, które w trakcie rozmowy okazywały się być nie ich babciami, a matkami, bo są albo w moim wieku, albo nawet młodsze.

Ludziom z polskiej prawicy lub jak chce posłanka Joanna Senyszyn „katoprawicy” wydaje się, że wystarczy mówić o kościele, Bogu, krzyczeć z ambony i już wszyscy potulni jak owieczki zawiążą sobie „chujki” na supeł, a dziurki w „cipkach” zakleją świętymi obrazkami. Przeciętny, nawet bardzo wykształcony Polak, kompletnie nie zdaje sobie sprawy z tego, że istnieje naprawdę wielka patologia i jej skala w Polsce jest ogromna. I tu nie pomoże ksiądz! Nie pomogą ustawy zakazujące aborcji i nakładające kary za dzieciobójstwo! Komornik, który nie przebiera w słowach i na blogu rzuca mięsem, (jak nie przymierzając Ulubiony łupinami słonecznika, racząc się nim, gdy oglądamy razem filmy), słusznie, choć bardzo brutalnie napisał to, co ja ciągle mniej brutalnie powtarzam, ku zgorszeniu wielu osób z mojego otoczenia. Dla prymitywnych ludzi seks jest najtańszą formą rozrywki! Na dodatek ludzie ograniczeni umysłowo, kierują się głównie instynktami, a instynkt seksualny będący instynktem pierwotnym jest silny. Tylko dlatego, że przez lata człowiek się ucywilizował, przeciętny zdrowy na umyśle facet widzący na ulicy seksowną babkę nie walnie jej w łeb czym popadnie i nie zaciągnie za włosy do najbliższej bramy w celu ulżenia swoim chuciom. Cywilizowany człowiek wie, że nie może. Że może tylko patrzeć. Dobre maniery wymagają też, by mu kuśka przy tym nie drgnęła, bo zostanie okrzyknięty zboczeńcem. Prymityw i to prymityw ograniczony umysłowo, bo jest upośledzony i to upośledzenie odziedziczył po równie upośledzonych rodzicach, a oni po dziadkach itd., będzie się kierował instynktem! Jemu nie tylko kuśka stanie, jak nie przymierzając kolumna Zygmunta, jeszcze mu ślina z gęby pocieknie. A jeśli upośledzony jest bardziej niż w stopniu umiarkowanym to może jeszcze zacząć onanizować się na ulicy. Ten, kto nie jest upośledzony, a jedynie prymitywny tylko gwizdnie i coś niestosownego powie. Coś takiego, przy czym „Cześ lalunia! Dajesz dupy?” wyda się niemal biblijnym cytatem.

Mam koleżankę, która ma upośledzoną umysłowo córkę. Tego typu upośledzenie pojawiało się wcześniej w rodzinie ojca dziewczyny. Stwierdzono zresztą, ze jest spowodowane wadą genetyczną. Dziewczyna upośledzoną jest w stopniu znacznym, czyli jest na poziomie 3-6 latka. O sobie mówi w trzeciej osobie. Główne zajęcie to bujanie się przed telewizorem na piłce terapeutycznej i zmienianie kanałów. Fizycznie dziewczyna jest zdrowa, więc… potrzeby seksualne ma. Opowieści o tym, co i gdzie sobie wsadzała, czym się onanizowała itd. mogłyby u wielu wywołać salwy śmiechu. Proszę jednak pomyśleć, co by się działo, gdyby pozwolono jej uprawiać seks bez zabezpieczeń? To jednak dziewczyna z dużego miasta. Z inteligentną mamą, która wie, co się stanie, gdy córkę bez zabezpieczeń puści na jakiekolwiek zajęcia dla upośledzonych. Opowieści o tym, jak córka w odpowiedzi na zakaz kontaktów z poznanym na jednych zajęć ukochanym (równie upośledzonym, jak ona) moczyła się w majtki, onanizowała itd. wstrząsnęłyby niejednym przedstawicielem „katoprawicy”. I niech to on teraz spróbuje mówić tu upośledzonej dziewczynie o moralności. A ona mu na to mówiąc o sobie w trzeciej o sobie: „A ona chce! Ona wie, że nie może, ale ona chce.” I zacznie bić się po rękach mówiąc: „Brzydka, brzydka, znowu zaciskałaś uda,” I mimo prośby, straszenia Panem Bogiem itd. wejdzie okrakiem na piłkę terapeutyczną i pozaciska sobie między udami to i owo, by mieć jedyną dostępną sobie przyjemność. Bo przecież nie do końca rozumie nawet te bajki, które są niemymi przesuwającymi się obrazkami.

Wielokrotnie w trakcie rozmów z koleżanką, matką tej dziewczyny, zastanawiałyśmy się, czy antykoncepcja nie powinna być refundowana. Czy dla dobra społeczeństwa pewnych ludzi nie powinno się, jeśli nie przymusowo sterylizować, to jakoś jednak zapobiegać ich rozmnażaniu, by nie przychodziły na świat kolejne patologiczne jednostki. Bo seks to pół życia i pół szczęścia, a na dodatek instynkt. Jak więc go komuś, kto nie rozumie norm społecznych, zakazać seksu, który przecież zdaniem kościoła ma prowadzić tylko do prokreacji? Nie wiem, jak społeczeństwo powinno radzić sobie z tym problemem. Wiem, że ustawy, które mamy nie pomagają w zwalczaniu patologii, jaką jest rozmnażanie się ludzi, którzy żyją na marginesie życia. Nie jestem zwolennikiem aborcji. I nawet nie dlatego, że zdarzają się geniusze pochodzący ze slumsów. Choć jeden na sto tysięcy to słaby wynik. Uważam jednak, że aborcja powinna być dopuszczalna, a nawet w niektórych przypadkach dla dobra społeczeństwa refundowana. Płacimy wszyscy ciężkie pieniądze w postaci zasiłków ludziom, którzy nie dają temu krajowi nic! Dajemy im je, by mogli chlać i bezkarnie rozmnażać się porzucając to, co się w nich zalęgnie w gnojówce. Opisywałam tu kiedyś historię warszawskiej rodziny, w której ciężarna córka chlała z matką i konkubentem. W trakcie libacji urodziła. Dziecko wypadło jej spomiędzy nóg, jak mojemu psu stolec. Ponieważ płakało, ojciec dziecka podniósł je spod stołu i wyrzucił przez okno na bruk. Jak potem zeznał – myślał, że to kot! Robiłam o tym reportaż. Jeździłam na dokumentację z kamerą. Po latach zawsze, gdy przejeżdżam tamtędy ulicą przypominam sobie tę sprawę. Myślę wtedy, że z jednej strony ktoś zabił nowonarodzone dziecko (już pijane, bo matka miała ponad 2 promile alkoholu we krwi) i to jest straszne. Ale z drugiej, gdyby przeżyło i wychowywało się w tej rodzinie…, co by z niego wyrosło?

Na zabitych dechami wsiach, a także w wielkomiejskich slumsach, gdzie ludzie w najlepszym przypadku myją się raz na tydzień, a seks uprawiają codziennie, lęgnie się nowe życie. Celowo użyłam słowa „lęgnie się”. Ono się nie rodzi. Tam człowiek nie przychodzi na świat. Tam się lęgnie, jak wesz lub karaluch. Ileż odwiedziłam takich domów z kamerą. Ale, tak jak już wspomniałam, w każdym z nich byłam raz, góra dwa. Kurator, autor bloga „Na marginesie życia” odwiedzał niektóre z nich wielokrotnie. Niemal codziennie patrzy na ludzkie ścierwo, od którego rząd, prawo i świadoma część społeczeństwa wymaga więcej niż to ludzkie ścierwo jest w stanie dać. Bo ludzkie ścierwo nie jest w stanie zrozumieć tych wymagań. Mamy zwyczaj przykładać swoją miarkę do wszystkich. Każdy z nas tak robi. Pamiętam, jak Zofia Nałkowska, której ojciec był geografem pisała w swoich pamiętnikach, że jako dziecko myślała, że każda książka jest geografią! Im jesteśmy starsi tym szersze mamy spektrum patrzenia na świat. A jednak… nadal patrzymy przez pryzmat siebie. Ja ciągle nie rozumiem, jak kogoś może nie interesować czytanie. Ale… Muszę się z tym pogodzić! Są tacy, dla których ślęczenie nad książką nie jest przyjemnością a katorgą. Muszę pogodzić się z istnieniem ludzi, dla których w wysilaniu mózgu nie ma nic przyjemnego. Dla których przegrzewanie się zwojów nie jest podnietą. To ludzie, których nie interesuje poznawanie świata, ani człowieka. Nie interesuje ich nawet poznawanie samych siebie. Chcą chlać, żreć, rżnąć się i wydalać! Nawet myć niekoniecznie! Czy kiedykolwiek polski rząd, politycy i ultrakatolickie społeczeństwo, które nie wyściubia nosa poza swój dom i kościół, przyjmą do wiadomości, że czy nam się to podoba czy nie, to jednak ta patologia istnieje! Nie jest promilem, ale sporym procentem w naszym społeczeństwie. My tej patologii nie zmienimy żadnymi ustawami. Bo ustawa nie zmieni człowieka upośledzonego, nawet w stopniu lekkim, w zdrowego i normalnego!  Owszem, upośledzony w stopniu lekkim może przy intensywniejszym treningu poznawczym i po dłuższym czasie, osiągnąć podobne wyniki, co osoby z przeciętnym IQ. Jednak musi być ktoś, kto na takie zajęcia je skieruje. Ktoś, komu będzie na tym zależało. Większość z nich została zrodzona przez równie upośledzonych rodziców.

Pamiętam, gdy pojechałam z kamerą do jednej z zabitych dechami mazowieckich wsi. O pomoc poprosiła matka chłopca, który właśnie został przewieziony do więzienia, bo sąsiad oskarżył go o gwałcenie własnego brata i innych dzieci. Matka twierdziła, że sąsiad jest zazdrosny, bo ten chłopak jest pracowity i na dodatek najlepszy uczeń w klasie. No to pojechałam. Chłopak owszem, najlepszy uczeń klasie, ale w szkole specjalnej. Jest upośledzony w stopniu umiarkowanym. Czy gwałcił brata? Trudno mi powiedzieć, bo brat też upośledzony. A matka, jak wynikło z rozmowy rozpaczała nie dlatego, że jej syna niesłusznie do pierdla wzięli, ale dlatego, że jak syn w pierdlu, to nie dostanie na niego z OPS’u zasiłku. No i żniwa nadchodzą, a on nie zarobi. A w czasie żniw to u wszystkich sąsiadów pracował i kupę forsy do domu przynosił. Jak teraz będzie żyć? W odrapanej chałupie z gównami wylewającymi się z wiadra, (bo wczoraj pani redaktor zatkał się sedes) oprócz dwóch synów (być może gwałconego i być może gwałcącego) była jeszcze czwórka dzieci. Przestraszona, brudna i też upośledzona umysłowo w stopniu umiarkowanym lub lekkim. Przyjechałam zapowiedziana, wiec na przyjazd mój i kamery mieszkanie ogarnęli. Mieszkanie, która dla przeciętnego, normalnego, niepatologicznego człowieka byłoby straszne!

Nie chcę opisywać tych wszystkich patologii, które widziałam, jako reporter, bo niepotrzebna Kuratorowi konkurencja.

A piszę o tym, bo chciałabym, by znalazł się wydawca, który nie tylko opublikowałby te krótkie dziejące się na marginesie prawdziwego życia opowiadania Kuratora, ale jeszcze zdobyłby się na charytatywny gest w stronę wszystkich upośledzonych w tym kraju i całego społeczeństwa. Wydawca, który wysłałby po jednym egzemplarzu tej książki do każdego posła, senatora i proboszcza. Niech zobaczą, jak wygląda prawdziwa Polska. Ta, której nie da się nauczyć moralności i norm etycznych katechizmem, kodeksem karnym itd. Ta, w której prawo wyznacza instynkt pierwotny. Ta Polska, która stanowi poważny, choć wciąż niezbadany procent naszego społeczeństwa.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...