Nieubłagany czas

Spread the love

Ponieważ zmogła mnie choroba, więc pewnie dlatego wolniej dziś myślę i kojarzę fakty. Nie znaczy to jednak, że w ogóle nie kojarzę. Właśnie wyczytałam na którymś z portali w sieci, że „Polacy na temat powstania (styczniowego – przyp. MKP) wiedzą niewiele. Tylko 31 proc. z nas wie, że powstanie styczniowe było w XIX wieku, a część myśli, że walczyliśmy wtedy z hitlerowcami – wynika z sondażu przeprowadzonego przez TNS Polska.”

Zaczęłam zachodzić w głowę jak to jest możliwe. Dla mnie data powstania styczniowego była jedną z prostszych. Jak to kiedyś powiedział jeden z bohaterów „Głowy na Tranzystorach” Hanny Ożogowskiej „wystarczy przestawić środkowe cyfry w odsieczy wiedeńskiej.” Myśląc o prostocie daty zapomniałam jednak (a to na pewno wina podwyższonej temperatury), że trzeba najpierw wiedzieć, co to ta cholerna odsiecz i kiedy była. No cóż… odsiecz wiedeńska 1683, a co za tym idzie powstanie styczniowe 1863. Proste, prawda?

Nauka historii zeszła w Polsce tak na psy, że czasem myślę, że dobrze, że moja mama nie żyje, bo czytając te wyniki badań umarłaby drugi raz. Zawsze twierdziła, że moje pokolenie jest niedouczone, ze ma luki w głowie z wiedzy historycznej, że to, czego nas uczą w szkołach to dno, że to, co w naszych podręcznikach do historii woła o pomstę do nieba. No to mamy! Nowe podręczniki, nowe nauczanie i dziury w mózgownicach.

Gdy wyczytałam, ze większość myśli, że powstanie styczniowe było walką z hitlerowcami załamałam się. Zero wiedzy o brance, o Romku Traugucie itd. I tak myślę… czy nie jest to spowodowane brakiem wiedzy o rodzinie? 150 lat po powstaniu styczniowym to sześć pokoleń. Tymczasem przeciętny człowiek często nie zna panieńskiego nazwiska babci, a co dopiero prababci. (Choć Wańkowicz mawiał: „Nie podam swojej reki nikomu, kto nie zna nazwiska prababki z domu”, ale… kto dziś wie kim był Melchior Wańkowicz?) Może gdyby znał, gdyby wiedział, co jego przodkowie robili w 1863 roku byłoby inaczej? Może…

Kilka dni przed 150 rocznicą wybuchu powstania styczniowego dostałam list od kolegi ze Stowarzyszenia Pisarzy Polskich – Piotra Müldner-Nieckowskiego. Przysłał mi słówko o swoim praszczurze. Słówko z litografią.

I tak sobie pomyślałam… Niektórzy wiedzę sprzed wieków przekazują z pokolenia na pokolenie. Inni… nie wiedzą, co przekazywać. Gdzieś to umiera między  jednym, a drugim rachunkiem za prąd.

Ja wiem, że mój prapradziadek Michał Piekarski (syn Jana i Julianny z Dobrzańskich) był uczestnikiem powstania styczniowego (zachowało się jego zdjęcie zrobione w 1863 roku). Nie mógł zresztą nie być powstańcem. Jego ojciec Paweł (mieszkający w Warszawie przy ulicy Podwal) brał udział w powstaniu listopadowym.


Wiem, że moja praprababcia Emila z Wróblewskich Adamska (babcia mojej babci Janiny Piekarskiej) pomagała osadzonym w radomskim więzieniu powstańcowi styczniowemu. Że w zamian za tę pomoc dostała od niego obrazek. Do dziś wisi on u mnie w salonie obok krzyża z grobu mojego stryja, który zginął w powstaniu warszawskim. Zaraz obok… pierwsza ofiara Artura Grottgera. Bardzo wymowna. Zarówno w kontekście powstania styczniowego, jak i warszawskiego.

I tak myślę, że pamięć o wydarzeniach żyje w narodzie dopóki w domach jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Jak nie jest – staje się pustą kartka w nudnym podręczniku. Powstanie styczniowe takim się stało. I żadne huczne obchody tu nie pomogą. Czas jest nieubłagany.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...