Spędziłam ostatnio sporo dni w podróży. Właściwie ponad miesiąc. Poza spotkaniami autorskimi, na które jeździłam raz samochodem jako kierowca a raz pociągiem, odbyłam trzy duże podróże z czego dwie zagraniczne. Najpierw pojechałam do Wilna na festiwal poetycki Maj nad Wilią, potem poleciałam do Dublina na spotkanie autorskie w polskiej szkole i były to przyjemne podróże. Potem niestety pojechałam na jeden dzień do Szczecina – na pogrzeb. I to już było mało przyjemne. Do Szczecina pojechałam pociągiem, a że pogrzeby zdarzają się nagle nie miałam kuszetki ani sypialnego a jechałam drugą klasą na szczęście z miejscówką. Mimo, że na Trasie Warszawa – Szczecin – Warszawa spędziłam dwie noce w pociągu nie zmęczyłam się tak, jak wtedy, gdy wracałam z Dublina, do którego przecież poleciałam samolotem. Dlaczego? Ba!
Do Dublina najtaniej jest polecieć samolotami linii Ryanair. Tak też stało się w moim przypadku. Tam i z powrotem poleciałam Ryanairem. Niestety loty odbywają się tylko z lotniska Warszawa-Modlin. W swoim czasie odlatywał z niego Panicz Syna, a ja odwoziłam go i odbierałam z lotniska. Wydawało mi się więc to podróżowanie bardzo komfortowe. Nawet, gdy nie ma się do dyspozycji samochodu z kierowcą lub kupy kasy na przetrzymywanie auta na płatnym parkingu na lotnisku w Modlinie – jest pociąg Kolei Mazowieckich. Jakże myliłam się w kwestii kolei. Ale po kolei. W pewien piątek rano wraz z Ulubionym udaliśmy się do Modlina. Najpierw… tramwajem na dworzec Warszawa Wschodnia. Tam okazało się, że pociąg Kolei Mazowieckich odjeżdża za 4 minuty lub… za godzinę i 4 minuty. Uznaliśmy, że pojedziemy tym za 4 minuty, która to decyzja uniemożliwiła nam zresztą kupno biletu w kasie. Musieliśmy kupić go u konduktora o kilka złotych drożej, ale to drobny szczegół. Bilet upoważniał do jazdy specjalnym autobusem z dworca PKP w Modlinie na lotnisko. Uznałam, że trasę lotnisko-dom mam przećwiczoną, więc gdy wracałam z Dublina poprosiłam, by Ulubiony odebrał mnie dopiero z dworca Warszawa Wschodnia. Samolot w Modlinie wylądował po 3 godzinach lotu, czyli przed 22:00. Bilet Kolei Mazowieckich kupiłam w automatycznej kasie w ciągu kilku minut po wyjściu z lotniska. Napisane było, że do pociągu muszę wsiąść najpóźniej godzinę od zakupu. Autobus wiozący na dworzec kolejowy przyjechał po 20 minutach i stał drugie 20 na przystanku. Na dworcu byłam prawie 45 minut później. Szybko okazało się, że najbliższy pociąg do Warszawy nie jedzie na dworzec wschodni a Gdański, co absolutnie mnie nie interesuje, bo będę miała daleko do domu. Szybko zresztą okazało się, że będzie opóźniony. Po mniej więcej 40 minutach doczekałam się pociągu do stacji Warszawa Wschodnia. Na szczęście sprawdzający bilety konduktor nie kazał mi kupować nowego biletu, choć ten, który mu okazałam stracił ważność, gdyż od kupienia minęło prawie półtorej godziny a nie godzina jak napisano na bilecie. Na „swojej” stacji wylądowałam około północy. Z Ulubionym, który czekał na peronie, poszliśmy na przystanek autobusowy, bo i jemu i mnie rozładowały się telefony, a stojące na miejscu taksówki chciały nas dowieźć do domu za 50 złotych (choć wiem świetnie, że koszt takiej podróży wynosi od 14 do 20 złotych w zależności od pory dnia i tygodnia), a ja nie znoszę finansować naciągactwa. W domu byliśmy grubo po 1 w nocy. I tak moja podróż z Modlina do Warszawy trwała dłużej niż z Dublina do Modlina. A podobno to podróż koleją skraca czas.
PS. Naprawdę pociągi na tej trasie nie mogą jeździć częściej? A może zbudować tory do samego lotniska?