Karuzela z przesyłkami

Spread the love

Ostatnie lata to nie tylko u mnie, ale w ogóle w Polsce, czy nawet na świecie, wzrost zakupów przez internet, a co za tym idzie więcej przesyłek oraz wysyp firm kurierskich i kurierów.

Przed świętami jest tego dosłownie zatrzęsienie. A ja, jak zawsze mam różne przygody. W ubiegłym roku była to przygoda z… szamponem.

Zawsze na Gwiazdkę kupuję dla Ulubionego coś idiotycznego, zabawnego, budzącego śmiech. Większość prezentów oboje kupujemy przez internet. Ponieważ oboje do ubiegłego roku korzystaliśmy z mojego konta Allegro, więc info o paczkach przychodziły na mój mail etc. Ulubiony, jako ten, który wraca do domu wcześniej, odbierał przesyłki. Umawialiśmy się tak, że ja nie sprawdzam co on kupuje na Allegro korzystając z mojego konta. Pewnego dnia poprosiłam, by wracając odebrał paczkę z paczkomatu. Kiedy stanął przed paczkomatem i nacisnął przycisk, żeby otworzyć skrytkę, tuż obok podszedł jakiś pan, który również nacisnął przycisk, ale w aplikacji w telefonie. W ten sposób na raz otworzyły się dwie skrytki. Między Ulubionym a drugim panem doszło do sporu, która przesyłka jest czyja. Ponieważ pan ignorował napisy na ekranie pokazujące umiejscowienie skrytki oraz naklejkę na przesyłce, na której był numer przesyłki, więc Ulubiony zaproponował otworzenie przesyłek w celu sprawdzenia zawartości. Pan ochoczo na to przystał, ale zażądał, by Ulubiony jako pierwszy otworzył tę przesyłkę, którą sam wyjął. W środku była rzecz, której Ulubiony sam nie kupił, czyli… zabawny szampon. Przeczytał więc napis na butelce i spytał:

– Czy to pan kupił sobie szampon do jajec?

Facet zbaraniał. Przez chwilę podobno milczał, minę miał dziwną i patrząc na etykietę niepewnym głosem odparł:

– Jeszcze nie.

– Aha. Czyli to pewnie gwiazdkowy prezent od żony dla mnie – stwierdził pan Monż i poszedł w stronę domu zostawiając zbaraniałego gościa przy paczkomacie.

Na zdjęciu rzeczony szampon z rymowanym wierszykiem:

Mit diesem Shampoo,
oh, welch wunder
werden die Eier
noch viel runder

Co znaczy mniej więcej tyle:

Z tym szamponem,
och, co za cud,
Okrągłe kulki
Spadną niżej ud

Germanistów proszę o wybaczenie braku dosłownego tłumaczenia, ale poezja okołojajeczna ma swoje prawa.

Natomiast po tamtej przygodzie Ulubiony założył swoje konto na Allegro, bo zachowanie faceta przy paczkomacie pozbawiło go gwiazdkowej niespodzianki. (Ubaw mieli tylko goście).

W tym roku przygody mamy zgoła inne. Dwa dni temu jadąc do pracy zaparkowałam koło Żabki na Gwiaździstej, by kupić mleko. Podjeżdżając zauważyłam coś na jezdni. Myślałam, że papier. Po wyjściu ze sklepu postanowiłam wyrzucić ten leżący na ulicy papier do śmieci. (Często tak robię, że zbieram śmieci i wyrzucam do kosza) Jakież było moje zdumienie, gdy okazało się, że jest to paczka nadana przez sprzedawcę Allegro via InPost do paczkomatu na ul. Koźmiana. Paczka była mokra, zgnieciona, brzęcząca. Na niej taśma z napisem „ostrożnie – nie rzucać”. Ale tu nie było rzucania tylko jazda po tym samochodem, a może nawet dostawczakiem i to nie jednym. Zabrałam znalezisko do pracy i otworzyłam fotografując cały proces, by pokazać wszystkim gdzie mogą trafić wasze świąteczne prezenty i co może się z nimi stać, gdy ktoś po drodze ma gdzieś swoje zadania. Co to było? Z metki wynikało, że skarbonka-kot. W środku była bowiem garść skorup, a po kocie zostały tylko… wąsy. Ponieważ na paragonie był telefon sklepu, więc zadzwoniłam, przedstawiłam się i opowiedziałam o tym co znalazłam. Przesłałam mailem fotografie znaleziska, by mogła reklamować to wszystko w firmie inPost, zwłaszcza, że paczkę znalazłam na ulicy prawie 2 km od docelowego paczkomatu. Zamieściłam też zdjęcia z opisem na Instagramie, by uczulić nas wszystkich, jaki może być los naszych przesyłek. Po kilku godzinach dostałam maila od… pani, która to kupiła. Losem skarbonki, która miała być prezentem była załamana.

Tego samego dnia pojechałam na pocztę w sprawie… książki. Wiele miesięcy temu zgłosił się do mnie Pan z pytaniem, czy w opracowaniu naukowym dotyczącym swojej miejscowości może zamieścić pochodzące z moich zbiorów fotografie moich przodków. Zgodziłam się prosząc o podanie źródła i przysłanie książki, gdy będzie gotowa. I tak w listopadzie odezwał się do mnie Pan, że wysyła mi książkę. Napisał: „dzisiaj wysłałem dwie książki w paczce, pocztą polską. Jeśli Pani w ciągu kilku dni nie otrzyma żadnego awizo, to mam prośbę o udanie się na swoją pocztę, bo prawdopodobnie paczka tam już będzie, tylko Pani nikt o tym nie powiadomi”. Ponieważ rzeczywiście awizo nie było, więc… poprosiłam Ulubionego by pobiegł na pocztę z pytaniem o paczkę. Był dwa razy i za każdym razem wracał z niczym. Twierdził, że paczki nie ma. Pojechałam więc sama, by udowodnić mu, że jest nierozgarnięty i zwykłej przesyłki nie umie odebrać. Tymczasem na poczcie usłyszałam to co i on, że paczki nie ma. Zirytowana wygrzebałam w komórce list od nadawcy i zaczęłam czytać pani w okienku. W liście nadawca podał mi numer przesyłki. I co się okazało? Przesyłka jest! Ale nie na mojej poczcie. Nikt nie umiał mi wyjaśnić dlaczego została przesłana na inną. Ani panie na mojej poczcie ani na tej drugiej.

Ale jeśli ktoś myśli, że w takiej sytuacji lepiej korzystać z kuriera to tez jest w błędzie. Znajomej kurier przesyłkę przerzucił przez płot. W środku była zastawa stołowa. Wyglądała tak, jak owa skarbonka-kotek po której przejechały dostawczaki i inne auta. Tak więc wychodzi na to, że najlepiej jednak robić zakupy osobiście. A tego to ja akurat po prostu nienawidzę.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...