Na spotkania autorskie najczęściej jeżdżę samochodem, ale zdarza się, że transportem publicznym. Wszystko jest bowiem uzależnione od tego co bardziej mi się opłaca. Na wczoraj zaproszono mnie do Kęt. Ponieważ było to tylko jedno spotkanie, więc wybrałam się pociągiem i busem JANISO z przesiadką w Krakowie. Chciałam po drodze poczytać, a jak wiadomo prowadzenie samochodu uniemożliwia inne czynności. Na miejsce do Kęt dotarłam bez problemu. Spotkanie w miejscowej księgarni Tu Czytam było wspaniałe. Jednak z powrotem był już kłopot.
Po pierwsze bus JANISO, który miał odjechać o godzinie 13:45 odjechał dopiero po godzinie 14:10. Jakby tego było mało spóźnienia nie nadrobił, a jeszcze się ono zwiększyło. Na dworcu w Krakowie miał być o 15:25. Pociąg pendolino relacji Kraków-Warszawa, na który miałam bilet odchodził o 15:45. Kierowca stwierdził, że nie zdążę, bo będzie w Krakowie po 16:00. Próbowałam w komórce poprzez stronę www zmienić rezerwację z jednego pendolino na drugie odchodzące 16:55, ale nie było to możliwe z powodu zanikającego co jakiś czas internetu. Tymczasem busik JANISO przyjechał na miejsce, czyli do Krakowa o 16:48 zaś kolejny pociąg pendolino był o 16:55. Miałam więc siedem minut by do niego dotrzeć. Udało się w ostatniej chwili. Na miejscu okazało się, że kosztuje mnie to… 280 złotych, bo 150 złotych bilet, a 130 opłata za zakupienie go u kierownika pociągu. Wyjścia nie miałam, bo pociąg już ruszył, a to specjalny regulamin pendolino. Patrzyłam na sprawę z punktu widzenia logiki. Dlatego wydawało mi się, że skoro mam bilet na poprzedni pociąg to można go przebukować lub dopłacić tylko miejscówkę. Nic z tych rzeczy. Kierownik pociągu podparł się regulaminem zainkasował 280 złotych i poradził mi, bym skontaktowała się z przewoźnikiem, przez którego się spóźniłam na swój pociąg. Zadzwoniłam więc do JANISO i usłyszałam, że żeby domagać się zwrotu kasy za stracony bilet spóźnienie busika JANISO musi wynieść minimum 2 godziny, a busik JANISO spóźnił się tylko (sic!) 1 godzinę i 23 minuty.
To pendolino też miało opóźnienie, więc w Warszawie nie byłam o czasie. Musiałam odwołać zaplanowane zebranie w Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich i umówioną na 21:00 kolację ze znajomym poetą, z którym nie widziałam się ze 2 lata. Do domu dotarłam po 21:30. Napisałam reklamację do PKP z prośbą o zwrot pieniędzy za niewykorzystany bilet na pendolino o 15:45 składając jako dowód także ten bilet kupiony za 280 złotych. Nie mogłam przecież być w dwóch pociągach, zwłaszcza, że ten którym jechałam ruszał wtedy, gdy pierwszy jeszcze nie dojechał do Warszawy. Na raz mam więc nadzieję, że moją reklamację uwzględnią. Natomiast zastanawiają mnie dwie rzeczy:
Pierwsza: czemu JANISO uważa, że tylko spóźnienie powyżej 2 godzin utrudnia życie.
Druga: Czemu klient pendolino, który spóźni się na jeden pociąg, na który kupił bilet za 150 złotych nie jest traktowany bardziej ulgowo wsiadając do kolejnego pendolino.
Bo wnioski mam takie: nigdy więcej pendolino. Nigdy więcej JANISO. No… chyba, że JANISO przemyśli sprawę spóźnień i zacznie przestrzegać własnego rozkładu jazdy. A pendolino pójdzie po rozum do głowy z opłatami za zakup biletu u konduktora przez tych, którzy mają bilety na pendolino, na które nie zdążyli.
Na koniec jest jeszcze jedna sprawa. Gdyby w całej Polsce był dobry zasięg internetu nie miałabym w ogóle problemu, bo przebukowałabym sobie bilet. A tak… podczas jazdy busikiem podchodziłam do tego 3 razy i za każdym razem pod koniec rozłączało mnie z internetem, aż wreszcie… gdy wydawało mi się, że już mi się to wszystko uda, wyskoczyła informacja, że już jest za późno, bo do odjazdu pociągu, na który nie zdążę zostało mniej niż pół godziny. A to oznacza, że tego biletu zmienić nie mogę.