Z obrzydzeniem słucham w radio, oglądam w telewizji i czytam w gazetach o burzy wokół miejsca pochówku prezydenckiej pary. Możemy mieć różne przekonania polityczne, różne wyznawać wartości, ale tą najwyższą dla nas wszystkich powinna być Polska. Możemy sobie w domach, przy stołach, w wąskich gronach dyskutować o tym, czy tragicznie zmarły Prezydent zasłużył na Wawel czy też nie. Możemy w głębi duszy być za albo przeciw. Jednak publiczne dysputy na ten temat, a zwłaszcza demonstracje i protesty i to w momencie, GDY DECYZJA ZOSTAŁA PODJĘTA, to wstyd przed całym światem! To dowód na to, że nie jesteśmy Narodem, który w obliczu tragedii umie się zjednoczyć. To dowód na to, że prawdziwym jest powiedzenie „gdzie dwóch Polaków, tam trzy zdania”. Świat już się puka w czoło, bo nie może pojąć tego sporu, a zwłaszcza faktu, że rozgrywa się on w obliczu takiej tragedii. Wstyd mi za „Gazetę Wyborczą”, bo dziennikarze powinni być bezstronni i nie brać czynnego udziału w takich sporach. Jesteśmy od relacjonowania rzeczywistości, a nie jej tworzenia. Najbardziej jednak mi wstyd za polskiego laureata Oscara – Pana Andrzeja Wajdę, który wystosował list otwarty, w którym protestuje przeciwko pochówkowi prezydenckiej pary na Wawelu. Wstyd mi, bo paradoksalnie to dzięki tej tragedii i dzięki tej śmierci zachodnie stacje wykupiły prawa do jego filmu „Katyń”! To dzięki temu dramatowi „Katyń” obejrzało ponad 7 milionów Rosjan! Wstyd Panie Andrzeju! Bierze Pan udział w żałosnym spektaklu dzielenia Polskiego Narodu. Naprawdę wstyd! Akurat Pan powinien być ciszej nad tą trumną!
P.S. Moje wczorajsze dwa spotkania autorskie były inne niż wszystkie. Były o Katyniu, o tym co się wydarzyło, o mojej pracy w tym gorącym okresie, o tych, ktorych już nie ma. Obecni na spotkaniach moi czytelnicy w przeważającej większości pierwszy raz w życiu mieli w rękach „Listę Katyńską”. Dowiedzieli się, że licząca przeszło 200 stron książka, to tylko spis nazwisk zamordowanych żołnierzy i spis znalezionych przy ich zwłokach przedmiotów. Dowiedzieli się, że zamordowano tam dwa razy tyle lub cztery razy tyle osób, ilu mieszkańców liczą ich gminy. Wcześniej nie myśleli o tym, jaka to skala.