„Idź złoto do złota” to podobno słowa Skarbka z Góry wypowiedziane do cesarza Henryka V w 1109 roku, podczas wojny Bolesława Krzywoustego z Niemcami. Cesarz chcąc zaimponować polskiemu posłowi bogactwem, pokazał mu wielkie skrzynie pełne złota. Skarbek zdjął wówczas z palca pierścień i wrzucił go do cesarskiego skarbca ze słowami: ”idź złoto do złota, my Polacy bardziej się w żelazie kochamy i żelazem bronić się będziemy”. Zaskoczony cesarz rzekł „Hab Dank” i od tej pory ród Skarbków miał zawołanie Habdank. Nie o zawołaniu jednak chciałam napisać, a o złocie. Dlaczego? O powodach za chwilę.
Od zawsze lubiłam biżuterię. Mam jej całe skrzynie. Jednak wbrew modzie nie cierpię biżuterii sztucznej (nota bene zwanej przez moją matkę „złotem klamkowym”). Moja musi być prawdziwa, czyli: szlachetne metale, kamienie, skóra, kości, drewno itd. Najbardziej lubię srebro. Złota jakoś mam mało, ale też coś tam się po szkatułkach pałęta.
Piszę o tym złocie jednak nie dlatego, że przy okazji pogrzebu Eksia sprzedałam na złom złotą bransoletkę. Pieniądze były potrzebne natychmiast, a bransoletki nie lubiłam, bo była tandetnie niegustowna, a poza tym ofiarodawcą był ktoś nie wart zapamiętania. Kilka razy myślałam, by mu ją odesłać, ale szkoda mi było forsy na przesyłkę, a teraz przydała się akurat na sprawy pogrzebowe, choć dostałam za nią jedynie 243 złote. Jednak w sytuacji podbramkowej dobre było i to.
Piszę też nie z tego powodu, że przy okazji ślubu szukaliśmy z Ulubionym fajnych obrączek. Byliśmy w salonach z biżuterią, ale… nie było nic co by nam się podobało. Chcieliśmy srebrno-złote, bo takie jest życie. Najpierw się złoci, potem los srebrzy włosy. Nie było łatwo spełnić nasze oczekiwania. W internecie znaleźliśmy ciekawą ofertę. Niestety w trakcie wystąpiły problemy. Zapłaciliśmy za obrączki, ale przysłany towar był niezgodny za zamówieniem i na dodatek nie taki jak na zdjęciach. Odesłaliśmy z reklamacją, a gdy wróciły po poprawkach wyglądały jeszcze gorzej. Odesłaliśmy z powrotem pisząc do szefa zakładu jubilerskiego list, że jak odeśle nam pieniądze puścimy sprawę w niepamięć. Odesłał, więc nie podam danych tego „jubilera” pożal się Boże. W rezultacie obrączki zrobił nam przyjaciel. Są srebrno złote i autorskie, a co za tym idzie niepowtarzalne, więc jedyne takie na świecie.
O złocie piszę jednak dlatego, że to co zobaczyłam w ukraińskim sklepie ze złotem dosłownie zwaliło mnie z nóg. Ale po kolei. Dostałam od teściowej złoty pierścień rodowy z rubinem, czyli tzw. markizę, a od teścia łańcuszek. Pierścień za duży o kilka numerów (bo przecież mam patyki a nie palce) postanowiliśmy zmniejszyć w Warszawie. Natomiast do łańcuszka Ulubiony chciał mi dokupić wisiorek. Poszliśmy do sklepu jubilerskiego w centrum Użhorodu i… padliśmy niemal trupem. W gablocie między wisiorkami, łańcuszkami, pierścionkami, obrączkami i kolczykami leżały wielkie złote breloczki z symbolami marek samochodów. Tak! Złote breloczki z logo BMW, Audi, Mercedesa czy Volkswagena. Ryknęłam śmiechem, bo breloczki wydały mi się czymś nie tylko głupim, ale i niezwykle ohydnym. Nigdy w życiu w ogóle nie kupiłabym sobie breloczka z symbolem marki samochodu, bo nie powiesiłabym sobie tego przy kluczykach, a już w życiu nie powiesiłabym tam sobie złotego symbolu marki auta! Tymczasem sprzedawczyni w tamtejszym sklepie ze złotem była oburzona moim śmiechem. Na moje pytanie czy to ktoś w ogóle kupuje, zbulwersowana moim zachowaniem, odparła, że oczywiście i dodała:
– Jak kupują mercedesy to przecież jasne, że kupią do nich złote breloczki z logo!
No dla mnie jasne to nie jest. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że nie stać mnie na mercedesa to i taki jest mój stosunek do breloczka. Ale… są pewne rzeczy, których bym sobie nie kupiła nigdy, nawet jakbym za przeproszeniem pieniędzmi srała. Mówi się, że o gustach się nie dyskutuje. Są jednak rzeczy, które pokazują bezguście i moim zdaniem tym są takie właśnie breloczki. Pewnie nikogo o tym nie przekonam, bo choć Jan Skarbek z Góry powiedział: „Idź złoto do złota” to przecież żyjący prawie trzysta lat później Erazm z Rotterdamu twierdził: „Kiedy przemawia złoto, elokwencja jest bezsilna.” Oj jest!
PS. W Warszawie przy okazji zmniejszania pierścionka zobaczyłam w sprzedaży wisiorki z orłem w koronie i symbolem Polski Walczącej. Kocham swoja Ojczyznę, ale tego też bym nie nosiła. I nie dlatego, że tandetne, bo nawet ładne. Ale to biżuteria, która do czegoś zobowiązuje, a ja nie lubię być zobowiązywana.
PS.2. Jakby kogoś ciekawiło co noszę przy kluczach do auta to: teraz mam tam drewnianego huculskiego ludzika. Wcześniej był pluszowy osiołek, potem pluszowy misio, a potem drewniana matrioszka.