Nu pajechali! Teraz w „Rosomaku”, czyli peugeocie 807, którego jestem pasażerem, króluje język rosyjski. Mamy nowego pasażera. To Walera. Będzie naszym przewodnikiem do Krasnopila. Od niego dowiadujemy się, że Krasnopil swoją nazwę zawdzięcza legendzie o tym, jak ziemia zmieniła swój kolor na czerwony. Stało się tak, gdy Chan krymski jak dokonał rzezi tutejszej ludności, bo to jej krew zabarwiła okoliczne pola na czerwono.
Walera opowiada jednak nie tylko smutne historie. To anegdociarz. Rozmawiamy o warunkach panujących na drogach, o dziurach w jezdni i o tym, jak jeżdżą tutejsi kierowcy. Niestety wyprzedzają na trzeciego, notorycznie łamią przepisy, a ich auta czasem są w stanie pozostawiającym co najmniej wiele do życzenia. Dłuższą chwilę tuż przed nami jedzie volkswagen, któremu tak dymi z rury, że żartujemy sobie, że nasze minuty w peugeocie są policzone. Walera mówi, że prędkości lepiej nie przekraczać, bo tutejsza milicja jest bardzo chętna do wlepiania mandatów. On sam prędkości nigdy nie przekraczał. Kiedyś sami milicjanci spytali go, czemu tak wolno jeździ. A on im na to, że mu Żyd położył kamień pod pedałem gazu i nie może tak przyciskać i jechać szybciej. Milicjanci chcieli, by pokazał im ten kamień, a Walera na to: „nie mogę. Muszę z tym kamieniem jeszcze wracać”.
Dlatego zgodnie z jego wskazówkami jedziemy tak, jak pozwalają tutejsze przepisy. Milicja po drodze stoi, ale nas nie zatrzymuje. Walera świetnie zna miejsca, w których czają się ukraińscy chłopcy radarowcy. Mówi też, że nie warto nocować w hotelach. Właściciele są przemili, ale… w ich hotelach na turystów czekają przykre niespodzianki. Nocleg jest. Samochód stoi, ale rano hotelarz mówi, że samochód ma kłopot z kołem. Turyści wychodzą, stwierdzają, że z kołem wszystko w porządku, ale w tym czasie z ich hotelowego pokoju ginie cały dobytek. Dlatego mamy nocować w domu siostry Walery w Krasnopoli. To miejscowość, w której Walera się urodził.
„Moja” załoga skupia się na zagadce. Cały czas nie mogą dojść do właściwych wniosków. Co nielogicznego jest w historii krzyżowca, który umarł ze strachu we śnie, w jaki zapadł w kościele, w którym wraz z zoną dziękował bogu za szczęśliwy powrót?
W pewnym momencie podróży nasza „gwiazda”, czyli peugeot 3008, oczywiście za sprawą Krzysztofa, tak docisnęła pedał gazu, że… nie skręciła tam gdzie trzeba, Na dodatek wyjechała poza zasięg naszego walkie-talkie, które usprawnia komunikacje między dwoma samochodami. Zorientowawszy się, ze nie wiemy co z druga połowa wyprawy zadzwoniliśmy na jedną z komórek. Musieliśmy czekać aż „gwiazda” wróci. Crossover pojawił się szybko, a jego załoga spłoszonym głosem, przez walki-takie, które wreszcie znalazło się w zasięgu i można było się przez nie usłyszeć, poinformowała nas, że przeżyli chwile grozy. Oto na szosie oderwała się przyczepa od jakiegoś jadącego przed nimi auta i zygzakiem zaczęła zmierzać w ich stronę. Przerazili się, że uderzy w gwiazdę, na szczęście nic takiego się nie stało. Wysłuchawszy tej historii, decydujemy , że będziemy jechać uważniej, by więcej się nie rozdzielać, a to oznacza, że nie możemy gubić siebie z oczu.
Nad Ukrainą zapadła noc. Jazda robi się coraz trudniejsza, a do Krasnopila jeszcze 150 kilometrów. I wtedy przed nami zauważamy auto bez tylnych świateł. Powiewa grozą. Najpierw latająca przyczepa, a teraz niewidome auto. Jakoś jednak udaje nam się je wyminąć. I wtedy nagle i zupełnie nieoczekiwanie dla nasz wszystkich Janusz stwierdza: „Znam rozwiązanie zagadki. Jeśli jest prawidłowe rzucasz mi się na szyję – dodaje żartem.” Chyba chce mnie udobruchać, bo jakieś pół godziny temu mówił, że co to za bzdura, nad którą wszyscy biedzą się drugi dzień. Odparowałam wtedy, że chyba nie taka bzdura, skoro się biedzą. Dlatego teraz obiecuję, że oczywiście rzucę się Januszowi na szyję na najbliższym postoju, jeśli naprawdę rozwiąże zagadkę. I wtedy podaje on jedyną możliwą prawidłową odpowiedź: „Skąd my wiemy co śniło się krzyżowcowi, skoro on umarł, a przed śmiercią nie zdążył nam opowiedzieć swojego snu?”
Informacje o rozwiązaniu przez Janusza zagadki przekazujemy za pomocą walkie-talkie załodze „gwiazdy”. W rozwiązywaniu są stanowczo za nami. W jeździe też. Od kiedy pojechali nie tam gdzie trzeba, to my przewodzimy wyprawie. „Rosomak” gorą!
Tuż przed Krasnopilem mijamy wioskę Mołoczki. Walera opowiada, że to tu przez dwa lata ukrywał się generał – zabójca Gieorgija Gongadze. Wszyscy wiedzieli, że on tu żyje, w domu pewnej kobiety, ale nikt nie przychodził go aresztować, bo… nie było rozkazu. Aż pewnego dnia rozkaz najwyraźniej nadszedł, bo przyjechano po niego i jednak aresztowano. W tej wiosce pracuje szwagier Walera – Witja. To w jego domu mamy zjeść kolacje i pójść spać. Do Krasnopila dojeżdżamy na godzinę przed planowanym czasem. Wszystko dzięki temu, że Walera świetnie zna te trasę. Pokonał ją co najmniej 500 razy. Dlatego o 21:30 stajemy pod bramą gospodarstwa, na podwórku którego kręci się stado gęgających gęsi. W bramie wita nas zięć Witji – Jurij. „Rosomak” zostaje wstawiony do garażu, a „gwiazda” staje na podwórku. Witamy się i… biegniemy do toalety. To klasyczna ukraińska drewniana wygódka z dziurą w ziemi. Jest malutka i przytulona do zabudowań gospodarczych. Jest już ciemno, więc do „toalety” chodzimy z latarką. Ręce obmywamy w zlewie w kuchni i siadamy do kolacji.
Gospodarze na stole stawiają wódkę – Janusz, którego Walera jest znajomym i znają się już trochę, tłumaczy nam, że dla tych ludzi tacy liczni goście jak my i to zza granicy trafiają się raz na kilkanaście, a może i kilkadziesiąt lat. Musimy się napić. Ja godzę się na duży kieliszek, ale tylko jeden. Janusz przedstawia kim jesteśmy i co robimy.
Marzena pyta gospodarzy o to, co im się nie podoba na Ukrainie. Nila – siostra Walera, a żona Witji mówi, że cieszą się każdym dniem. Chcą tylko, by zdrowia im starczyło i by ich dzieci miały lepiej niż oni. Ich córka – zona jury jest nauczycielką w trzech wsiach. W pokoju jej plan lekcji. Uczy matematyki, fizyki i informatyki.
Na kolację dostajemy ziemniaki, chleb, ogórki kiszone i pyszne ryby, które specjalnie na nasz przyjazd złowił Witja. Walera opowiada nam historię tutejszego kościoła. To zbudowany w osiemnastym wieku katolicki kościół pod wezwaniem Michała Archanioła. To jeden z 12 największych kościołów świata. Po rewolucji październikowej, gdy ta część Ukrainy dostała się w ręce bolszewików i rozpoczęto kolektywizację wsi, kościół przeszedł różne koleje losu. Był remizą strażacka, składem amunicji i młynem. A w czasie wojny, gdy przechodził przez wieś front – na kościół spadły dwie bomby, ale żadna nie wybuchła. Walera, który urodził się ww 1955 roku opowiada, że jak był w piątej klasie to dopiero wtedy rozpoczęto likwidacje bomb. Wcześniej wisiały w dziurze w dachu kościoła. Kościół miał kiedyś piękne organy, ale siedemdziesiąt lat temu zostały wywiezione do Kanady. Kanadyjczycy odnowili je i chcieli nawet przekazać z powrotem do kościoła w Krasnopoli, postawili jednak warunki w jakich organy mają być przechowywane. Niestety takich warunków mieszkańcy wsi spełnić nie byli w stanie. Dlatego organy pozostały w Kanadzie. Walera mówi, że nie wierzył, że komuna padnie i że powstanie wolna Ukraina. Ale jego babcia wierzyła w to. Mówiła zawsze: „Ja nie dożyję, ale ty jeszcze zobaczysz!” I okazało się, że ta prosta kobieta miała rację, a Walera, który był i pionierem i komsomolcem i wydawało mu się, że jest taki mądry, że zjadł wszystkie rozumy, tego jednak nie przewidział.
Czas kłaść się spać. Jutro też jest dzień. Mamy wstać o 6-tej, by o 7pmej wyruszyć w dalszą drogę. Human jednak miniemy. Zwiedzimy go wracając. Na Krym mamy jechać jeszcze 10 godzin.
Author: Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka.
Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka.
Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka.
Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...