To już jest upadek, czyli słówko o TVP

Spread the love

Gdy pracowałam jeszcze w TVP pracodawcy interesowali się tym, co robimy poza stacją. Dbali, by nie było zachowań niegodnych dziennikarza telewizji publicznej. Nie wolno nam było wielu rzeczy. Na przykład brać udziału w reklamach bez zgody dyrekcji. Pamiętam, że jedna koleżanka dostała zgodę na reklamę proszku do prania. Ale jeden kolega nie spytał, czy może wziąć udział w reklamie PKO BP i wyleciał z hukiem. Teraz jest prezenterem w TVN. Nie wolno nam było też pracować dla innych stacji telewizyjnych. A gdy ktoś był na etacie musiał uzyskiwać zgodę na pracę w radiu. Zgody na pisanie do gazet uzyskiwać nie trzeba było. Wielokrotnie proszono o zachowanie godne poza telewizją, zwłaszcza tych, którzy pokazywali się na ekranie, a więc prezenterów czy reporterów. Chodziło o to, by z miasta nie było telefonów, że ktoś z nas źle się zachowuje. Głośna była w redakcji sprawa koleżanki, która pokłóciła się z kimś w Zamku Królewskim, zwyzywała go i dostała zakaz wstępu. W rezultacie prawie już nie jeździła na zdjęcia, a potem odeszła.

Gdy jeszcze pracowałam do naszej redakcji trafiła dziewczyna, o której w pewnym momencie zaczęto mówić, że przynosi wstyd. Pamiętam, że pojechałam na zdjęcia z jednym z operatorów, a on dowiedziawszy się, kto jedzie po mnie zaczął mnie błagać, by zadzwoniła do newsroomu i powiedziała, że złapaliśmy gumę. Wtedy ona pojedzie z kimś innym. Ponieważ nie kłamię, więc zaczęłam naciskać, by dowiedzieć się o co chodzi. Okazało się, że dziewczyna na zdjęciach przynosi wstyd. Opowiedział mi kilka historii, jak to wyzywa ludzi na ulicy, gdy np. nie chcą wziąć udziału w ulicznej sondzie mówiąc do nich np. „spierdalaj frajerze!”, a bywa, że jeszcze gorzej. Popytałam potem innych operatorów. Usłyszawszy jeszcze kilka takich anegdot postanowiłam porozmawiać z dziewczyną, mówiąc jej, że swoim zachowaniem wystawia świadectwo nam wszystkim. Wydawało mi się, że jako osoba pracująca tu od 20 lat i której ojciec jest patronem tutejszego studia mam do tego jakieś prawo. Sama, gdy byłam w wieku tej dziewczyny, słuchałam opinii starszych koleżanek i kolegów. W odpowiedzi z jej ust usłyszałam rynsztok i zapewnienie, że to nie prawda, a koledzy tak mówią, bo… „chcą ją przelecieć”. Paradoksalnie chwilę potem okazało się, że w sprawie jej zachowania były już telefony do redakcji. Zgorszeni Warszawiacy wydzwaniali kilka razy. W kwietniu 2017 roku oficjalnie odeszłam z TVP. Jakiś rok po moim odejściu spotkałam na ulicy jednego z warszawskich burmistrzów. Bardzo ubolewał, że mnie nie ma, bo jak powiedział „pani to taka kulturalna, a teraz to zatrudniają tam chamów” i powiedziawszy to pożalił się, że do urzędu przyjeżdża ostatnio pani, która mówi same brzydkie wyrazy, z których większość pełni funkcję przecinków. Z opisu okazało się, że to ta osoba.

Piszę o tym w związku z historią Magdaleny Ogórek i niejakiego Jaoka. Historia z Magdaleną Ogórek mocno mnie poruszyła. Kilka lat temu opisywałam tu jak na mnie napadły jakieś panie protestujące pod TVP, jak próbowano mnie wgnieść w ścianę etc. Zrobiły to nie dlatego, że miały coś do mnie, ale miały do ówczesnego prezesa i wgniatając mnie w ścianę i blokując wyjścia z redakcji próbowały wymusić jego przyjście, choć prezes urzędował nie w tym budynku, a na dodatek był weekend, więc nie urzędował wcale. Bardzo to wtedy przeżyłam, bo jechałam na zdjęcia do Muzeum Niepodległości a niemal odmawiano mi prawa do bycia Polką etc. Po drodze do muzeum płakałam zraniona do żywego. Dlatego teraz żal mi było pani Ogórek. Nie przyszło mi do głowy zajrzeć w nagrania jak to wszystko dokładnie wyglądało. Zajrzałam dopiero po informacji, że zajście było też poniekąd sprowokowane przez Jaoka. To on najgłośniej krzyczał.

https://youtu.be/kyk0vzb_se8

Dziś okazało się, że TVP w sprawie Jaoka opublikowała oświadczenie:

„Pan Mikołaj Janusz, performer i dokumentalista, znany z prześmiewczych materiałów zamieszczanych w sieci, uczestniczył w proteście przed TVP, aby zarejestrować materiał do swojego, internetowego programu. Nie był tam wysłany przez Telewizyjną Agencję Informacyjną i nie reprezentował TVP.

W swojej dotychczasowej działalności pan Janusz uczestniczył w kilkuset tego typu wydarzeniach, zawsze działając na pograniczu satyry i performance’u. Protestujący bardzo szybko go rozpoznali i zareagowali agresją na jego obecność. W wyniku przepychanki, do jakiej doszło, Pan Janusz został poturbowany i zraniony, co zgłosił do właściwych organów.”

Problem w tym, że wcześniej, nam dziennikarzom TVP, nie wolno było takich rzeczy robić. Nie wolno było pracować dla innych mediów telewizyjnych. Nie wolno było robić prowokacyjnych materiałów na jakieś swoje prywatne kanały etc. Musieliśmy cały czas pamiętać, że to są zachowania, które mogą uderzyć w dobre imię telewizji publicznej, której jesteśmy dziennikarzami.

Nie jest dla mnie ważne, czy Jaok robił to na zlecenie TVP, ale ważne jest, że jako dziennikarz TVP w prywatnym czasie bawi się w takie rzeczy a z oświadczenia TVP wynika, że stacja daje na to przyzwolenie!!!

Oczywiście pojawiły się jeszcze w sieci teksty broniące go typu, że Jaok nie jest pracownikiem TVP. Tylko czy to znaczy, że mu wolno? Ja też przez 21 lat nigdy nie byłam pracownikiem, a jednak pilnowałam się, by nie przynieść stacji wstydu. Pracownikiem nie była koleżanka biorąca udział w reklamie proszku do prania. Pracownikiem nie był też ten kolega, który bez zgody TVP wziął udział w reklamie PKO BP za co wyleciał z telewizji, bo rozwiązano z nim umowę o współpracę. Jednak wszyscy byliśmy traktowani jak dziennikarze TVP i za takich uważani. Ja nawet miałam stosowne wizytówki z logo stacji i określeniem „dziennikarka” pod moim imieniem i nazwiskiem.

Jaoka, czyli Mikołaja Janusza, TVP Info podpisało „dziennikarz TVP”, a brak reakcji na prowokację i tłumaczenie, że zrobił to prywatnie jest dla mnie znakiem, że telewizja publiczna wyraża zgodę, by w wolnym czasie ich dziennikarz robił takie rzeczy. I to jest prawdziwym upadkiem TVP.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...