To tytuł jednego z moich ulubionych filmów Luisa Buñuela. Nad tym czym jest wolność zastanawiam się bardzo często. A ostatnio nie tylko nad tym czym jest, ale też nad tym, jak wpływa na sztukę. Paradoksalnie… bardzo źle. Karol May swoje najwybitniejsze dzieła napisał w więzieniu. Norwid pisał w nędzy, a więc też trudno mówić o wielkiej wolności… Chopin tworzył na emigracji i tak… kółko się zamyka. Piszę o tym, bo ostatnio poznałam i gościłam pewnego białoruskiego aktora i muzyka. Uraczył mnie zresztą cudownym świńskim kawałem o Władimirze Putinie, Julii Tymoszenko i Aleksandrze Łukaszenka, który to dowcip na kilka dni sprawił mi wiele radości, gdyż silnie podziałał na moją wyobraźnię. Z wiadomych względów przemilczę imię i nazwisko aktora oraz okoliczności poznania, bo licho czyli szpiedzy Łukaszenki nie śpią. Chcę tylko napisać, że mój gość opowiadał mi o życiu na Białorusi, przemykaniu po ulicach z kamienną twarzą o niemym wyrazie, o tym, że Białoruś jest cała szara i ludzie mają szare twarze, że nie wolno mieć konta za granicą, bo jest się wtedy wrogiem itd. Najbardziej jednak zaciekawił mnie aspekt sztuki. Jak rozwija się białoruski teatr czy muzyka? Opowiadałam gościowi o swojej fascynacji muzyką rockową Słowacji („Desmod”) czy Ukrainy („Okean Elzy”, „Tartak”) i pytałam o zespoły z jego kraju. O czym śpiewają? Pokazał mi teledysk swojej grupy. Jakże żałuję, że nie mogę nie tylko umieścić go w sieci, ale nawet zamieścić linku do niego, bo teledysk istnieje tylko na jego twardym dysku. Żałuję, że niewiele mogę o nim napisać. Było to coś artystycznie niebywałego. Całą swoją formą pokazywało pełną wolność mysli, słowa i idei w warunkach zniewolenia. Teledysk nakręcony został jedną nieruchomą kamerą w pustym pokoju mieszkania mojego rozmówcy. To co jednak dzieło się na ekranie przyciągało uwagę. Taniec, makijaże, kostiumy, układ choreograficzny… niezwykłe. Pomyślałam wtedy, że sztuka w zniewoleniu ma często więcej wartości niż ta, która powstaje, gdy nie ogranicza nas cenzura. Ograniczenia sprawiają, że twórca musi kombinowac. Brak ograniczeń, że siedzi i nie wie co robić, by zaskoczyć odbiorcę. Teledysk przypomniał mi (w tym swoim pędzie do wielkiego świata) garażowe produkcje lat osiemdziesiątych. Potem przypomniały mi się kolejka do „Tonpressu” po singiel grupy Dezerter „Spytaj milicjanta”, film „Beats of Freedom” i… piosenka Tomka Lipińskiego z refrenem „jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie”. Teoretycznie teraz tak jest. Prawda? Teoretycznie o to walczyliśmy. Tylko jak teraz wygląda nasza muzyka rozrywkowa? Ta Doda, ten „Feel”, ta lubiana przecież kiedyś przeze mnie Agnieszka Chylińska… Brak im tego, co mieli w sobie wykonawcy lat osiemdziesiątych tacy jak „Bank”, „Turbo” czy „Proletaryat”. Teksty większości dzisiejszych wykonawców są tak jałowe, jak gaza w apteczce mojego autka. Nie tęsknię za PRLem, ale mam silne poczucie, że wolność, którą sobie wywalczyliśmy pod koniec lat 80-tych jest czymś iluzorycznym. Wpadliśmy w sidła jakiegoś innego zniewolenia. Mam wrażenie, że finansowego, bo wydaje się, publikuje, emituje to, co przyniesie zyski. A przecież nie zawsze to, co przynosi zyski jest wartościowe. Ten pęd za zyskiem odbił się fatalnie na jakości naszej sztuki.
PS. Sprawę literatury – z wiadomych względów przemilczę.