Cały czas 'siedzę’ w „Czterdziestolatku” (dziś obejrzałam odcinek, w którym pojawiły się 'łuki Karwowskiego’), więc chyba nic dziwnego, że rozmyślam nad różnymi życiowymi mądrościami wypowiadanymi przez Karola Stelmacha, granego przez Leonarda Pietraszaka. W jednym z odcinków była mowa o… kulturze i higienie. Karol twierdził, że u nas w Polsce człowiek kulturalny może nie mieć zębów. Bo tu kulturę mierzy się ilością przeczytanych książek, a nie zużytego mydła. Dzieje się tak dlatego, że kiedyś uważano, że jak człowiek jest czysty i wymyty to boi się pracy, a mamy kult klasy robotniczej.
Hm? Kult klasy robotniczej dawno się skończył, ale kult mydła i pasty do zębów jeszcze nie nastał.
O smrodzie ludzi w zatłoczonych autobusach już w swoim czasie pisałam, ale i o uzębieniu Polaków mogłabym napisać powieść. Stomatologiem wprawdzie nie jestem i na pewno nie widziałam tego, co przeciętny dentysta (znam wiele ich historii o gangrenach itp.). Wielokrotnie jednak rozmawiam z ludźmi, którzy zębów nie mają, o zęby nie dbają i… z tego powodu w ogóle nie są zakompleksieni. Wręcz przeciwnie. Straszyli mnie brązowymi lub pomarańczowymi, jak u nutrii, siekaczami, choć nie byli dzikimi zwierzętami, a często ludźmi na naprawdę wysokich stanowiskach i z różnych, wydawałoby się elitarnych branż, a wśród nich tacy, którzy rozbijali się samochodami, za cenę których mogliby wstawić sobie najdroższe i najlepsze implanty. A jednak… woleli straszyć dziurami i ubytkami, których nabawili się nie na skutek wypadku, ale niedbalstwa. Szok, prawda? Tyczy to także uzębienia naszych polityków. Kiedyś niejaka Anastazja P. opisała nawet komu z nich śmierdzi z gęby. Ale zaniedbany garnitur widać nie tylko z bliska. Widać go nawet wtedy, gdy się niektórych polityków ogląda w telewizji, a przecież… przykład idzie z góry. Zaś fakt, że nie widziałam jeszcze szczerbatego lekarza czy aktora, co byłoby już pewną przesadą, to wyjątki potwierdzające regułę. Niestety brzmi ona: zęby przeciętnego Polaka to jakiś horror.
Pojechałam dziś na zdjęcia do Nasielska. W drodze powrotnej na szosie między Nasielskiem a Legionowem zobaczyliśmy stojącą na przystanku zmarznięta kobietę, która machała ręką, chcąc zatrzymać jakąś okazję. Koledzy spytali, czy podrzucimy ją, a ja oczywiście się zgodziłam, bo mróz straszliwy, a kobieta przebierała nogami i ewidentnie przemarznięta aż przytupywała. Wyglądała na urzędniczkę. Wsiadła do auta i… jechaliśmy w milczeniu. Dowiedzieliśmy się tylko, że pani chce się dostać do Legionowa, bo na pytanie o Legionowo – przytaknęła. Poza tym kobieta się nie odzywała. Kierujący autem kolega próbował dowiedzieć się, gdzie konkretnie ją wysadzić, ale ona nadal milczała. W pewnej chwili powiedziała jedno słowo. Brzmiało ono:
– Tu.
Zatrzymaliśmy się, a kobieta wysiadła bąkając pod nosem słowo „dziękuję”. Ja nie widziałam jej twarzy, tylko słyszałam głos, który wydawał mi się… dziwny, jak u starej babci, a przecież zdawało mi się, że to była całkiem młoda kobieta. Głos wydawał mi się stary nie ze względu na jego timbre, ale na wymowę. Spytałam więc:
– Czy mnie się zdaje, czy ta pani nie miała zębów?
A na to kierujący autem kolega, który w czasie jazdy miał możliwość obserwować panią we wstecznym lusterku odparł:
– Oczywiście, że nie miała.
I to słowo „oczywiście” załamało mnie, ale i uświadomiło, że od czasów, gdy kręcono „Czterdziestolatka” w tej kwestii nic się w Polsce nie zmieniło.
Author: Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka.
Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka.
Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka.
Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...