Ponieważ w dzisiejszym wydaniu Gazety Stołecznej dodatku do Gazety Wyborczej znalazł się opublikowany mój list i odpowiedź redaktor Magdaleny Dubrowskiej, czuję się już zwolniona od zachowania tajemnicy korespondencji. Dlatego metodą „wytnij wklej” zamieszczam poniżej jej odpowiedź, jaka przyszła do mnie dwa dni temu. Nosiła tytuł: „Ironio ty nad poziomy…” (Spóźniony zapłon ma redakcja GW, a co śmieszniejsze redaguje listy swoich dziennikarzy. Jeśli już to robi, powinna je redagować przed wysłaniem. Rozumiem jednak, że o wysłaniu do mnie odpowiedzi dowiedziała się post factum. Musiała więc być konsekwentna i opublikować idiotyczne tłumaczenie.)
Szanowna Pani,
Skoro pochodzi Pani z tak znamienitego dziennikarskiego rodu, a co więcej sama się Pani tym rzemiosłem para, powinna Pani znać typowo dziennikarski gatunek, jakim jest felieton. Wytrawne oko i ucho od razu rozpozna w tekście podstawowe wyróżniki tej formy, nie chcę mi się wymieniać, ale sugeruję się zapoznać. Dość, że w felietonie jest miejsce na anegdotę, na zasłyszane, na ironię, na subiektywną ocenę, na żart.
Niestety felieton jest formą trudną, tak dla dziennikarza, jak i dla odbiorcy, który jak się okazuje, niekiedy nie potrafi odróżnić ironii od tzw. obiektywnej relacji.
ps.
TVP Warszawa chcąc nie chcąc oglądam przynajmniej kilka razy w tygodniu, należy to do moich obowiązków służbowych z całego serca zapraszam do lektury moich tekstów, im wnikliwszej, tym lepiej błagam tylko o minimum dystansu i poczucia humoru
z poważaniem
Magdalena Dubrowska
Ja odpisałam tak:
Szanowna Pani,
Dziękuję za list. Ośmielam się jednak zauważyć, że jeżeli to jest felieton to znaczy, że świat stanął na głowie. Mam jednak nadzieję, że na owej głowie stanął jedynie świat w Pani Gazecie, której miasto teraz już na pewno nigdy nie dogoni 🙂 zbyt mocno stoi na nogach.
W tekście, po lekturze którego do Pani napisałam, był i reportaż i relacja a nawet recenzja – felietonu moje oko nie dostrzegło. Może jest zbyt mało wytrawne, jak to pani zasugerowała. I to moje mało wytrawne oko twierdzi, że koło felietonu to raczej nie leżało, a jedynie chciało się położyć, o czym dowiedziałam się zresztą dopiero z Pani listu. To jednak naprawdę stanowczo za mało, by nim przesiąknąć, a co dopiero stać się felietonem. Radzę położyć swoje piórko na półce między książkami Ksawerego Pruszyńskiego a Melchiora Wańkowicza. Może po jakimś czasie uda się pisać felietony.
Zaś co do ironii to mam wrażenie, że może i chciała wylecieć nad poziomy, ale niestety… zabrakło skrzydeł. Spadła poniżej.
I tak na koniec. Skoro już przyznała się Pani do oglądania TVP Warszawa, to już tym bardziej tego tekstu nie rozumiem. Ale cóż… może ogląda Pani stację na czarno-białym monitorze? A może do góry nogami? A może jednak jakiś inny kanał? To się zdarza.
PS. O poczucie humoru błagać mnie Pani nie musi. Akurat z tego słynę w redakcji.
PS.2. „Quidquid agis, prudenter agas et respice finem” jak mawiał Owidiusz.
ps.3. Nie musi Pani odpisywać. Już wszystko jasne. 🙂
Tej mojej odpowiedzi już GW nie zamieściła. Ale zapewne redaktor Magdalena nie poinformowała szefów o jej istnieniu. Nie dziwię się.
I mam nadzieję, że będzie już ciszej nad tą trumną. Oczywiście trumną GW, która spadła niżej dna. Już pomijam fakt, że do tej pory jak zamieszczała felietony czy komentarze to wszystkie podpisywała na czerwono „felieton”, „komentarz”. Tu takiego „oznakowania” nie było. A bardzo by się przydało, bo felieton to OSOBISTA forma wypowiedzi dziennikarskiej. Powinno być więc tam choć jedno zdanie typu „według mnie”. Skoro w tekście nie było ani jednego takiego stwierdzenia, to trzeba było ów tekst podpisać, że to felieton. Bez tego, nikt by się nie domyślił. O duchu Antoniego Słonimskiego módl się za pióro redaktor Magdaleny.