Vivat rajstopy!

Spread the love

Kilka dni temu sieć obiegła informacja, że Karolina Piasecka – była żona radnego PiS z Bydgoszczy – reklamuje rajstopy firmy Adrian. Reklamuje je tekstem: „walcz o siebie, ja to zrobiłam”. Piasecka była bita i poniżana przez męża, który wyrokiem sądu został skazany na 2 lata bezwzględnego więzienia. Jej gehenna się skończyła, gdy postanowiła odejść od męża, a o jego zachowaniu poinformować opinię publiczną.

Informacji o kampanii wyborczej rajstop towarzyszyła masa komentarzy, artykułów etc. Poruszeniem zareagowały też media społecznościowe. W większości pisano, że jest nietrafiona, że jest strzałem w kolano. Portal „na temat” napisał, że reklama jest:

„niesmaczna. I wcale nie dlatego, że widzimy pobitą twarz, ale dlatego, że ta twarz jest ucharakteryzowana, a zdjęcie wyreżyserowane. Nie potrzebujemy udawania przemocy domowej – mamy policyjne archiwa, mamy zdjęcia Piaseckiej. Potrzebujemy prawdy, a nie szopki. Charakteryzacja na ofiarę maltretowania nie jest w dobrym guście, nie jesteśmy w teatrze.”

Źródło: Facebook

Sęk w tym, że jest to reklama rajstop. Na zdjęciach pobitej Piaseckiej ona rajstop nie ma.

W mediach społecznościowych zaroiło się od podobnych komentarzy. Jedna koleżanka napisała na FB:

„Pobita, ale pończochy całe… O symbolice pończoch nie muszę pisać… Oniemiałam dzisiaj na widok tego billboardu przy ulicy Czerniakowskiej w Warszawie. (…) Głęboko krzywdzące dla ofiar tego typu przestępstw. Wstyd dla autorów. Nie kupię już ani jednego produktu tej marki. Namawiam do bojkotowania.”

Ja wręcz przeciwnie! Dlaczego? Bo żaden artykuł o biciu, czy maltretowaniu nie wzbudził takich emocji, jak ta reklama. Nigdy wcześniej, nawet, gdy sprawa Piaseckiej wyszła na jaw, nikt aż tyle nie poświęcił miejsca sprawie bicia. Wtedy wszyscy interesowali się, że bije poseł PiS. Zapewniam, że nie on jeden. I w innych partiach mogą znaleźć się kaci. Skomentowałam ten post i wszystkie oburzające się na reklam pisząc, że jako ofiara przemocy domowej mówię: „Vivat rajstopy!” Do producenta rajstop wysłałam podziękowania. A na Facebooku opublikowałam post:

Fakt, że o tym się dyskutuje jest dla mnie ważny. Mnie uratowała życie jedna sąsiadka. Reszta przymykała oczy. Mam nadzieję, że ludzie je teraz szerzej otworzą. A ja właśnie zamierzam sobie kupić te rajstopy.
Syty głodnego nie zrozumie. Moja gehenna trwała 5 lat i skończyła się w 1998 roku, ale do dziś (ku przerażeniu mojego obecnego męża) kulę się przy pewnych gestach. Gdy 15 lat temu podczas pracy w TVP kolega montażysta dostał szału i walił pięściami w biurko, bo coś mu nie wychodziło oraz rzucał kasetami o podłogę, bo był furiatem, rozryczałam się, weszłam pod biurko i nie chciałam stamtąd wyjść przez kilka godzin. On klęczał i błagał o wybaczenie, a ja płakałam i spod biurka nie wychodziłam.
Do dziś mam obniżone poczucie własnej wartości i często brak mi wiary w siebie.
Nikt, kto tego nie przeżył – nie zrozumie! NIE ZROZUMIE!!!
Vivat rajstopy!
A wy wokół otwórzcie wreszcie oczy.
Także Wy – koledzy mojego eks męża, którego i pochowałam, któremu zrobiłam grób etc. Wy! Którzy do dziś odwracacie się na mój widok, a za moimi plecami gadacie, że sama jestem sobie winna i mi się należało, bo uwierzyliście w swoim czasie w jego narrację, że byłam suką.
To nie Wy macie zniekształconą czaszkę. To ja!

Znajomi zaczęli dopytywać się o pomoc sąsiadki. Na czym polegała? A ona po prostu zawiadomiła policję. Tylko tyle i aż tyle. Ona jedna! A było to w bloku, w którym mieszkałam od 4 roku życia i wszyscy mnie znali.

Wspomniana w Facebookowym wpisie sąsiadka, która uratowała mi życie odezwała się zresztą do mnie i napisała:

Szkoda, że koledzy nie słyszeli tego łomotu jak Cię bił. Ja tego nigdy nie zapomnę. Nie zapomnę też co mówili do niego policjanci, jak go prowadzili. Dawali rady, że żonę trzeba bić cicho, bo jak jest głośno, to sąsiedzi słyszą i oni muszą interweniować…

Reklama rajstop jest ważna. Ona w kontrowersyjny sposób wywołuje dyskusję o problemie, której nie wywołuje i dotąd nie wywołał żaden reportaż, gdyż zawsze znajdą się ludzie podważający prawdomówność ofiary. Zawsze też znajdują się tacy, którzy twierdzą, że ofiara zasłużyła na bicie.

Tymczasem… przemoc to często nie bicie, ale wręcz maltretowanie. Także słowne. A słowa sprawiają, że ofiara traci poczucie własnej wartości. Piasecka opowiedziała o metodach swego kata. Ja o metodach swojego nie opowiem, bo już nie żyje. A ja… dbam o jego grób, bo dzięki niemu mam wspaniałego syna.

Ludziom łatwo jest oceniać reklamę. Pisać, że głupia, czy niestosowna. Ale… O ile szybko reagują na reklamę i włączają się w dysputy, o tyle niechętnie włączają się w obronę ofiar przemocy domowej. Vide moja milcząca klatka schodowa. Jest zresztą słynny dowcip rysunkowy, kiedy facet tłucze kobietę, ktoś chce jej spieszyć z pomocą, a drugi go powstrzymuje mówiąc: „Poczekaj! Może on w słusznej sprawie!” Jakie są te 'słuszne sprawy’, w imieniu których można maltretować człowieka, któremu się przysięgało miłość?

Gdy się rozwodziłam, pracowałam jako sekretarz redakcji w pewnym miesięczniku. Moja szefowa wiedziała, że się rozwodzę, bo parę razy zwalniałam się do sądu na rozprawę. Pewnego dnia chciała, bym coś zrobiła na komputerze. Nie było to możliwe, bo komputer nie miał tego programu. Pani, dla której komputer był czarną magią użyła argumentu, że w dziale graficznym stoi taki sam komputer i tam to robią. Powiedziałam jej:
– Wyobraź sobie, że na parkingu stoją dwa fiaty 126p. Jeden ma silnik fiata a drugi Ferrari 410. Ten drugi pojedzie z prędkością 250 km na godzinę. Ten pierwszy nie. A wyglądają tak samo.
I wtedy usłyszałam:
– Nie dziwię się, że twój mąż cię bił. Jesteś niemożliwa.
– Żaden wiek, wykształcenie i stanowisko nie upoważniają do wypowiedzenia tak ohydnego zdania – odpowiedziałam i wyszłam z pokoju.
Wróciłam po pół godzinie, bo musiałam ochłonąć. Moja szefowa siedziała w tej samej pozycji. Powiedziała jedno słowo:
– Przepraszam.
Pewnie dużo ją kosztowało, bo była niesłychanie zarozumiała i pyszałkowata. Ale ja na zawsze straciłam do niej szacunek. Nie było mi żal, gdy ta gazeta padła. Chciała zresztą mnie zmusić do rezygnacji z wzięcia pieniędzy za ostatni przygotowany przeze mnie numer, bo przecież się nie ukaże. Nie ważne, że ja swoją pracę zrobiłam. Kobieta kobiecie, samotnej matce, która chowała dziecko niedostając wtedy na nie alimentów. (Nie brałam ich przez 6 lat – dopóki znów coś we mnie nie pękło, ale to już inna historia.)

Tacy jesteśmy! Odwracamy wzrok! Obwiniamy ofiary! My! Społeczeństwo!

Tymczasem ofiara potrzebuje wsparcia. Ale każdy przypadek, jak to wsparcie ma wyglądać, powinien być rozpatrywany indywidualnie. Znam przypadki, gdy ofiara broni kata. Sama tez broniłam. Dlaczego przestałam? W ofierze musi coś pęknąć. Mnie po prostu śmierć zajrzała w oczy. Zobaczyłam siebie w grobie, jego w więzieniu, a syna w domu dziecka, bo dziadkowie starzy. I po którymś tam razie m nie wycofałam zeznań. Spotkaliśmy się na sprawie karnej kilka lat po rozwodowej (sic!). Dostał 2 lata w zawieszeniu na 2 lata. Zaprosił po rozprawie do McDonald’s w podziękowaniu za to, że skończyło się na zawiasach. A skończyło się, bo w sądzie powiedziałam, że teraz jest mi to wszystko na grzyba!!! Trzeba było interweniować kilka lat wcześniej. Do McDonald’s poszłam. Mieliśmy dziecko. Chciałam, by mimo rozwodu miało w miarę normalne życie i kontakt z ojcem. W końcu krzywdził tylko mnie. Warto w tym miejscu więc zauważyć, że w przypadku Państwa Piaseckich sąd wykazał się naprawdę ekspresowym tempem.

Wspominałam, że przemoc fizyczna idzie w parze z psychiczną. Kat ZAWSZE doprowadza ofiarę do stanu, w którym ona wierzy, że jest winna (uwaga!), że zmusza swoim zachowaniem wspaniałego człowieka do tego, by ją maltretował. (sic!) Otoczenie swoją biernością i brakiem reakcji ją w tym utwierdza. A kat przeprasza tak, jak nikt! Ofiara mięknie. Wybacza. Pierwszy raz, drugi, setny… Tymczasem by się wyzwolić z tej matni – musi w człowieku coś pęknąć. Nikt nie zrozumie ofiary przemocy tak, jak inna ofiara przemocy. Wszystkie teksty: „mnie to nie spotka”, „niechby spróbował” są o kant dupy potłuc. Śmieję się, gdy je słyszę. Ja też tak kiedyś mówiłam!!! Ale rację miała Szymborska pisząc w wierszu „Minuta ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej”: „tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”.

Są trzy osoby, którym nie podaję ręki, nie rozmawiam z nimi etc. Jedna to po prostu kolega pisarz – troll – wariat. Jednak, gdyby była potrzeba nakarmię, napoję i dam schronienie. Dwóm ręki nie podam nigdy. To znajomi eks męża, którzy zdecydowali się zabrać głos na naszej sprawie rozwodowej. Zeznawali na jego korzyść, choć nigdy nie byli świadkami żadnej z tych „awantur”. Ich zeznania – nie świadków w roli świadków – okazały się ważniejsze od zeznań tych, którzy naprawdę byli świadkami! Do dziś jest to dla mnie szokiem. Tymczasem te fałszywe zeznania ludzi, z których jeden był u nas w domu tylko raz i widział nas oboje oraz drugi (kobieta) nie była nigdy, sprawiły, że uznano mnie współwinną rozpadu małżeństwa. Ojcu powiedziałam wtedy, że nie wierzę w sprawiedliwość polskiego sądu. Skrzyczał mnie, że jestem dziecko, że „tu nie ma żadnej sprawiedliwości. Tu jest sąd”. Niedługo zresztą potem zmarł. Tymczasem ten „sprawiedliwy” wyrok dał mojemu katowi zielone światło do picia, stoczenia się, a w konsekwencji doprowadził do tego, że zmarł z przyczyn naturalnych w wieku 43 lat. Paradoksalnie już po jego pogrzebie jedna z tych dwóch osób, które śmiały kłamać w sądzie, a którą spotkałam u wspólnych znajomych, powiedziała do mnie, że gdybym zgłosiła się do niego (to facet) wcześniej niż zgłosił się mój kat, to on zeznawałaby na moją korzyść. (sic!) Czyli co jest ważne? Myślałam, że dla niego (z wykształcenia prawnika) ważna jest prawda. A prawo powinno stać po stronie prawdy. Ale… tu nie ma żadnej sprawiedliwości…

Mimo moich komentarzy „Vivat rajstopy” i setki pozytywnych reakcji na poczynione na Facebooku wyznanie, wiele osób nadal jest przeciwnych reklamie i napisało mi, że współczuje, ale nie rozumie jej sensu. Cóż… SYTY GŁODNEGO NIE ZROZUMIE! Nie zrozumie tego nikt KTO TEGO NIE PRZEŻYŁ. I w sumie dobrze. Nie musicie rozumieć. Dzięki temu, że nie rozumiecie dyskutujecie, a dla mnie i setek tysięcy ofiar przemocy domowej ważne jest, byście gadali o tym więcej i częściej! Byście nie odwracali wzroku! Byście reagowali.

I tak na koniec.

Byłam w poniedziałek u przyjaciółki. Dałam jej pomacać dziurę w głowie (bo akurat gadałyśmy o tym). Spytała zdumiona:
– To cały czas nie zarosło?
Nie zarosło. Od ponad 20 lat. I przyznam, że już nie pamiętam czy to była gitara, czy litrowa szklana butelka z sokiem Tarczyn, czy młotek, czy telewizor… Jednak ten, który mi to zrobił zdążył mnie przeprosić. Na dwa lata przed śmiercią powiedział, że we wszystkim miałam rację, że gdyby mógł cofnąć czas… To były szczere przeprosiny. Ja w jego oczach widziałam szczere łzy, a znaliśmy się od czasów liceum. Jednak czasu cofnąć się nie da. A dziura w głowie nie zarasta od przeszło 20 lat…

Dlatego… VIVAT RAJSTOPY!

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...