Czas płynie – pomyślałam ostatnio, gdy moje życie znów splotło się z Powązkami. Piszę „znów”, bo przez 30 lat mieszkałam o przysłowiowy „rzut beretem” od obu cmentarzy i osiedla położonego w kwadracie ulic Powązkowska, Elbląska, Broniewskiego i… pozostałości rzeczki Rudawka.
Kilka dni temu pojechałam na pokaz prasowy dokumentalnego filmu Marka Widawskiego „Panteon – cmentarz wojskowy w Warszawie”. Film zrealizowano na zlecenie Fundacji Filmowej Armii Krajowej. Wojskowe Powązki – to jedna z najsłynniejszych narodowych nekropolii. To także symbol niezwykle zagmatwanej polskiej historii. To tu zdarza się, że niemal obok siebie leżą postaci z dwóch frontów. Na przykład Julian Marchlewski i uczestnicy wojny z bolszewikami. Tu w czasie drugiej wojny światowej chowano obok siebie i Niemców i Polaków. Na przykład Tadeusz Zawadzki – „Zośka” był chowany przy dźwiękach niemieckiego marsza wojskowego, bo kwaterę dalej odbywał się pogrzeb jakiegoś niemieckiego żołnierza. Po projekcji filmu jedna z jego bohaterek, Pani Danuta Rossman, obecna na wspomnianym pogrzebie „Zośki” opowiadała mi, że bardziej jednak zapamiętała pogrzeb Tadeusza Mirowskiego, który był chowany, jako NN. W uroczystości uczestniczyły trzy osoby, ale brakowało księdza. Jeden z kolegów poszedł po niego do pobliskiej parafii św. Jozafata i… po jakimś czasie wrócił z księdzem, ale prowadził go pod pistoletem. Dobrowolnie ksiądz iść nie chciał.
Historia nie znalazła się w filmie, ale i bez tego był on przejmujący. Szczególne wrażenie zrobiło na mnie deklamowanie przez Władysława Broniewskiego wiersza cisza. Archiwalne nagranie było dźwiękową ilustracją kwater żołnierzy wojny polsko-bolszewickiej. Broniewski był uczestnikiem tej wojny i kawalerem orderu Virtuti Militarii. Ogromne wrażenie robiła też jego autorska deklamacja słynnego wiersza „Bagnet na broń” podłożona pod zdjęcia Hitlera podpisującego rozkaz ataku, ale też „Rozmowa z historią” ilustrująca pogrzeb Władysława Broniewskiego – rewolucyjnego poety, którego zawłaszczył sobie PRL. Zawłaszczył do tego stopnia, że dziesięć lat temu jakiś kompletny debil chciał, by przestał on być patronem jednej z głównych arterii Żoliborza i Bielan.
Rozmowa z historią
Mistrzyni życia, Historio,
zachciewa ci się psich figlów:
zza kraty podgląda Orion,
jak siedzimy razem na kiblu.
Opowiadasz mi stare kawały
i uśmiechasz się, na wpół drwiąca,
i tak kiblujemy pomału –
ty od wieków, ja od miesiąca.
O Nieśmiertelna, skądże
ta skłonność do paradoksów,
i powiedz mi -czy to mądrze
całemu światu krew popsuć?
Bo skoro na całym świecie,
jak nie wojna, to stan wojenny –
Historio, powiedz mi przecie:
po diabła tu kiblujemy?
Rewolucyjny poeta
ma zginąć w tym mamrze sowieckim?!
Historio, przecież to nietakt,
ktoś z nas po prostu jest dzieckiem!
Więc wstydź się, sędziwa damo,
i wypuść z Zamarstynowa…
(Na kryminał zaraz za bramą
zasłużymy sobie od nowa).
Władysław Broniewski
Dzień po „przygodzie” z filmem o Powązkach Wojskowych robiłam materiał o rozbiórce dawnego budynku CIECHu przy Powązkowskiej. To specyficzny budynek. Poniekąd budynek mojego dzieciństwa. Stojący tuż za przychodnią przy Elbląskiej, do której chodziłam do doktór Jahołkowskiej, był bohaterem masy plotkarskich opowieści. Ponieważ w połowie budowa została przerwana, więc krążyły różne spekulacje na ten temat. Mówiono, że kogoś zamordowano i żeby nie chodzić obok niego w nocy, bo tam straszy. Oczywiście jako dzieciaki nocami się tam nie zapuszczaliśmy, ale w ciągu dnia bywaliśmy w okolicy. Zwłaszcza na pobliskiej „Polance”, którą podobno teraz mieszkańcy osiedla nazywają „Laskiem”. Cóż, czas płynie, a drzewa rosną. Gdy były rachitycznymi patykami teren przypomniał polankę i pomiędzy patykami leżały koce i ręczniki z rozebranymi do kostiumów Warszawiakami. „Polanka” vel „Lasek” to teren przez Wojskowym Instytutem Medycyny Lotniczej. Stamtąd często podglądaliśmy budynek CIECHu. Plotki o morderstwie zastąpiono potem plotkami o gwałcie, napadach wreszcie o truciznach ukrytych w ścianach. Omijaliśmy więc budynek biegając po okolicznych podwórkach, nie tylko z naszego osiedla położonego w kwadracie Broniewskiego, Krasińskiego, Przasnyska, Elbląska, ale i po tych na osiedlu położonym na wprost Wojskowego Cmentarza. Za pełnym żuli barem Maciek, a przed budynkiem Jasnodworska 9 zawsze stała kapliczka ze św. Józefem. Miałam już przeszło dwadzieścia lat, gdy wraz z moją przyjaciółką Moniką pochowałyśmy koło niej jej sukę – Rudą. Ale jako dziecko często objeżdżałam kapliczkę na rowerze, bo trasy rowerowe, choć nie powinnam była oddalać się z osiedla, często prowadziły na osiedla sąsiednie – Sady Żoliborskie po drugiej stronie Broniewskiego lub Powązki po drugiej stronie Elbląskiej. Przejeżdżaliśmy rowerami wzdłuż pozostałości Rudawki, rzeczki, która płynęła tam, gdzie dziś biegnie Trasa Armii Krajowej. Zakręcaliśmy koło kapliczki, by przejechać koło Przychodni i skręcić w wąską Krasińskiego przejeżdżając jej mało uczęśzczanym odcinkiem przed wojskowym Szpitalem.
Gdy kilka dni temu krążyłam wokół Przychodni, CIECHu, Instytutu i kapliczki z kamerą pytając mieszkańców o ich opinie na temat budynku CIECHu zauważyłam (mało odkrywczo zresztą), że czas naprawdę płynie. Kapliczka mocno zniszczona zębem czasu, ptasimi odchodami, zanieczyszczeniami z trasy i być może azbestowymi odpadami z rozbieranego CIECHu. Sam budynek znika z powierzchni ziemi robiąc miejsce dla apartamentowca, który zgodnie z planami wybuduje tu Marvipol. Koło gierkowskich bloków przy Jasnodworskiej panoszą się nowe. Za nimi zamiast szczątków Rudawki, po których ślizgałam się na łyżwach – trasa Armii Krajowej. Na ulicy mego dzieciństwa – Przasnyskiej w części przemysłowej nie ma zakładów, są za to tereny budowy apartamentowców. I tylko Cmentarz Wwojskowy trwa, choć przybywa mu lokatorów, ale może własnie dlatego trwa? Przecież tak to już jest z cmentarzami…