– Czy pan mnie poznaje? – Spytał bohater serialu „Dom” Bronisław Talar mieszkańca bloku, który wybudował jako przodownik pracy. Usłyszawszy odpowiedź przeczącą – popełnił samobójstwo.
Przypomniało mi się to ostatnio, gdy w weekend wraz z Ulubionym trafiliśmy na pewien bankiet. Oboje za bankietami nie przepadamy, ale… tak już jest w naszych zawodach, że czasem trzeba iść. Bankiety branży medialnej – w odróżnieniu, od np. finansowych – charakteryzuje to, że przychodzą na nie osoby z pierwszych stron gazet. Innymi słowy można tam spotkać tzw. „znane mordy z plotkarskich portali”. Tak było i tym razem. A ponieważ show biznes ma to do siebie, że osoby na topie zmieniają się jak w kalejdoskopie, więc czasem widzimy czyjąś twarz i nie pamiętamy, kto to jest. Dopiero potem okazuje się, że to gwiazda poprzedniego sezonu. Z racji bycia dziennikarzem codziennie kogoś poznaję, a średnio, co drugi dzień dodaję w telefonie nowy kontakt. Skutkiem tego jest posiadanie przeze mnie rozbudowanej, bo liczącej przeszło dwa tysiące listy kontaktów. Często nie pamiętam, kim jest dana osoba, więc… dodaję jej firmę albo sytuacje, w jakiej nastąpiło poznanie. Bywa, że ktoś do mnie dzwoni, wyświetla mi się jego imię i nazwisko, a ja… nie pamiętam skąd tego kogoś znam i czemu go w telefonie zapisałam. Bywa też, że widzę kogoś na ulicy i nie wiem, czy ja tę osobę znam osobiście, czy z widzenia. Jakieś dwa lata temu w sklepie spotkałam pewnego pana. Przekonana, że znam go osobiście (morda tak znajoma, że aż strach), a jednocześnie zażenowana własną sklerozą, kim ów pan jest i skąd go znam powiedziałam cichutkie „dzień dobry”, po czym spłoszona zwiałam. Pan grzecznie odpowiedział „dzień dobry” i uważnie mi się przyjrzał. Tym uważnym przyglądaniem się upewnił mnie, że się znamy. Biegnąc do Ronda Waszyngtona rozmyślałam skąd go znam. Z telewizyjnego korytarza? Może to bohater reportażu? Może urzędnik z urzędu dzielnicy? Może z jakiejś prywatnej imprezy… wszystko jasne stało się w redakcji, gdy w ręce wpadł mi tabloid z jego zdjęciem. Pana znałam z serialu. I to serialu, którego nie oglądałam. Opatrzył mi się dzięki licznym reklamom typu „w najbliższym odcinku”, plakatom na ulicy i artykułom w gazetach. I tak… prawda okazała się kretyńska. Ale pan kulturalny, bo na powitanie mi odpowiedział.
Znanych twarzy, gwiazd sezonu jest dużo. Nawet w naszej zakompleksionej Polsce. Na bankiecie oczywiście mieszali mi się znajomi z tymi, których skądś znam, ale nie wiem czy osobiście czy z ekranu. Na wszelki wypadek podchodziłam do tych, którzy naprawdę są moimi znajomymi. Te bardziej znane gwiazdy jak zwykle, spoglądały na resztę jakby chcąc upewnić się, czy zostały rozpoznane. W tym wszystkim ubawiła mnie pewna historia, której byłam świadkiem. A najbardziej ubawiła mnie jej powtarzalność. Otóż siedliśmy przy stoliku ze znajomym. Przedstawiliśmy się reszcie towarzystwa. W hałasie i tak nie dosłyszałam połowy nazwisk, ale było mi to obojętne. W rozmowie udziału nie brałam skupiając się na pogaduszkach tylko z jedną dobrze znana mi osobą. Niespecjalnie zwróciłam uwagę na to, że ktoś wstał od stołu i poszedł, ktoś się dosiadł, bo tak to jest na takiej imprezie. I nagle… przy stole wybuchła żarliwa dyskusja. Kim był facet, z którym tak miło gaworzyli wszyscy prawie godzinę. Dialogi były takie:
– Przedstawiał ci się.
– Nie dosłyszałam nazwiska. Nie pomogę.
– Ty go zaprosiłeś.
– Bo go znam z widzenia, ale nie pamiętam jak się nazywa.
– Ale kim jest?
– Nie wiem, ale znam go na pewno.
– Ja też go znam, ale nie wiem skąd.
– Ale on jest z telewizji? Z Woronicza?
– Na pewno nie.
– To może z agencji?
– Chyba z planu, z Chełmskiej?
– Chyba z Instytutu Filmowego.
– To kierownik produkcji.
Gdyby mnie to naprawdę interesowało to bym podeszła i spytała. Powiedziałabym coś w stylu, że przepraszam, ale nie pamiętam ani pana nazwiska ani tego skąd się znamy. Tu jednak najwyraźniej wszystkim było wstyd przyznać się do niewiedzy, bo a nuż dana osoba, której nikt nie rozpoznał poczuje się urażona. A nuż, jak Bronisław Talar popełni samobójstwo? I tak… ludzie najpierw tracą godziny na rozmowę, a potem kolejną na zastanawianie się kim był rozmówca. Tak kończy się myślenie, że kilkurazowe stanie na jakimś piedestale czyni człowieka powszechnie rozpoznawalnym. I tylko szkoda, że ci, którzy nie rozpoznają czyjejś twarzy, gdy chodzi o nierozpoznawanie własnej obrażają się. Kiedyś pewna gwiazda telenoweli poproszona przeze mnie, by mi się przedstawiła, bo nie wiem kim jest (materiał nie dotyczył serialu) odburknęła, że jako dziennikarka powinnam znać aktorów. Miałam ochotę odpowiedzieć, że aktorów znam i wymienić Ninę Andrycz, Ewę Kasprzyk, Krystynę Jandę, ale nie chciałam kopać leżącego. Dziś owej gwiazdy próżno szukać na bankietach. Jej czas minął. I na pewno musiałaby się przedstawiać. Czy pani mnie poznaje? Samobójstwo murowane.