Na przełomie epok, czyli zakładamy gorset

Spread the love

Istnieje koncepcja, według której epoki występują naprzemiennie. Raz są irracjonalne, w których najważniejszy jest duch, a raz racjonalne, gdzie liczy się rozum. Uczyłam się o tym w szkole. I tak epokami ducha (irracjonalnymi) są: średniowiecze, barok, romantyzm, Młoda Polska (na zachodzie: secesja), a epokami rozumu (racjonalnymi) antyk, renesans, oświecenie, pozytywizm i XX-lecie międzywojenne. Sinusoida wymyślona została przez historyka literatury Juliana Krzyżanowskiego.

Myślę, że jest też sinusoida epok obyczajowych, w których epoka gorsetu (skromna, ale też czasem przesadnie pruderyjna) zastępowana jest epoką dekoltu (wolnej miłości, a czasem rozwiązłości i nawet rozpasania) a potem następuje zmiana. Czy epoki gorsetu pokrywają się z epokami racjonalizmu i irracjonalizmu z sinusoidy Krzyżanowskiego? To już niech zbada sobie każdy sam we własnym zakresie. Ja tylko przypomnę, że żyjący w epoce oświecenia król Stanisław August Poniatowski obradował z ministrami w domu publicznym niejakiej Lurierki…

Wydaje mi się, że po epoce wolnej miłości zapoczątkowanej w latach 50. i 60., gdy kobiety dostały tabletkę antykoncepcyjną, po eksplozji filmów pornograficznych, po epoce spódniczek mini, kostiumów kąpielowych bikini, majtek typu stringi etc. zaczynamy od początku XXI wieku wchodzić w epokę gorsetów. To, że nie widać tego jeszcze w sklepach w postaci ciuchów zakrywających wszystko, wcale nie znaczy, że tak nie jest. Najpierw bowiem zmiana zaczyna się w głowach i to na długo wcześniej zanim zacznie się zmieniać na ciele w postaci otulania go coraz bardziej, by nie gorszyło, nie kusiło etc. (Choć teksty, że kobieta kusi przez nieskromne ubranie, więc sama jest winna sobie, gdy ktoś ją zgwałci, czyli należy ubierać się skromnie, też już słyszymy.)

Jakieś przykłady? Proszę bardzo…

Niedawno było głośno o Zespole Szkolno-Przedszkolnym w śląskim Lisowie. Lokalne media napisały, że szkoła pod wpływem rodziców zrezygnowała z omawiania na lekcjach książek o Harrym Potterze. Rodzice w petycji do dyrektorki Katarzyny Adamik napisali:

My niżej podpisani, rodzice uczniów klas V, IV i III w związku z naszymi przekonaniami religijnymi wnosimy petycję o podjęcie działań, w celu całkowitego zniesienia lektury „Harry Potter i Kamień Filozoficzny” J. K. Rowling, z zajęć lekcyjnych języka polskiego w naszej szkole.

Jest to książka, która dokładnie opisuje praktyki okultystyczne, inicjacyjne, ezoteryczne, a nawet satanistyczne. Są to opinie wielu hierarchów kościelnych takich jak: ks. egzorcysty Aleksandra Posackiego, Kardynała Josepha Ratzingera (późniejszego Papieża Benedykta XVI), rzymskiego egzorcysty Ojca Gabriela Amorta, jak i wielu innych.

Szkoła Hogwart, przedstawiona w książce jest zamkniętym światem przemocy i grozy, przekleństw i uroków. Świat ludzi jest poniżany, natomiast świat czarodziejów i czarownic jest gloryfikowany, przez co jest to zaproszenie młodego czytelnika nudnego świata ludzi „do ciekawego, pełnego przygód świata okultystycznego”.

Różnicę między klasycznymi baśniami, a Harrym Potterem stanowi fakt, że w baśniach i powieściach fantastycznych Lewisa, czy Tolkiena magią nie zajmują się ludzie, tylko postacie fantastyczne: dobre (wróżki, skrzaty, elfy), lub złe (czarownice, czarnoksiężnicy i tym podobne), co oznacza pewnego rodzaju przenośnię, domniemanie niektórych faktów i zdarzeń. Natomiast w powieści J. K. Rowling marny do czynienia z chłopcem uczącym się w szkole prawdziwych sztuk okultystycznych, takich jak: numerologia, wróżbiarstwo i wiele innych.

Ponadto książka ta nie znajduje się w podstawie programowej na rok 2019/2020, ani jako lektura obowiązkowa, jak również uzupełniająca, dlatego nie widzimy powodu by marnować na nią godziny lekcyjne.

My, jako katoliccy rodzice, nie możemy pozwolić, by treści wyżej wymienionej książki infekowały umysły i duszę naszych dzieci. I z tego też powodu prosimy Panią Dyrektor o pozytywne rozważenie naszej petycji.

Mając na uwadze powyższe argumenty, zwracamy się również z prośbą o pisemne uzasadnienie wyboru tejże lektury, oraz wypisanie jakie cele dydaktyczne i wychowawcze zostaną osiągnięte po przeczytaniu ,,Harrego Pottera …” J.K Rowling.

Dla mnie jest to ciekawe, że takich emocji nie wzbudzają powieści C.S. Lewisa czy J.R.R. Tolkiena, a nawet arabskie „Baśnie Tysiąca i jednej nocy”, które ociekają seksem i na podstawie których Bolesław Leśmian napisał „Przygody Sindbada Żeglarza” będące czasem wybierane jako lektura uzupełniająca. Ale przypomnijmy: w książkach o Harrym Potterze…

„magią nie zajmują się ludzie, tylko postaci fantastyczne: dobre (wróżki, skrzaty, elfy) lub złe (czarownice, czarnoksiężnicy i tym podobne), co oznacza pewnego rodzaju przenośnie, domniemanie niektórych faktów i zdarzeń”.

Media podają, że wprawdzie grono pedagogiczne napisało, iż uważa, że

„Harry Potter i Kamień Filozoficzny” to wartościowa książka podkreślająca rolę rodziny, przyjaźni i dobra w życiu, zachęcająca do czytania, pomagająca uczniom uzyskiwać lepsze stopnie, a także wyniki podczas egzaminów zewnętrznych.

Ale ostatecznie nauczyciele zrezygnowali i książki z dziećmi omawiać nie będą.

Nie wiem czemu protestujących rodziców nie gorszyła „Akademia pana Kleksa” autorstwa Jana Brzechwy, która uważana jest za pewien rodzaj polskiego odpowiednika cyklu książek o Harrym Potterze (też chłopiec jest bez rodziców w szkole magii). Mogłabym zresztą podać jeszcze wiele innych tytułów polskich książek, w których magia jest obecna: np. „Małgosia contra Małgosia” Ewy Nowackiej, a także „Ucho, dynia, 125”, „Godzina pąsowej róży”, „Karolcia” (obecna na liście lektur) i „Witaj Karolciu” wszystkie cztery autorstwa nomen omen mojej dalekiej krewnej Marii Krüger (o czym może kiedyś napiszę). Harry Potter nie jest jednak jedyny. Jak podaje portal TVN24.pl, pisząc o książce Joasi Olech „Dynastia Miziołków”, (której zarzucano, że narrator pisze o mamie per „Mamiszon”):

na prawicowym portalu prawy.pl można było przeczytać, że ta książka „służy do formowania dzieci za pomocą ideologii gender”. Jak? A na przykład tak: „Mama Miziołków jest zwolennikiem ekologii oraz wegetarianizmu. Prezentuje model feministyczny kobiety. Podciąga się na drążku i prowadzi tatę w tańcu”, a do tego: „Żona przeważa nad mężem zaradnością z sprawach życiowych”. 

Portal opisuje też swoiste „przygody” Grzesia Kasdepke i Ani Onichimowskiej – z ich wspólną książką pt. „Gdybym był dziewczynką, gdybym była chłopcem”. Jest to:

Niewinna książka pisana w pierwszej osobie. Zastanawiam się w niej, co by było, gdybym był dziewczynką. Snuję opowieść o tym, że pewnie miałbym inne imię, może inne marzenia, zabawki, przyjaciół. To miał być punkt wyjścia do rozmów o stereotypach związanych z płcią. Jakaś „czujna” mama uznała, że zachęcamy tam do tego, żeby dzieci „szły w pedofilię i homoseksualizm”, a sprawę nagłośnił na kazaniu ksiądz. I zaczęło się piekło. Nieszczęsną nauczycielkę wzywał na dywanik burmistrz, była atakowana w internecie. A ja zupełnie nie wiedziałem, jak jej pomóc.

– wspomina Grzegorz cytowany przez portal TVN24. 

To wszystko skomentował prof. Grzegorz Leszczyński Kierow­nik Zakła­du Litera­tu­ry Popular­nej, Dziecię­cej i Młodzie­żo­wej, dyrek­tor Centrum Języka Polskie­go i Kultu­ry Polskiej dla Cudzo­ziem­ców Poloni­cum i napisał:

Dobra tradycja – w średniowieczu na indeksie ksiąg zakazanych znalazła się Biblia, pisana wszak w natchnieniu. Joanna Olech, Anna Onichimowska i Grzegorz Kasdepke! Cieszcie się i radujcie, bo wielka jest Wasza nagroda: zostaliście zaliczeni do grona autorów natchnionych!!! A ja, człowiek małej wiary, myślałem, że macie „wyrok skazujący na ciężkie norwidy”…

A dziennikarz i pisarz Jerzy Sosnowski po przeczytaniu artykułu na portalu TVN24 stwierdził:

przytoczone tam głosy rodziców przypomniały mi powiedzenie z mojego domu rodzinnego: „Jak Pan Bóg chce kogoś pokarać, to mu rozum odbiera”. Pan Bóg postanowił nas ukarać, nie ma żadnych wątpliwości..

Ale takich sytuacji jest więcej. Wiele miesięcy temu musiałam się gęsto w liście do jednej mamy (a także do MEN, wydawcy etc.) tłumaczyć ze słowa „zarypiście” używanego w moim patriotycznym przecież, bo uczącym, że historię kraju kształtujemy my wszyscy, kryminale dla nastolatków „Tropiciele” wydanym po raz pierwszy 14 lat temu! Nota bene podczas promocji pierwszego wydania zjeździłam Polskę z konkursem „co wiesz o swojej rodzinie”, a czytelnicy opisywali historie swoich pradziadków żołnierzy września, powstańców warszawskich, wielkopolskich etc. Wtedy książka nie budziła takich emocji. Zauważano walory edukacyjne i wątki patriotyczne. Teraz uznano, że wymyślone przeze mnie słowo zmusza (sic!) do przeklinania! Musiałam się też tłumaczyć z zawartego w powieści rozdziału „Dziwak i dziwka”, bo mama jednej 12-letniej czytelniczki (sic!) twierdziła, że jej córka dopiero z mojej książki nauczyła się brzydkich wyrazów. (Czyżby dziewczynka żadnych kryminałów w TV nigdy nie oglądała? Dziwne!) Jeszcze wcześniej musiałam, jako prezeska Oddziału Warszawskiego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, pisać wyjaśnienie do MKIDN oraz MEN na temat książki Małgorzaty Strękowskiej-Zaremby „Filipek i szkoła”, której bohater Filipek Zaskroniec nazywany jest przez kolegów „padalcem”, bo się jedna babcia zgorszyła, że wnuczek takie strasznie niemoralne rzeczy czyta. Prawdopodobnie biedaczce pomyliły się „padalec” z „pedałem”.

Teraz jest jednak jeszcze gorzej. Ostatnio odwiedził mnie znajomy, który jest wielkim miłośnikiem i znawcą instrumentów muzycznych. Jest też autorem książeczek dla dzieci przybliżających instrumenty i popularyzujących wiedzę o nich. Właśnie napisał nową książeczkę i szuka wydawcy. Jego synowa – plastyczka, absolwentka ASP, zrobiła wspaniałe ilustracje. Na zaproponowanej przez nią okładce jest narysowana dziewczynka trzymająca w ręku flet prosty. Jak chyba powszechnie wiadomo jest to często podstawowy obok cymbałków instrument muzyczny używany w szkołach. Sama grałam na takim flecie przez 5 lat w szkole podstawowej, a jako licealistka zabierałam go ze sobą na wakacje i czasem grałam w miejscach publicznych, zbierając do kapelusza grosze za granie melodii z polskich dobranocek. „Bolek i Lolek” czy „Zaczarowany ołówek”, a szczególnie „Bajki z mchu i paproci” w moim wykonaniu cieszyły się ogromnym powodzeniem. Teraz okazało się, że jedna z osób, którym mój znajomy pokazywał książeczkę powiedziała, że przygotowywana publikacja wygląda na rzecz zachęcającą do… pedofilii. No bo ten flet!
Ryknęłam śmiechem i zaproponowałam, by umieścić na książce napis: „to jest flet a nie fiut”. Znajomy trochę się uśmiał, ale tylko trochę. Po chwili bowiem poważnym głosem powiedział, że jest mu strasznie przykro, bo co to za świat, w którym ludzie mają tylko takie skojarzenia. Niestety staropolskie „z igły widły” zmieniły się na „z fletu fiut”.

To ja i mój flet. Nie jest to fiut.

Niby jest taki stary dowcip o tym, jak przyszedł facet do lekarza i zwierzał się, że wszystko kojarzy mu się z seksem. Lekarz rysował mu kółko, on twierdził, że to przekrój penisa. Lekarz narysował więc trójkąt, a ten twierdził, że to kobiece łono. Lekarz narysował na końcu kwadrat, a wtedy pacjent powiedział, że to tak straszne świństwo, że wstydzi się powiedzieć głośno.
– Rzeczywiście jest pan jakiś zboczony – stwierdził lekarz.
– Ja? – oburzył się pacjent. – Przecież to pan rysował te bezeceństwa!

Ale nagle ten dowcip niebezpiecznie odzwierciedla otaczającą nas rzeczywistość. Tak w ogóle to jak to jest z nami? Wchodzimy w epokę gorsetu? Czy to wszystko to tylko chwilowe szaleństwo? Jeśli tak to jak długo jeszcze potrwa ta chwila? I czy epoki gorsetu i dekoltu pokrywają się z epokami irracjonalnymi i racjonalnymi? Czy romantyczny irracjonalizm chodzi w gorsecie, a wyparty jest zawsze przez wydekoltowany racjonalny pozytywizm, gdzie można zgubić blaszkę szukając medalionu?

Jak to było o tych dekoltach u mojego ukochanego Bolesława Prusa w „Lalce”?

Wyszli. W pierwszą parę pani Wąsowska z panną Izabelą, za nimi Wokulski, dalej baron z narzeczoną, a na końcu panna Felicja z Ochockim, który rozrzucał rękoma i prawił:
— Nic nigdy nie pozna pani nowego, chyba cudacki kapelusz albo siódmą czy ósmą figurę kontredansa, jeżeli jaki półgłówek wymyśli ją. Nic i nigdy!… — dodał dramatycznym głosem — bo zawsze znajdzie się jakaś baba…
— Fe! panie Julianie, któż tak mówi?…
— Tak, nieznośna baba, która będzie uważać to za nieprzyzwoite, że pani ze mną pójdzie do laboratorium…
— Bo może to naprawdę jest źle…
Tak, źle!… Dekoltować się do pasa jest dobrze, brać lekcje śpiewu od jakiegoś Włocha, który nie czyści paznokci…
— Ale widzi pan… Bo gdyby młode panny ciągle sam na sam przebywały z młodymi ludźmi, to mogłaby się która zakochać…
— Więc cóż z tego? Niech się kocha. Czy lepiej, ażeby i nie kochała się, i była głupia?… Pani jest dzika kobieta, panno Felicjo…
— O panie…
— No, niech mi pani nie zawraca głowy swymi wykrzyknikami. Albo pani chce uczyć się meteorologii, a w takim razie idźmy na górę…

Na szczęście zawsze po jednej epoce następuje druga. Tylko czy ja tej drugiej, w której flet nie kojarzy się z fiutem a padalec z pedałem jeszcze dożyję? Gorset zawsze mnie cisnął.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...