– Gdzie jest ten sęk? – powiedział kiedyś mój ojciec mocno zniecierpliwiony. Przyznam, że byłam zdezorientowana, bo pytał o to nie mając przy sobie żadnej deski. Pytał patrząc niecierpliwie na zegarek. Czekał. Okazało się, że na… pana Gienia. Zawsze mówił o nim używając powstańczego pseudonimu. Podobnie było zresztą z generałem Zbigniewem Ściborem-Rylskim. Też kiedyś spytał: „Gdzie jest ten motyl” wprawiając mnie w konsternację, bo była zima. Załapałam jednak wtedy szybciej.
Z Eugeniuszem Tyrajskim ps. „Sęk” ojciec znał się od dawna. Łączyła ich Sadyba. Ale przyjaźnili od lat 80, kiedy obaj działali w Społecznym Komitecie Budowy Pomnika Powstania Warszawskiego. Ojciec był w nim rzecznikiem prasowym. Gdy w 1999 roku umierał szpitalu Przemienienia Pańskiego na Pradze mijaliśmy się z Panem Gieniem w drzwiach. On wraz z żoną Tereską przyjeżdżali nie tylko wesprzeć ojca, ale i mnie – wówczas samotną matkę z przedszkolakiem, którego samego w domu zostawić nie można, a trudno codziennie na minimum godzinę ciągać pięciolatka do szpitala (ileż zresztą razy zasypiał siedząc przy łóżku taty z głową w jego nogach.)
Prywatnie często rozmawiałam z panem Gieniem przez telefon. Bywałam u niego w domu. Zawodowo po śmierci Ojca to ja przejęłam Magazyn Kombatancki „Wiarus” (niestety po dwóch latach program zdjęto z anteny), a w Kurierze (wraz z nieżyjącą już Agnieszką Mieleszkiewicz) robiłam tematy powstańcze. Dlatego spotykaliśmy się z Panem Gieniem często i nagrywałam go do Kuriera oraz innych programów. W 2005 roku zrobiłam reportaż o 60 rocznicy jego ślubu z panią Tereską, którą zawsze nazywał swoją „dziewczynką”. Odnowienie przysięgi miało miejsce w Katedrze Polowej Wojska Polskiego przy Długiej. Z tego prawdziwego ślubu, zawartego w sierpniu 1945 roku, na terenie Niemiec, gdzie para znalazła się po upadku powstania, małżonkowie mieli jedno czarno-białe zdjęcie. W reportażu ograne na wszystkie strony i sposoby. Na mszę ślubną rocznicową i odnowienie przysięgi Zbigniew Ścibor-Rylski przybył w generalskim mundurze. Stawiły się też dzieci i wnuki. Rok później zmarła pani Tereska.
– Umarła moja dziewczynka – powiedział wtedy Pan Gienio głosem pełnym rozpaczy. Mówił, że wybiera się do niej, ale… jeszcze miał tu na ziemi wiele do zrobienia. I robił. Podczas obchodów 70. rocznicy powstania w Getcie brał udział w uruchomieniu instalacji świetlnej w hołdzie uczestnikom powstania w getcie oraz powstańcom warszawskim. Pan Gienio włączał instalację w Muzeum Powstania Warszawskiego. Ostatni raz nagrywałam go jednak dużo wcześniej. W ostatnim roku mojej pracy w TVP, kiedy większość powstańców już mi odmówiła występu przed kamerami. Wędrowaliśmy wtedy Sadybą, pojechaliśmy na Wyścigi. Opowiadał mi po raz kolejny jak przerzucał przez mur swoich kolegów. Ostatni raz widzieliśmy się w kwietniu na pogrzebie Agnieszki, a rozmawialiśmy jesienią. Zmarł w drugi dzień świat 26 grudnia.
Dziś odbył się pogrzeb. Pojechałam z mocną obietnicą, że nie będę płakać, ale „tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono”, jak pisała Wisława Szymborska. Nie jest łatwo żegnać kogoś, kogo znało się tyle lat, który wielokrotnie pomógł słowem, a przecież wiadomo, że słowo droższe od pieniędzy. Nikt tak jak on nie wspierał mnie po śmierci ojca i moim odejściu z TVP. I za to mu dziś publicznie tym tekstem dziękuję.
Czy pogrzeb może być piękny? Pogrzeb „Sęka” takim był. Wspaniała homilia, wspaniałe, niezwykle przejmujące przemówienie wnuczki, wspaniała muzyka, wojskowe marsze, salwy honorowe, a na koniec… „Moja mała dziewczynko z AK” zagrane na trąbce. Jakby Pan Gienio nucił swojej Teresce, z którą teraz znów trzymają się za ręce. Jak trzymali się za ręce wtedy w 1945 roku, gdy składali sobie przysięgę małżeńską po raz pierwszy i jak w 2005 roku, gdy robili to po raz drugi pod okiem mojej kamery. *)
*) Na pogrzebie spotkałam z kamerą koleżankę z mojej byłej redakcji. Ode mnie dowiedziała się, że TVP ma taki film.