To już przeszło 26 lat, gdy korzystam z komputera. Początki były trudne. Byłam dziennikarką młodzieżowego pisma „Cogito” i swoje teksty pisałam na maszynie. Pisałam na niej zresztą od 4 roku życia. Było to na pewno wygodniejsze niż pisanie ręcznie, ale… w momencie pomyłki wymagało używania korektora, a czasem nawet przepisywania całej strony. Gdy decydowałam się przesunąć jakiś fragment tekstu wcześniej (lub później) brałam do ręki nożyczki, wycinałam go i wklejałam w środek kartki, ta gdzie było jego miejsce. Tak funkcjonowałam do roku 1994, kiedy zdecydowałam się na zakup komputera. Sprawa nie była jednak prosta. Po pierwsze była to rzecz droga. Nie miałam na to, by kupić go za gotówkę. W grę wchodził kredyt, a ja zdolności kredytowej też nie miałam. Ojciec nie był chętny do pomocy, bo zalet komputera jeszcze wtedy nie znał. W TVP, gdzie pracował, było wprawdzie już kilka, ale stały jako atrapy. Dziennikarze pisali swoje teksty ręcznie lub na maszynach i przynosili do pań maszynistek. Dlatego do komputera ojciec nie był jeszcze przekonany. Pomogła mama. Przeprowadziła z ojcem rozmowę i… tata zgodził się na wzięcie kredytu. Płacić jednak miałam ja. Potrzebny był rzecz jasna żyrant, ale tego ojciec załatwił dość szybko, w postaci kolegi z pokoju – ś.p. Andrzeja Piotrowskiego. Komputer kupiłam w firmie znajomych. Był to 486SX. Z oprogramowania miał tylko DOS. Na zakup Windowsa (wówczas 3.11) nie miałam więcej pieniędzy. Dyskietki instalacyjne pożyczyli sąsiedzi. Wiedziałam, że to piractwo, ale nie miałam wyjścia. Na kolejne wydatki nie było mnie stać. Nie miałam niestety pojęcia co się z tym wszystkim robi. Przyszedł więc kolega – studiujący informatykę na UW. Usiadł obok, powiedział, że wszystkie pliki z rozszerzeniem exe coś uruchamiają, a chcąc być dowcipny w swojej komputerowej edukacji dodał:
– W ogóle w komputerze są katalogi i pliki. Stwórz teraz katalogi dwa: cipa i dupa. I plik chujek. A teraz przesuń chujka z cipy do dupy.
Nic z tego nie rozumiałam, więc kazałam mu natychmiast wyjść i zabrać swoje dowcipy i narządy płciowe, za którymi najwyraźniej tęskni. Do 1:00 w nocy płakałam i stawiałam pasjansa, bo tylko to umiałam zrobić. W perspektywie miałam 5 lat płacenia za coś z czego nie umiem korzystać. Jednak nagle… przypomniałam sobie o tych plikach z rozszerzeniem exe. Doszłam do wniosku, że najwyżej coś zepsuję. Przecież i tak nie wiem co mam z tym robić. I zaczęłam uruchamiać wszystko co się dało. Natrafiła na samouczek programu DOS i… poszło.
Od tamtej pory komputer nie ma dla mnie tajemnic
Robię strony internetowe, łamię książki, ostatnio montowałam filmy, obrabiam pliki graficzne i masę innych rzeczy. Podstawą jednak jest dla mnie Word. Cóż… Jestem pisarką. Z czego mam więc korzystać, jak nie z podstawowego i najpopularniejszego programu do pisania? I tu zaczynają się schody. Mam bowiem często do czynienia z cudzymi tekstami, a ostatnio z dokumentami, które trzeba wypełnić. I nagle okazuje się, że: wykształceni ludzie nie są w stanie napisać w Wordzie prostego tekstu. Ci bardzo starzy (na szczęście nie wszyscy) traktują komputer jak maszynę do pisania i po dojściu do końca linijki wciskają enter, jak kiedyś na maszynie. BY coś napisać na środku używają iluś tam spacji. To samo z wysunięciem pierwszego wiersza. Niektórzy nie są w stanie wypełnić prostej tabelki. Inni, dostając plik do wypełnienia nie potrafią zamienić kropek na wymagany tekst. Np.
Imię: ………………………………………………………………………………………
U nich wygląda tak:
Imię: ………………………………………Małgorzata………………………………………………………………………………………
A gdy wpisać trzeba coś dłuższego, np. adres, wówczas coś, co normalnie mieści się w jednej linijce zajmuje 3.
Do tego dochodzą ludzie, którzy po wyrazie robią spację, a dopiero potem stawiają znak przestankowy, często ci sami natychmiast po przecinku stawiają kolejny wyraz. Nie wiem skąd im się to bierze, bo przecież czytają książki i chyba widzą, że w książkach to tak nie wygląda. Tych, którzy nie potrafią wypełnić dokumentu, poprawnie korzystać z Worda są tysiące, o czym od wielu lat przekonuję się coraz częściej. Stąd ostatnio taka myśl: albo ja jestem geniuszem albo reszta to lenie. Stawiam… niestety na to drugie.