Miałam nie wracać więcej do smoleńskiej katastrofy i jej ofiar, bo już dość mam żałoby i bólu głowy od płaczu. Ale znów płaczę i znów boli mnie głowa. Płaczę i ze smutku, że już nie porozmawiamy i ze szczęścia, że znałam kogoś takiego jak On.
Byłam w swoim życiu na wielu pogrzebach. Zarówno znanych osób, jak i zupełnie nieznanych. Pierwszy raz jednak byłam na pogrzebie kogoś, co, do kogo nie mam wątpliwości, że choć z pozoru był zwykłym człowiekiem, to był też i świętym.
Dziś został pochowany ksiądz Roman Indrzejczyk. Bałam się, że Jego pogrzeb przypadnie w jakiś dzień, kiedy nie będzie mnie w Warszawie. Na szczęście los okazał się w tej sprawie dla mnie łaskawy. Jestem w Warszawie i mogłam z kamerą pojechać na Jego pogrzeb. Był wprawdzie stres, bo wydzwaniano, co chwila, bym nagrywała wspomnienia, choć to przecież pogrzeb i nie bardzo wypada. Za którymś telefonem powiedziałam, że mogą mnie wywalić z pracy, ale nagram wspomnienia tylko wtedy, kiedy będzie stosowna chwila, ale nie będę nic nagrywać na siłę, bo to pogrzeb. Ludzie płaczą, a ja wraz z nimi, bo to nie był zwykły ksiądz. Tak… Obiecywałam sobie, że nie będę płakać. Daremnie. Łzy same płynęły i płyną nadal, gdy po raz kolejny słucham Jego listu, który napisał do parafian, a który odczytano podczas nabożeństwa zamiast homilii. Cytuję spisany z taśmy i dedykuję wszystkim czytelnikom mojego bloga. zarówno tym, którzy Go znali, jak i tym, dla których był osobą obcą. Dedykuję tym, którzy wierzą i tym, którzy nie wierzą w Boga, bo ksiądz Roman miał serce otwarte dla wszystkich.
„Przemawiałem do Was przy różnych okazjach, różnych okolicznościach. Próbowałem wam służyć dobrze. Próbowałem pomagać Wam poznawać Boga. Kochałem Was i kochałem swoją pracę. Starałem się oddać Wam całe swoje serce, cieszę się, że mogłem być z wami. (…) Pragnę gorąco podziękować za zaufanie i szacunek, jakim mnie obdarzaliście. Dziękuję za to, że chcieliście mnie słuchać i okazywaliście mi tyle życzliwości. Bogu przekazuje moją dla Was wdzięczność. Jeżeli ktoś czuje się niedoceniony przeze mnie, czy może dotknięty lub zasmucony niech wie, że nigdy nie robiłem tego świadomie i bardzo mocno za to przepraszam. Chcę tez, żebyście wiedzieli, ze puściłem w niepamięć i wybaczyłem z serca tym wszystkim, którzy mnie krzywdzili, dokuczali, czy sprawili przykrości. Pewnie nie robili tego celowo. Pragnę też, żebyście się nie smucili i nie płakali. Nie wolno. Przecież musiałem kiedyś odejść do Ojca i Wy wszyscy też tam kiedyś dojdziecie i będziemy mieli sobie dużo do powiedzenia. A więc uśmiechnijcie się. Najlepszą nagrodą dla mnie będzie, jeśli pamięć o mnie pozwoli Wam żyć godnie i szlachetnie. Zawsze, bowiem starałem się przekonywać Was, że życie jest tworzywem, z którego można coś dobrego uczynić. Próbowałem prowadzić Was na drogę szacunku i życzliwości dla każdego człowieka. Żebyście mieli w sobie prawdziwą dobroć i z radością i humorem żebyście wnosili nastrój kojący w najbardziej nawet skłócone środowiska. Wybaczcie mi, że nie zawsze miałem czas na wszystko. Wiem, że czasem gubiłem się w nadmiarze zajęć, ale nie unikałem pracy. Chciałem być dobrym kapłanem i dobrym człowiekiem. Westchnijcie szczerze za mnie do Boga, który wie wszystko najlepiej. A jeśli ktoś wspomina, że udało mu się osiągnąć cos dobrego i przy udziale mojej pomocy, niech wie, że zawsze była to dla mnie największa radość. Was wszystkich, dla których żyłem i pracowałem, a zwłaszcza moich uczniów, również tych najmłodszych, traktowałem, jako przyjaciół. Wiedzcie, że w wieczności będę o Was pamiętał. Pozdrawiam serdecznie. Ściskam Waszą dłoń. Żyjcie szczęśliwie, a łaska Boga niech będzie z Wami. Wasz ksiądz Roman.”
Na cmentarzu, gdzie spotkały się tłumy ludzi, z których każdy znał księdza Romana, choć z widzenia, choć z mszy, choć z jednego sakramentu, nie było przemówień. Kilka osób powiedziało słowo do stojącego mikrofonu. Było to jednak tylko słowo pożegnania, bo ksiądz prosił, aby nie przemawiać. Jarosław Kaczyński powiedział, że „jeśli kiedykolwiek spotkaliśmy w życiu świętego człowieka, to był to ksiądz Roman”. Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek przytaknę jakiemukolwiek politykowi. A jednak! Cóż… sama z montażystą (podczas montowania reportażu „Po kolędzie”) stwierdziłam, że ksiądz Roman ma duszę piękną, jak anioł. Ma ją nadal. Przecież zgodnie z tym, w co wierzył, ludzka dusza jest nieśmiertelna, więc pewnie Jego krąży gdzieś tam w niebie i patrzy z góry na nas wszystkich. A świętym jest od momentu swojej śmierci. Bo przecież zgodnie z wiarą, to dzień smierci jest tym dniem, kiedy człowiek rodzi się dla nieba. On już tam jest.