O miłości mojego pradziadka Antoniego Adamskiego do prababci Leokadii Karoliny z Przybytkowskich, zwanej Karolcią wiem chyba wszystko. Skąd? Trochę z rodzinnych przekazów, ale najwięcej z jego listów do niej. pierwsze pochodzą z czasów, gdy nie są jeszcze małżeństwem. Antek mieszka w… Mokotowie. (Dzisiaj dzielnica Warszawy i mówi się na Mokotowie). Karolka na Saskiej Kępie. (Wtedy jest to wyspa po praskiej stronie Wisły.) Antek przypływa do niej łódką dłubanką z pastwiska na Solcu (dzisiejsze okolice trasy Łazienkowskiej. Dziś też dzięki Fundacji „Ja – Wisła” można popływać taką łódką).
Kochana Karolciu,
W niedzielę dostałem się bardzo łatwo do Warszawy, bo Władek Majewicz czekał z łódką na pastwisku. Jeżeli będę miał trochę czasu, to w piątek wieczór przyjdę, ale wątpię. Niedługo będzie niedziela, to się znów zobaczymy, a przez ten czas trzeba popracować. Tylko Karolciu, bój się Boga nie wychodź na dwór nie ubrawszy się ciepło, bo widzisz teraz… nie jest trudno o przeziębienie i o to byś kaszlała w niedziele bezustannie. Wracając wieczorem do domu pytam siebie, dlaczego ja nie mogę iść teraz do Ciebie i zostać, jeno muszę tutaj siedzieć. Co do tego mieszkania, jak mówisz, że ono jest brzydkie, to niech go Matka wynajmie, a ja będę czekał aż się malarka wyprowadzi, gdyż zaś będę chciał się przenocować w lecie to pójdę w siano na górę. Karolciu, nas jeszcze czeka całe niebo szczęścia. A i teraz przecież większa jest przyjemnością przyjść do Ciebie, aniżeli być na najświetniejszej zabawie. Czas ten, który mamy jeszcze przeczekać, zleci, kochanko moja, tylko nie trzeba się martwic, bo cóż nam pomoże zmartwienie. Chciałbym, żeby było to mieszkanie próżne, może ja nawet i nie spałbym w nim, tylko chciałbym go mieć dlatego, aby mieć jakiś kąt, gdzieżbym zanosił rożne grafiki, tylko Ty, czytając to, nie śmiej się ze mnie. Sprowadziłbym komody, szafę, książki swoje, bo ja w domu jestem jakiś obcy.
Jakbyś miała chwile czasu to napisz kartkę i napisz czy kaszlesz i czy Cię bok boli. Jeśli ci co potrzeba z Warszawy to napisz, ale napisz prawdę, bo byś mnie zrobiła przykrość.
Wybacz, że tak mało piszę, ale nie mam czasu, do widzenia może w piątek wieczór. Twój Antek Adamski.
Pobierają się w 1903 roku w kościele przy Solcu. Karolka, jako potomkini rodów holenderskich, które przybyły do polski w XVII wieku uciekając do „państwa bez stosów” przed prześladowaniami religijnymi jest protestantką wyznania ewangelicko-augsburskiego. Ślub bierze jednak w kościele katolickim. Nie znaczy to jednak, że odeszła od swojego kościoła. Do końca życia w niedzielę jeździ na nabożeństwa do Zboru ewangelicko-augsburskiego pod wezwaniem Św. Trójcy na plac Małachowskiego. Obok jest zresztą Zachęta, a ona… z zamiłowania malarka, uczennica Wojciecha Gersona uwielbia obrazy. Maluje niemal do końca życia.
Stoi do dziś. Adres: Walecznych 37.
obraz pędzla Karolki
Maluje nie tylko Karolka. Jej szwagier Wacław Chodkowski też jest malarzem. Malują jego synowie – Eugeniusz i Henryk, ale i rodzony brat – Kazik, który jako żołnierz wojska polskiego umiera podczas wojny polsko-radzieckiej nie od ran, ale na grypę w lazarecie pod Ostrołęką. Zostaje po nim jedyny portret mojego trzy razy pra…
Tu Antoleniek umiera i tu w 1932 roku na świat przychodzi mój ojciec.
Obraz pędzla Eugeniusza Chodkowskiego – siostrzeńca Karolki.
Lipiec 1913
Moja Przekotuchno!
Niedobra jesteś: ja tu siedzę 11 dni i dopiero otrzymałem od Ciebie jeden list; pamiętaj żebyś się poprawiła, bo będzie kiepsko. Ja, zdaje mi się, pobędę tu tylko miesiąc i wrócę, tak ze mi się zostanie koło dwudziestu dni wolnych w domu, ale na pewno jeszcze nie wiem. Dla rozrywki poproś Kazka, żeby choć raz na tydzień kupił bilet do letniego teatru. Oj jak ja się tu piekielnie nudzę! Wołałbym Rosji nie widzieć i urlop przepędzić w domu. Czuje się dosyć dobrze, tylko śpię nieszczególnie. A Ty czy zdrowa jesteś? Janka? (…) Koledzy moi mają tu dosyć rozrywki: grają po całych nocach w karty, urządzają konne wycieczki w góry i strzelają z floweru do wron i wróbli, ale mnie wszystko to jakoś nie pociąga, wolę czytać, śpiewać i bazgrać listy. Bez Ciebie mi, szczeniaczku źle, sam nie myślałem, że taka pchła jak Ty, tak mi potrzebna jest, ale że tak jest to lepiej, sam się przekonałem, że bez cipuchny cienko by kogutek piał. Urządziliśmy tu jednego wieczora koncert w jadalni: jeden z Polaków grał na pianinie, a ja śpiewałem rożne piosenki, doszło do tego żem zaśpiewał „Z dymem pożarów” i „Boże ojcze” oklasków kupa, myśleli kacapi, że to pewno jakie miłosne piosenki i chwalili, że z takim „czuwstwem” śpiewam, później stoły poodsuwaliśmy i tańce; ja im grałem tradycyjnego po Lewandowskim Kostku „Fausta” i „nie wozwratnoje wrenia”. Wszystkie kobiety podobne tu są do siebie i wyglądają jak ta Zosieńka Lewandowskiego, a walca jak tak tańczą, jak ja kiedyś pod kasztanami, pamiętasz? Kupować tu nic nie warto, wszystko 2 razy droższe, a niżeli u nas, gdy będziesz u mnie pisać list, to napisz, który numer pantofli nosisz, może mi się uda ładne, tureckie pantofle kupić. Pogoda trzeci dzień ładna, tylko w dzień ogromnie gorąco, noce zaś zimne. Co robi Kazik? Poproś żeby mi pocztówkę przysłał. Czy nocuje u was? Wiśnie w ogrodach pewnie już dojrzały? Wystaw sobie, że tu funt jabłek albo wiśni kosztuje 30 kopiejek. Czy był u Ciebie p. Chojnicki, wiesz ten co do Dolińskich przychodził; dziwnym zbiegiem okoliczności ja przyjechałem do sanatorium, on zaś wyjeżdżał, odziedziczyłem po nim gazetę „2 grosze”; prosiłem go żeby do Ciebie wstąpił, gdy będzie na Kępie i opowiedział ci o tym pieskim kraju. Jak będziesz w Mokotowie nakiwaj tam wszystkim, za to że mi choć pocztówki nie przyślą, Matce, hecne, Mańce, Jankowi, jedna tylko Halcia pięknie się spisała i przysłała mi lirnika, a więcej nikt. A Ty nie smuć się, za dużo nie pracuj, wysypiaj się dobrze, odżywiaj się dobrze, bo gdy zbrzydniesz gdy przyjadę, i schudniesz, to grzanie, gdy ci nie starczy pieniędzy, to wiesz jak masz sobie poradzić… słuchaj jak przyjadę żeby „hetera” była namalowana na deseczce, słyszysz? Zapomniałem, który nr domu gdzie mieszka ciotka Jackowska, dowiedz się i napisz mi. No Skręcipitko dowiedzenia, pozdrów ode mnie wszystkich w Mokotowie, na Kępie i pisz, pamiętaj pisz, bo to cała moja rozrywka: idę na stacje oczekuję pocztowego pociągu i czekam na list albo pocztówkę, a tak przykro wracać z pustymi rękami, gorzej jak na Kępie z żydówki bez ryb. Janka czy jest grzeczna i czy się uczy, Ciebie czy słucha, powiedz jej, że ja bym się na nią gniewał, gdy będzie grzeczna to pójdę z nią do teatru gdy przyjadę. No dzwonią na obiad; trzymaj się wiatru twój Antek.
Do Szafranowa Antek jeździ co roku. W 1914 jedzie po raz ostatni…
Szafranowo, dnia 18 czerwca 1914
Kochana Karolciu!
A widzisz, salcesonie ewangelicki, jak to źle bez Antosia, a jak Antoś w domu, to się o byle co na niego gniewasz i żeby on pierwszy nie zaczął z Tobą mówić, to byś się i tydzień gniewała, a Antoś uniesie się, a za chwile do rany można go przyłożyć. Piszesz mi, ze ja przebyłem wiele, a cóż ja takiego przebyłem: wyleżałem się przez 5 dni w wagonie, jadłem ile tylko mogłem i teraz to samo, wiec nic tak złego nie było. Na zdrowiu czuje się lepiej, wycieram na noc piersi zimną wodą i sypiam dlatego lepiej. Po cóż Ty siedzisz do 3 w nocy, chcesz do reszty zrujnować swoje i tak marne zdrowie? Oj Karolka, Karolka, popraw się bo będzie kiepsko… Jak przyjdzie baba do prania, niech pierze cały tydzień, a Ty żebyś się nie ważyła prać. Co do porządku to źle, Karolcia mówi, że nie warto, bo nie ma komu go ocenić, dla siebie samej porządek jest niezbędny. Dzisiaj 18ty za dwa tygodnie wyjeżdżam, czyli o 1 tydzień tylko wcześniej. Dłużej siedzieć tu nie warto – jeść dają nieszczególnie, co dzień baranina, niedługo lody będą podawać z baraniną; deszczu długi czas nie ma – upał przy silonym wietrze – kurz straszny – co dzień wieczór myję nogi, bo cały człek czarny od kurzu. Po 24 czerwca niech moja Karolinka, do swego Antoleńka nie pisze listów, gdyż on już fiu-fiu będzie jechał do domu; każdego wieczora, gdy się na łóżku kładę, myślę o tem jaka to będzie frajda, gdy będę dojeżdżał do Warszawy, jak Karolcię z łóżka zrzucę, jak w zeszłym roku… ale to jeszcze długo czekać: 12 dni do wyjazdu, w drodze 5 dni. Na stacje, Karolciu po mnie wychodzić nie trzeba: po pierwsze nie wiadomo którego dnia wrócę, a po drugie nie chcę żeby mnie kto ze znajomych kolejarzy zobaczył – wyjdę z drugiej strony stacji i przez Skaryszewską ulicę wrócę do domu. Czy Janka miała krosty już, gdyś z nią była u doktora? Jeżeli nie, to idź z nią, tylko pierwej do kantoru po biuletyn. Jance kup na imieniny książkę „W pustyni i w puszczy” Sienkiewicza i powinszuj jej ode mnie. Pamiętaj, Karolciu, żeby Janka dużo mleka piła i dużo jadła, a spać powinna chodzić o 10ej zawsze. Co do dzwonka rowerowego, to niech go Karolcia odkręci i odda geniuszowi – ja miałem go dać niejakiemu Suworowowi i w ostatniej chwili zapomniałem. Nieprzyjemnie mi teraz. Co ten bujdziarz teraz robi? Zdał na wyższy semestr? Chodkowską pozdrów ode mnie. Oleś czy wyjeżdża ma majówki rowerami? Pokłoń mu się ode mnie i powiedz, że gdy wrócę to się będziemy wypuszczać, choć on nie chce tej suchej wierzby zostawiać samej: dobry mąż, nie taki jak ja, co to jeszcze nie wrócił do żony, a już myśli ją zostawiać samą. Ale ludzie się już tak dobierają, że gdy jedno złe, to drugie dobre, moja Karolcia nie tylko, że się nie rozgniewa, ale jeszcze uczesze, krawat zawiąże i powie: „jedź szczęśliwie mój Antoleńku i wracaj mi zdrów” – dzwonią Karolciu, na razie, wiec bywaj zdrowa, do 24/VI pisz do mnie, postępuj tak jak ci radziłem w ostatnim liście i czekaj na kochającego Cię zawsze jednakowo Antka.
Ps. Kochana Janko!
Życzę ci zdrowia i zdolności do nauki, abyś była pociecha rodziców i wierna córka swojego kraju.
Twój ojciec
A Adamski.
Niestety Antka w drodze z Szafranowa do Polski zastaje I wojna światowa. Działania na froncie uniemożliwiają mu powrót. Listy od niego do domu i z domu do niego przestają przychodzić. Sam w Rosji popada w depresję. Na dodatek zastaje go tam też rewolucja. Wszystkie te przeżycia doszczętnie rujnują mu zdrowie. Pisze do Karolki tragiczne listy. Karolka mieszka wtedy na Kępie u matki. Tam dociera do niej tylko jeden z listów ukochanego męża.
Kaługa, 10 lipca 1918
Kochana Karolciu,
Piszę do Ciebie zdaje się już 20 list, z których prawdopodobnie żaden nie dotarł, ten ostatni mam nadzieje, że dojdzie dlatego, że oddany porządnemu człowiekowi. Otóż Karolciu ja 20 lipca chce się uwolnić i robić starania do wyjazdu, lecz czy się uwolnię i czy wyjadę w sierpniu, a tym bardziej czy dojadę do Warszawy i kiedy nie wiem, gdyż żyjemy w takich czasach, że żaden śmiertelnik nie może przewidzieć co będzie jutro. Za 3 tygodnie będzie już 3 lata od mego wyjazdu, cały ten czas przeleciał jako tako lecz gdym się dowiedział, że już niektórzy powracają do domu, cały spokój mego życia diabli wzięli i od kwietnia b.r. do dnia dzisiejszego przeszło wszystkiego 3 miesiące, a mnie się zdaje, że ja wieki czekam. Zdrowie, choć go szanuję marne, szczególniej zimową porą często chorowałem, ale i zimy były tu ciężkie, a szczególnie pierwsza 1915/1916 roku. Na Genka imieniny było 34oC mrozu; – kaszlę gorzej niż przed wyjazdem, a co dziwne posiwiałem, a przecież ja nie mam jeszcze 34 lat, no ale dosyć o sobie. Da pan Bóg powrócę, a będziesz miała chęć posłuchać (może być tak że nie będziesz chciała słuchać za karę, żem Cię zostawił na pastwę losu) to wszystko ci opowiem. (…) Wiesz co Karolciu, chwilami mi się zdaje, że to niemożebne żebym a kiedyś wrócił do kraju, że to za dużo szczęścia, żeby to marzenie moje ziściło się. Mój Boże ileż to dni przez te 3 lata takich przeszło, w które zbieraliśmy się w rodzinnym kole, każdy z takich dni czy to były imieniny rodziców, czy sióstr, czy twoje lub moje, chodziłem jak z krzyża zdjęty i żadna siła ludzka nie mogła mnie rozweselić. – Co się z Janką dzieje, czy ona mnie pamięta? A Matczysko biedne i ojciec niejedna gorzką łzę wyleli przez ten czas, lecz choć czy aby żyją? – Zatrzymują mnie tu w Rosji rozmaite drobne sprawy, z których się niedługo otrząsnę i choć mnie straszą, kraczą nade mną, że w kraju ogromna bieda, zastój nie zważam na nic i uwalniam się i wracać, wracać, jak najprędzej wracać do domu. – Okaziciel tego listu pan Aleksander Gender, opowie ci obszerniej o mnie i da ci sto rubli (jeżeli go w drodze nie okradną) pieniędzy mógłbym ci przysłać więcej, lecz pan Gender bał się więcej brać. – Kończę list i czekam jak zbawienia dnia wyjazdu, a może przed wyjazdem dostane jeszcze list od was, gdyż moi znajomi podostawali już po kilka listów z Warszawy, a ja nic, jakby się mnie wszyscy wyparli. Uściskaj od mnie wszystkich w Mokotowie i na Kępie i Matce mojej szczególny uścisk i pocałunek prześlij i poproś ja, ażeby wystąpiła do świętego Antoniego o mój szczęśliwy powrót.
Twój Antek
Karolka z córką Janką w 1923 roku.
Antek wraca, ale rzeczywiście pożytku nie ma z niego zbyt wielkiego. Umiera w domu na Puławskiej w 1922 roku. Karolka zostaje wdową. Nigdy więcej nie wychodzi za mąż zostając wierna swojej wielkiej miłości. Choć… na brak starających się narzekać nie może. Nawet w czasie okupacji hitlerowskiej cholewki smali do niej warszawski cukiernik Lardelli. Dostaje kosza, ale zatrudnia Karolkę w swoim sklepie. Dzięki temu ma dostęp do drewnianych deseczek ze skrzynek po cukrze czy herbacie. Ma na czym malować swoje obrazki i wspominać Antoleńka. Do końca życia trzyma jak relikwie jego wszystkie listy i kartki, które robił specjalnie dla niej, jak był jeszcze tylko jej narzeczonym, tak pogardzanym przez rodzinę.
Ten tylko między ludźmi był szczęśliwy,
kto do przedmiotu swojej miłości
nie zbliżył się bardziej niż na odległość kochania.
Serce tylko to prawdziwe, które kocha szczerze
życie tylko ten zrozumiał, kto je prosto bierze
Po Antoleńku zostały nie tylko listy i kartki. Także „Quo Vadis” wydane w 1901 roku z jego notatkami na marginesach. Bardzo tę powieść przeżywał. Zwłaszcza miłość Winicjusza do Ligii, ale i Petroniusza do Eunice.
P.S. I tak na koniec… nic nie jest wieczne. Miłość Karolki i Antoleńka umarła wraz z Karolką w 1969 roku. Wcześniej zwiędła jej uroda. Piękność, do której wzdychało wielu nawet wtedy, gdy już owdowiała, po latach zamieniła się w starowinkę. Do końca jednak pozostała damą. Z pierścionkiem na palcu, broszką przy sukni i w pantoflach na obcasie… Do końca nosiła też gorset. Jak radziła sobie z gorsetem w obozie przejściowym w Pruszkowie na zawsze pozostało jej tajemnicą.
Na zdjęciu Karolcia i moja mama. Ten brzdąc na kolanach Karolci to ja.