Najlepszy mój pomysł

Spread the love

Pomysłów mam wiele. Właściwie jest ich tyle, że nie ma sensu liczyć. Te, które mogę, staram się wcielać w czyn. Tak jest z powieściami, nad którymi siedzę, z reportażami, wierszami, fotografiami itd. Najlepszym jednak z moich pomysłów było usunięcia możliwości komentowania mojego bloga i strony. 
Dlaczego? Jeśli idzie o stronę to wreszcie przestałam użerać się z viagrą i powiększaniami penisa. A jeśli idzie o bloga… jak jasnowidz zapobiegłam niepotrzebnym nerwom. Bo oto nagle, w ciągu trzech dni na bloga weszło trzy razy tyle osób co przez półtora roku, a wszystko po wpisie o „Naszej Klasie” (choć uważam, że pisałam tu ważniejsze rzeczy), który to wpis rozreklamował Onet. Tylko niewiele ponad sto z nich przysłało do mnie e-maile. Dzięki temu zrozumiałam, że gdyby nie wcześniejsze usunięcie możliwości komentowania bloga, to stałby się on klasycznym śmietnikiem, w który narzygałby każdy, kto ma chęć rzygnąć, zwalniając się przy tym z myślenia. Jak to? Statystyka! By przeczytać wpis o „Naszej Klasie” na bloga weszło ponad 80 tysięcy osób. Napisało kilkuset odważnych. Ci, którzy to zrobili, to zresztą niezwykle kulturalne i wrażliwe osoby. Wiele z nich opisało mi swoje doświadczenia z „Naszą Klasą” i swoje przygody z dzieciństwa. Jednak wśród tych, który napisali znalazły się trzy wyjątki. I to właśnie owe wyjątki przekonały mnie, że najlepszym moim pomysłem było usunięcie możliwości komentowania bloga. Gdyby nie to, osoby podobne do tych trzech wyjątków, a nawet gorsze od nich, zasypałyby mi bloga anonimowymi komentarzami o poziomie intelektualnym mojego odkurzacza. Oczywiście wszyscy od razu poczuliby się lepiej jako ci, którzy przysrali pani redaktor. Nic z tego nie będzie. „Pani redaktor” lubi rzeczowe dyskusje, ale z konkretnymi osobami, a nie z ludźmi podpisującymi się jako skutek, penis, siorbacz czy coś tam jeszcze. Z anonimami nie dyskutuję. 
Jeden z wyjątków napisał, że nie wie jaki to co napisałam miało cel, bo dziennikarska rzetelność chyba nakazuje nie ujawniać faktów z życia ludzi. Jakby forum „Naszej Klasy” było moimi dziennikarskimi artykułami, zabieranie na nim głosu pracą zawodową, a ja występowałabym tam jako dziennikarka, a nie jako była uczennica swojej podstawówki. 
Drugi zbeształ, że gwałcę wolność słowa, bo nie można mnie komentować. Ależ możesz komentować człowieku, ale u siebie! Poza tym skomentowałeś, bo napisałeś do mnie, a że „świat” tego coś napisał nie zobaczył… twój problem. Załóż bloga i pokazuj swoje myśli. Trzeci przywalił: „Przeczytał właśnie o naszej klasie, a właściwie to jakie 20% przeczytał, bo więcy mu się nie chciało. Zrozumiał, że wena była, ale miej Pani litość (boli, że skomentować nie ujdzie). Przeleciał więc potym suwakiem do dołu, jak mu się już czytać nie chciało i wzrok jego na sprzątaczce z prowincjonalnego dworca utkwił.” 
Każdemu odpisywałam w ten sam osób, że dostałam mnóstwo listów i nie mogę każdemu odpisać z osobna, ale wszystko przeczytałam uważnie itd. W liście był mój standardowy podpis z telefonem. Osobnik, który sobie suwał suwakiem, a całości nie przeczytał, bo mu się nie chciało (choć chciało mu się komentować to, czego nie przeczytał do końca), na mój standardowy list odpisał: „desperatka jaka niedopieszczona ekshibicjonistka chyba…..Żeby tak numer na komórkę każdemu łajzie co się napatoczy podawać! Buożesz Ty mój! Aż ochotę się skusić mam i zaraz ze snu wyrwać ją, co by się nierozgarniętej szlachciance odechciało, ale nie wyrwę bom litościwy. Panie, świeć nad jej duszą (w razie czego).”
Odpisałam, że „Gratuluję bujnej wyobraźni. Proponowałabym, by pobiegła ona we wszystkie możliwe kierunki. Również w ten, że mój telefon widnieje na mojej stronie od 10 lat i jakoś do tej pory tyko raz dzwonił ktoś w nocy i gadał bzdury. Telefon ma to do siebie, że widać kto dzwoni i nękania można zgłosić odpowiednim służbom. A w przeciwieństwie do pan(i) ja nie chcę być tu anonimowa. To mój jednoosobowy bunt przeciwko temu, czego popis dał(a) pan(i) w swoim liście – listach. I właśnie dlatego usunęłam możliwość komentowania bloga.” 
I jeszcze jedno dziś pomyślałam. Przygotowując na swoją stronę fotorelację z odsłaniania tablicy poświęconej Hance Bielickiej podczytywałam m.in. blogi Roberta Biedronia i Janusza Korwina-Mikke. Komentarze pod blogiem Biedronia zjeżyły mi włosy na głowie. Jakże prawdziwe jest tu zdanie cytowanego przeze mnie wielokrotnie Stanisława Lema. „Nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów dopóki nie zajrzałem do internetu”. A iluż na tym świecie jest pozbawionych wyobraźni chamów? Z kolei blog Korwina-Mikke wprawił w zdumienie. Pan Janusz w tekście „teraz bloguję w USA” reklamuje nowego swojego bloga na blogspot i napisał: „Chcę zrobić tam Wejście Smoka. W tym celu potrzebna mi na początek spora liczba wejść na ten blog. Gdyby Państwo mogli trochę tam poklikać – ale nie sto razy jedna osoba – to by mi było o wiele łatwiej.” 
Szok! Co to się w tej sieci dzieje? Jakieś bicie rekordów! Ja tu rekordów nie biję. Nie zależy mi, by wchodziły tu tysiące osób dziennie. Wystarczy mi jak do tej pory – „pauca sed bona”, czyli „kilka, ale dobrych”. Na szczęście jestem dziwnie spokojna, że za kilka dni znów na mojego bloga będą wchodzić niedobitki. Na razie mimowolnie stałam się tzw. gwiazdą jednego sezonu, a te zawsze budzą skrajne emocje. Na szczęście ten sezon w blogosferze trwa 1-2 dni. Mój blog nie jest po to, by kokietować kogokolwiek. Nie poruszam zresztą modnych tematów. Po prostu wyłapuję absurdy dnia codziennego – z mojego życia dziennikarskiego, pisarskiego, a czasem prywatnego – patrz owa „Nasza klasa”. Piszę go, by czytelnicy moich książek i moi przyjaciele wiedzieli, co u mnie słychać i by mieli trochę zabawy, a jak wiem z ich listów – trochę dzięki mnie mają. Jak mówi jeden z moich przyjaciół: „Małgosiu, Zawsze sobie coś dzięki tobie przemyślę”. Dlatego nie interesują mnie anonimowe komentarze frustratów, którzy jak w reklamie o walce z pedofilią w sieci („Cześć Aniu, tu Wojtek”) siedzą przed komputerem z wystającym ze spadających spodni rowem swego tłustego dupska i udają dwunastolatka. Ani siedzące mentalnie w przedszkolu wyrostki, którym klawiatura zastępuje bejsbolowy kij. Naprawdę każdy może założyć swojego bloga i jeśli taka jest jego wola opluwać w nim co mu się żywnie podoba – w tym mnie. 
Na swoim blogu pokazuję absurdy. Jednym z nich jest to, że kilku frustratów chce mi wmówić, że swoją otwartość na krytykę udowodnię, gdy zgodzę się, by każdy kretyn skrywając się pod anonimowym nickiem pisał na mój temat co mu się żywnie podoba. Jestem otwarta. Niech sobie na mój temat pisze co chce, ale… na swoim blogu! I POD SWOIM NAZWISKIEM.
Na „Naszej Klasie” pod moim profilem pojawiły się komentarze. Sporo ich. Nie ma jednak krytycznych. Zastanawiałam się dlaczego. Pewnie dlatego, że nie można komentować anonimowo. Anonimowość rozbestwia. Tak. Brak możliwości komentowania mojego bloga to zdecydowanie najlepszy mój pomysł.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...