Tatuś pierdoła i literatura drugiej kategorii, czyli kocham Włóczykija

Spread the love

Książka darowana przez autora nie jest szanowana. To zdanie usłyszałam gdzieś przypadkiem i wzięłam sobie mocno do serca. Bynajmniej nie dlatego, że biorę sobie do serca wszystko, co gdzieś usłyszę, ale dlatego, że doświadczenie pisarskie pokazało mi, że… to prawda. 
Zaledwie znikomy procent znajomych, którzy dostali ode mnie jakąkolwiek z moich książek przeczytał to, co napisałam. Wielu oczywiście deklaruje, że choć nie czytali, to są ze mnie dumni. Miłe. Nie zmienia jednak faktu, że tzw. statystyczna większość z nich, nie przeczytała nic, co wyszło spod mojego pióra. Czasem nie pytani – sami z siebie – tłumaczą:, „Bo to wiesz… dla dzieci, a ja dla dzieci nie czytam. Jestem dorosły, więc to nie dla mnie”. Hm… Nie piszę dla dzieci. Piszę dla młodzieży, a to zasadnicza różnica. Piszę dla ludzi, którzy sami czytają książki! Piszę dla tych, którzy weszli w okres dojrzewania, którzy mają swoje wielkie, prawdziwe problemy. Dla tych, którzy poznają świat samodzielnie i borykają się z tym światem – światem nas dorosłych i światem swoich rówieśników. Sama też lubię takie książki. Lubię o młodzieży i dla młodzieży. Nie tylko przebywanie z młodzieżą odmładza. Tak samo odmładza czytanie młodzieżowych książek, oglądanie filmów o młodzieży czy słuchanie ich muzyki. Ci, którzy w młodości upatrują jedynie “smarkaterię” nigdy tego nie pojmą. No i szybko zezgredzieją. Mam takich znajomych. Dla nich nastolatek nie jest partnerem do rozmowy, bo jest niedojrzały i z zasady i założenia głupi. A czemu z nim nie rozmawiać? Zwłaszcza jeśli nastolatek przejawia chęć rozmowy z dorosłym. Jeśli lubi twórczo się spierać, wyrażać swoje poglądy. Nastolatki widzą wprawdzie świat czarno-białym, bo to z wiekiem nabiera się do wszystkiego dystansu i uczy się tolerancji, choć oczywiście nie tyczy to każdego. Ale pokazując swoje czarno-białe i zdecydowane poglądy uświadamiają nam jak czas płynie. Przecież nie tak dawno i my byliśmy tacy. W każdym razie argument typu: nie czytam tego, co piszesz, bo jestem dorosły, a to jest nie dla mnie uważam za jeden z najgłupszych. Sama tez jestem dorosła, a jednak… czytam i dla młodzieży i bywa, że dla dzieci. Np. ostatnio super książkę Marysi Mariańskiej-Czernik „Wypożyczalnia babć”. Uwielbiam też wiersze Małgorzaty Strzałkowskiej. Czy to, że je uwielbiam odbiera mi cokolwiek z mojej dorosłości? 
Czemu raptem o tym wszystkim piszę? Bo nie wszyscy tak myślą. Raz na jakiś czas, jakiś obcy dorosły i to słowo OBCY chciałabym mocno podkreślić, wlewa miód w moje serce. Kilka miesięcy temu dostałam super list od mężczyzny, ojca nastoletniej córki, który przeczytał moją książkę „Klasa pani Czajki” jednym tchem, udając przy tym, że się gimnastykuje. Wywiązała się miedzy nami korespondencja, ale niestety urwała się, bo rozwalił się Microsoft Outlook (dzięki temu, że programy firmy Microsoft są do bani informatycy mają pracę). Ta więc całą pocztę szlag mi trafił. Dlatego nie mam ani listów owego pana ani jego adresu. Jednak korespondencja była miła. Dwa dni temu dostałam kolejny list. I to też od jakiegoś taty. Cóż…, choć z pozoru komuś może się wydawać, że jako kobieta piszę dla dziewcząt to nie do końca tak jest. Jako matka chłopca i miłośniczka raczej męskiej literatury, wydaje mi się, że piszę mniej słodkie babskie rzeczy, a raczej takie od serca, a te równie dobrze nadają się i dla chłopaków. W każdym razie ów tata również wlał mi miód w serce, choć o ironio napisał do mnie, że… stałam się przyczyną wielkiej awantury w jego domu. Otóż przez zupełny przypadek wszedł do pokoju córek. (Chciał wywietrzyć mieszkanie, bo coś tam przypalił – zdolniacha kulinarny). W tymże pokoju zobaczył moją książkę i wiedziony troską o to, czy córka lat 14 czyta coś, co jest aby na pewno dla niej, zajrzał do środka. Przeczytał dwa rozdziały i go to zaciekawiło. Ponieważ córka wróciła, a jemu głupio było pożyczyć, więc… w nocy zakradł się i wziął książkę z biurka. Zaszył się z nią w łazience, w wannie z gorącą wodą i pewnym momencie – w połowie lektury – niechcący upuścił do owej wanny. Postanowił wysuszyć wkładając w kaloryfer (doprawdy faceci niewiele różnią się od dzieci, że tak sobie tu rymnę z lekka). Gdy córka wyszła do szkoły na szczęście nie zwróciwszy uwagi, że książki na biurku nie ma, tatuś niezdara wysuszoną „Klasę” położył jej na biurku i sam poszedł do pracy. Gdy wrócił w domu była awantura. Córka młodsza została pobita przez starszą. Dlaczego? Starsza oskarżyła młodszą o zniszczenie ksiązki, a młodsza nie przyznała się do winy. (Czy na jej miejscu, ktoś by się przyznał?) Starsza twierdziła, że nie ma szans, by zniszczenia mógł dokonać ktoś inny. To dlatego pobiła młodszą. Do głowy jej nie przyszło, że to pan koło 40-tki, czyli tata jest uroczym nastolatkiem mentalnie w gimnazjum. Że to tata zamiast powiedzieć „córuś pożycz, bo mnie zaciekawiło” wziął bez pytania, z wrażenia w trakcie lektury ową książkę wykąpał, a potem po wysuszeniu na kaloryferze (co jak wiadomo nie wpływa na poprawienie wyglądu lektury) położył na miejscu naiwnie myśląc, że córka nie pozna, co zaszło. Ów tata napisał do mnie list, że co mi odbiło pisać dla młodzieży takie rzeczy, od których on stary siwiejący pierdziel nie może się oderwać. I, że nie wie, co teraz zrobić i jak pogodzić córki. 
Szanowny Panie tato. Świetnie rozumiem Pańskie rozgoryczenie. Zapewne spotęgowane jest tym, że ksiązka wpadła Panu do wanny w połowie lektury i nie zdążył Pan jej dokończyć (to bywa frustrujące). Chce jednak zauważyć, ze musi Pan być i straszna gapa i straszna pierdoła, aczkolwiek zapewne urocza skoro z rozbrajająca szczerością wyjawił mi Pan swój rodzinny sekret w postaci opisu książkowej afery. Myślę, że wielce szanowna Pańska małżonka, matka Pańskich córek, musi, co najmniej trzy razy dziennie powtarzać Panu, że jest Pan pierdoła i to taka pierdoła, że gdyby był konkurs na największą pierdołę to zająłby Pan drugie miejsce. Jeśli Pan chce wiedzieć, czemu drugie to odpowiadam, że temu, iż jest z Pana naprawdę straszliwa pierdoła. Czemuż myślę, że jest Pan pierdoła? Ano temu, że wylewając od mnie swoje żale i wypisując je w formularzu na blogu podał Pan jakiegoś złego maila. Nie jestem w stanie Panu odpisać, bo listy wracają. 
Bym mogła zmienić o Panu zdanie proszę, by raz zrobił Pan coś uważnie i wysłał do mnie ponownie list, precyzyjnie podając mailowy adres nadawcy. Choć jakiś czas temu odeszłam od rozdawnictwa to wyjątkowo ze względu na Pańskie skłócone córki i Pańską szczerość, z jaka oznajmił mi Pan, że ze wstydu zarumienił się Pan po czubek łysiny, czyli aż do karku, na chwilę złamie zasadę i wyślę państwu trzy różne książki, czyli po jednej na głowę. Musi mi Pan jednak obiecać, że od tej pory będzie Pan czytał książki dla młodzieży nie kryjąc się z tym pod przysłowiową kołdrą. Czytanie to nie palenie papierosów. Nie trzeba się z nim kryć. Trzeba je propagować. 
I jeszcze jedno. To tylko w Polsce literatura dla młodzieży jest literaturą drugiej kategorii. Gdyby tak nie było “tatuś pierdoła” sięgnąłby po moją książkę normalnie, a nie kryjąc się z tym przed dziećmi, jak one przed nim z “Kamasutrą”. Na szczęście świat wie, że nie zacznie czytać “Ulissesa” nikt, kto nie zaczął np. od… „Dzieci z Bullerbyn”. My mamy tylko ambicje być światowi. Do świata nam jeszcze daleko. Tylko u nas przyznanie się do sympatii do Muminków skazuje człowieka na piętno dziwaka i osoby niedojrzałej. Na szczęście ja mam to już dawno gdzieś. Niech już będę ta niedojrzała. Chcę dziś wykrzyczeć światu, że kocham Włóczykija. 
PS. Przepraszam Lasse, wiem, że cię zdradziłam. Niestety już dawno przestała mnie kręcić historia jak siedziałeś goły na kamieniu i grając na grzebieniu piosenkę strażacką udawałeś wodnika. Czytałam to czterdzieści razy i znam na pamięć. O Włóczykiju mniej. Też nie jestem idealna.

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...