Chciałam kupić tylko jeden wkład…

Spread the love

Ponieważ worek z PIT’ami się rozpruł, bo zbliża się okres rozliczeń, a miejsca w biurku coraz mniej, więc postanowiłam zrobić porządki w papierach etc. Trwały bite dwa dni. Nie zliczę paragonów i faktur na nieistniejące już w moich zasobach sprzęty elektroniczne, które dawno temu wyrzuciłam na elektrośmieci. Ani dowodów odbioru i nadania listów poleconych odebranych i nieaktualnych. Przy okazji okazało się, że stos PIT’ów z ostatnich 10 lat obejmował dwie szuflady! Na szczęście kilka roczników można już wyrzucić.

Po tych papierowych porządkach okazało się, że w biurku jest mnóstwo miejsca. Postanowiłam przy okazji zrobić też porządek z przyborami biurowymi. Na pierwszy ogień poszły zszywacze, z którymi ostatnio użerałam się, nie mogłam nic zszyć i ostatecznie korzystałam ze spinaczy. Teraz posprawdzałam wszystkie. Działającym okazał się być tylko jeden i to na malutkie zszywki, łapiący góra po 4 kartki. Stanowczo za słaby dla moich potrzeb. Po naradzie z Ulubionym zdecydowaliśmy się kupić nowy, ale cały metalowy i porządny. Samo kupowanie zajęło mi dobre 20 minut, bo w sklepie sprzedawczyni dała mi ponad 40 do wyboru. Ponieważ potrzebowałam jeszcze teczki na nowe PIT-y, a dodatkowo kilka na jeszcze inne papiery domowe do uporządkowania, więc… całe zakupy, wraz z dojazdem w obie strony trwały 2 godziny. Niestety po powrocie do domu uświadomiłam sobie, że zapomniałam zrobić porządek z przyborami do pisania. I tak zaczęłam przegląd szuflad i kubków na długopisy. Dobrą godzinę temperowałam ołówki stwierdzając, że tylko jedna temperówka do czegoś się nadaje i wyrzucając pozostałe 7. Badałam, które pióra nie mają naboi i wymieniałam. Sprawdzałam, które ołówki automatyczne nie mają wkładów a które są zepsute. Przeszłam do przeglądu flamastrów. Wyschnięte wyrzuciłam bezlitośnie i dotarłam do długopisów. Długopisy są przeze mnie używane właściwie tylko wtedy, kiedy ktoś z gości chce coś zanotować. Większość długopisów to oczywiście jakieś gadżety reklamowe, które przywożę z konferencji prasowych lub spotkań autorskich. Te, po wypisaniu się wyrzucam bezlitośnie. Wśród wypisanych były jednak dwa bardzo porządne, do których były potrzebne wkłady typu Parker oraz jeden „słynny” długopis-mumia, który mój Panicz Syn, jeszcze w podstawówce przywiózł mi ze szkolnej wycieczki do Londynu. Do mumii potrzebny jest wkład najzwyklejszy w świecie. Kiedyś taki był do kupienia w każdym kiosku. Jakież więc było moje zdumienie, kiedy objechałam pięć sklepów papierniczych, by dowiedzieć się, że takiego wkładu nie ma i… nie będzie. W ostatnim papierniczym usłyszałam, że to relikt PRL. Panie sprzedawczynie były zresztą nieprzyjemne i pogardliwe, gdy wyjęłam wypisany wkład i pokazałam czego szukam. Zmieniły trochę ton, gdy poprosiłam o dwa wkłady do Parkera. Jednak na prośbę zamówienia mi zwykłego wkładu w hurtowni odpowiedziały (podobnie jak w innych sklepach), że takiego czegoś nikt dla mnie z żadnej hurtowni nie zamówi, bo się to nie opłaca. Poza tym w hurtowni, w której się zaopatrują takich rzeczy nie ma.

Wróciłam do domu i postanowiłam poszukać wkładu na Allegro. Niestety znalazłam tylko wkłady z tzw. motylkiem na środku, na którym powinna opierać się sprężyna długopisu automatycznego. Tymczasem długopis-mumia nie jest długopisem automatycznym i wkładu z motylkiem do środka nie da się wcisnąć. Wreszcie znalazłam sklep-hurtownię a w nim upragniony zwykły wkład. Koszt? Osiemnaście groszy. Głupio kupować przez internet jeden wkład za osiemnaście groszy, więc… kliknęłam zamówienie dziesięciu wkładów. Niestety nic więcej z tego co sklep miał w asortymencie nie było mi potrzebne. Wydało mi się rzeczą idiotyczną płacenie prawie 15 złotych za dostawę towaru za 1,80 PLN, więc pomyślałam o odbiorze osobistym zwłaszcza, że sklep-hurtownia okazał się być w Warszawie, choć na drugim końcu miasta.

Dziś wskoczyłam w samochód i upewniwszy się telefonicznie, że wkłady są nie tylko wirtualnie na stronie, ale również fizycznie w magazynie, pojechałam na miejsce. Obecnego na miejscu pana mój zakup nie zdziwił, ale zdziwiła liczba, bo przeważnie kupowane jest kilkaset albo kilka tysięcy sztuk wkładów, a nie dziesięć. W garści trzymałam przygotowane dwa złote, ale sprzedawca powiedział, że musi mi wystawić paragon i zaprosił do stolika z komputerem i kasą fiskalną. Cóż… po opisanej szeroko przez media historii z żarówką, która okazała się prowokacją skarbówki, rozumiem, że pan na zimne dmucha. Płacenie 1,80 PLN trwało jednak niezwykle długo, gdyż pan wprowadzał dane do kasy fiskalnej, kasował je i wprowadzał znowu. Po chwili powiedział:

– Nie wiem co się dzieje, ale cena powinna wyjść złoty osiemdziesiąt pięć, a mnie cały czas wychodzi złoty osiemdziesiąt.

Przez chwilę myślałam, że pan żartuje, ale był śmiertelnie poważny. No to i ja poważnie odpowiedziałam:

– Nie wiem, jak pan liczy, ale jak ja mnożę dziesięć razy osiemnaście groszy to mi wychodzi złoty osiemdziesiąt.

Pan podniósł głowę, by spojrzeć na mnie i po minie zrozumiałam, że jest w szoku. Patrzył więc przez chwilę na wkłady, na mnie, na kasę fiskalną, na ekran komputera, na którym, jak mi potem wytłumaczył, wyświetlała się kwota 1,85 PLN, gdyż sklep internetowy tak podliczył, ponieważ ma ustawione jakieś tam zaokrąglanie po przecinku. Pan zaakceptował więc to, co mówiła kasa fiskalna i po chwili wręczył mi paragon. Reszty z dwóch złotych nie chciałam, bo się spieszyłam, ale pan prosił, bym poczekała, bo nie wolno mu nie wydać reszty i tym samym przyjąć dwudziestu groszy napiwku. Ze dwie minuty na zapleczu wygrzebywał cztery pięciogroszówki. Ale koniec końców do domu wróciłam z wkładem do długopisu-mumii i myślą, że dzisiejsze czasy są coraz bardziej absurdalne.

Nie mogę w papierniczym kupić zwykłego wkładu i żaden papierniczy (z tych, w których byłam) go dla mnie nie sprowadzi. Jednocześnie hurtownia handluje tym hurtowo i nieprzyzwyczajona do zakupu „tylko” dziesięciu sztuk tak zaokrągla, że sprzedawca ma problem z matematyką na poziomie podstawówki i o mały włos a niechcący „naciągnąłby” mnie na pięć groszy. Na dodatek choć ja sama chciałam mu podarować dwadzieścia groszy to on nie może ich przyjąć, bo boi się kłopotów i oskarżeń o nieuczciwość. No toż to dom wariatów…

Długopis-mumia od Panicza Syna. Ta mumia ma już ponad 12 lat…

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...