Nobel Olgi Tokarczuk to wielka radość dla Polski. To, że trzymałam za nią kciuki jest chyba zrozumiałe, ale przyznam też, że… popłakałam się ze wzruszenia, gdy tylko w smartfonie wyskoczyło mi powiadomienie o przyznaniu jej literackiej nagrody Nobla. O tym, że Tokarczuk to świetna pisarka nie będę przekonywać, bo zrobiły to setki krytyków. Natomiast co mnie tak ucieszyło? Oto za mojego życia aż czterech Polaków dostało literackiego Nobla. Na dodatek trójka z nich to członkowie Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, do którego i ja należę. A to oznacza, że jestem w dobrym towarzystwie.
W 1978 roku Nobla dostał Izaak Bashevis Singer, urodzony w mazowieckim Leoncinie, żyjący m.in. w Radzyminie, Biłgoraju i Warszawie i dla mnie polski Żyd, a więc Polak. Ciągle nie mogę zrozumieć, że nie ma jego nazwiska na liście Polaków noblistów! Dla mnie skandal! Bo to, że pisał w jidysz nie odbiera mu polskości. W jego literaturze są polskie miasteczka i klimat przedwojennej Polski. Sam przyznawał się do inspiracji polską literaturą. Ogłoszenia wyników nie pamiętam, bo miałam 11 lat i choć już wtedy pisałam, to jednak co innego zajmowało moją dziecięcą głowę.
Dwa lata później, bo w 1980 roku dostał go Czesław Miłosz. Miałam wtedy już 13 lat, więc zrobiło to na mnie wrażenie, bo moje pisanie wchodziło w ważną fazę – zaawansowanego pamiętnikarstwa. Pamiętam też absolutnie poetycki film Konwickiego „Dolina Issy”, który powstał w roku, gdy kończyłam podstawówkę, choć zobaczyłam go trochę później.
Nagrodę Nobla Szymborskiej przyznano w 1996 roku. Byłam już wtedy dojrzałym człowiekiem, po własnym literackim debiucie (rok 1987), wychowanym na jej wierszu „Gawęda o miłości ziemi ojczystej”, którego uczyliśmy się w szkole. Kilka razy mieszkałam w Zakopanem w Astorii, w której przebywała Szymborska, gdy Szwedzka Akademia Literatury ogłosiła komu przyznała literacką nagrodę Nobla. Zdjęcie przedstawiające reakcję poetki na tę wiadomość (zaszokowana Szymborska unosi dłoń gestem jakby chciała uderzyć się w czoło) wisi zresztą w korytarzu Domu Pracy Twórczej. I ja tam tworzyłam. Tam napisałam swoją sztukę „Bubloteka” i przetłumaczyłam na polski jedną z książek Wsiewołoda Niestajki.
Teraz do grona polskich noblistów, którzy za mojego życia dostali najważniejszą nagrodę literacką, dołączyła Olga Tokarczuk.
Spójrzmy na daty: 1978, 1980, 1996, 2019… Od 1978 roku do teraz minęło ponad 40 lat, a to oznacza, że Polska co 10 lat dostaje nagrodę Nobla. Tak! Polska! Bo to jest nagroda, która sławi nasz kraj i naszą literaturę. Tyczy to także przyznającego się do inspiracji literaturą polską Singera, a Tokarczuk zarówno po singerowsku, jak i sienkiewiczowsku (w końcu Sienkiewicz tez noblista) maluje nasze pejzaże. Nobel co 10 lat to naprawdę niezły wynik, który świadczy, że polska literatura współczesna ma się nieźle.
Przed przyznaniem Nobla Oldze Tokarczuk ukazało się kilka artykułów o tym, że jest typowana. Zamieszczane pod nimi w internecie komentarze jeżyły mi włos na głowie. Pisano, że jest antypolska, Ukrainka etc. Ulubiony prosił, bym mu nawet nie czytała tych bzdur. Mam nadzieję, że Nobel, a także gratulacje, jakie pisarce złożyli i Minister Kultury i Prezydent RP i Premier RP, a więc ludzie z obozu rządzącego, którego zwolennicy do tej pory krytykowali Tokarczuk, sprawi, że ci, którzy ją opluwali i grozili śmiercią pochylą się nad werdyktem Szwedzkiej Akademii Literatury i przemyślą sprawę, dochodząc do jedynego słusznego wniosku. Olga Tokarczuk ma Nobla! To znaczy, że Polka ma Nobla! A to znaczy, że Polska ma Nobla! Po prostu: proszę Państwa: MAMY NOBLA!