Zaklinaczka bocianów

Spread the love

Stary dowcip mówi, że różnica między Czarodziejką a Czarownicą to… dwadzieścia lat. Powiedziałby ktoś, że wiekowo bliżej mi do Czarownicy, ale myślę, że bardziej jestem zaklinaczką. Dlaczego? Tak czekałam na wiosnę, tak ją zaklinałam, że nawet cały zeszły tydzień chodziłam w czerwonych spodniach. A gdy znajomi pytali czemu, odpowiadałam zgodnie z prawdą, czyli własnym zamierzeniem, że zaklinam wiosnę i wzywam bociany… Może któryś widząc moje czerwone nogi weźmie mnie za samicę i przyleci do Polski specjalnie dla mnie? Zaklinałam i… wiosna nadeszła. Jestem tego pewna. Nawet nie dlatego, że wczoraj zapachniało nią i wiosennym szaleństwem. Umówiłam się z jednym kolegą, szalonym poetą, na wino w położonej w centrum knajpce, w której na ścianach widniały kraty, a kelner na pytanie co to za kraty powiedział, że to światło uwięzione w przestrzeni. „Stąd te kraty”. Przed nami stała dopiero napoczęta butelka bardzo słabego wina, więc opowieść o świetle uwiezionym w przestrzeni uznaliśmy nie za omamy wynikające z pijaństwa, ale za wiosenne szaleństwo. Dziś widziałam wiosnę prawdziwą, a nie tylko abstrakcyjny jej odprysk w postaci czegoś zwariowanego. Pojechałam na spotkania autorskie do województwa podlaskiego i po drodze na polu widziałam… prawdziwego bociana. Już jest! Przyleciał, a to znak, że zima naprawdę odchodzi precz. Na dodatek dziś w nocy przestawiamy zegarki na czas letni, a jutro… z tygodniowym opóźnieniem z przyjaciółmi topimy w Kiełpinie marzannę. Będziemy, jak co roku, iść wąskimi Kiełpińskimi uliczkami, a potem polnymi dróżkami nad starorzecze Wisły, by zatrzymać się na chwilę przy kapliczce i zrobić wspólne zdjęcie, a przede wszystkim cały czas wrzeszczeć „Zimo precz!”. To ostatnie po to, by ani na jeden dzień nie wrócił do nas śnieg, że o mrozie tylko z obrzydzeniem napomknę. 
Oznaki wiosny mam tez namacalne. To ceramiczna kura, którą otrzymałam na dzisiejszym spotkaniu autorskim w Śniadowie, a także… otrzymane na spotkaniu w Łomży bukiety wiosennych kwiatów, z naręczem których wracałam dziś autobusem i które, o ironio, tę podróż zniosły całkiem nieźle. Chyba po raz pierwszy w życiu wróciłam do domu nie ze zwiędłymi badylami, ale z pięknymi kwiatami. I jak tu nie wierzyć, we własną czarodziejską moc? Jestem zaklinaczką. Wiosna naprawdę już jest. Oj te czerwone spodnie. Co ja bym bez was zrobiła.

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...