Pojechałam do Radziejowic na kilka dni. Popracować, czyli popisać i poczytać, ale też odpocząć. Dla odpoczynku wzięłam ze sobą szydełkowanie. Ostatnio z lepszym lub gorszym efektem końcowym robię na szydełku. Po 40 latach wróciłam do hobby z dzieciństwa. Niestety szydełkowa zakładka-jamnik wymaga szycia, bo trzeba psu doszyć uszy. Do Radziejowic zapomniałam jednak igły. Oczywiście mam przy sobie zestaw podróżny do szycia, ale nie ma w nim igły do wełny. Ponieważ powrót po taką igłę do domu wydał mi się stratą czasu (100 km w obie strony), więc zdecydowałam, że podjadę do jakiejś pasmanterii. Przez internet znalazłam adres w jednym z pobliskich miasteczek i w sobotę rano wyruszyłam kupić igłę. Pasmanteria była w walącym się ceglanym domu, do którego szłam przez zabłocone podwórko. W środku… oniemiałam, bo zastałam niesamowity wybór wszystkiego! W sklepie były najrozmaitsze wełny, włóczki, guziki, tasiemki, nici, materiały, szelki, naszywki, aplikacje, druty, szydełka, kordonki, tamborki i masa innych rzeczy w większym wyborze niż w warszawskiej pasmanterii niedaleko mojego domu. Oprócz towaru na półkach w sklepie była też niestety gigantyczna jak na dzisiejsze czasy kolejka. Widząc bogactwo oferty spytałam, czy można płacić kartą, a usłyszawszy odpowiedź przeczącą westchnęłam ciężko. Wszystko dlatego, że przy sobie miałam tylko kilka złotych drobnymi. Uznałam jednak, że na jedną groszówkę chyba wystarczy, więc stanęłam na końcu kolejki. Rozglądając się po świetnie zaopatrzonym, choć znajdującym się w kompletnej ruderze sklepie, w którym gdybym miała gotówkę tobym kupiła niejedną włóczkę, kordonek etc. zaczęłam patrzeć co kupują ludzie. Dość szybko zrobiło mi się smutno. Nikt nie kupował nic do stworzenia czegoś nowego, a wszyscy do naprawy tego co stare, o czym informowali zresztą sprzedawczynię. Wreszcie nadeszła moja kolej. Poprosiłam o grubą igłę, mówiąc, że do szycia wełny, więc nie musi być ostra na końcu i pani zaproponowała mi za 4,50 komplet dwóch sztuk, co ubawiło mnie, bo przecież igła nazywa się groszowa, a to znaczy, że kiedyś kosztowała jeden grosz. Na szczęście miałam w portmonetce 4,50. Płacąc za igły zwróciłam sprzedawczyni uwagę, że gdyby można było płacić kartą kupiłabym więcej rzeczy. Pani odpowiedziała mi na to, że bardzo jej przykro, ale GSM ma tu słaby zasięg, a poza tym ludzie tu biedni. Pokiwałam głową na znak, że rozumiem, podziękowałam za igły i wyszłam. Brnąc przez roztopiony śnieg i błoto doszłam do samochodu. W drodze powrotnej do pałacu słuchałam radia. W informacjach podano m.in., że szefowa departamentu komunikacji i promocji NBP Martyna Wojciechowska zarabia minimum 65 tysięcy złotych. Trochę mnie zatkało. 65 tysięcy złotych miesięcznie??? Przed oczami stanęła mi sympatyczna pani stojąca przede mną w kolejce w pasmanterii. Zapłaciła 14 złotych za dwie naszywki na podarte na kolanach spodnie syna i naprawę suwaka w starym plecaku. Nie stać ją było na nowe spodnie i nowy plecak. Od stycznia br pensja minimalna w Polsce wynosi 2250 brutto, czyli około 1634 netto. Reszta niech będzie milczeniem.
Author: Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka.
Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka.
Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka.
Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...