Taki porządny ojciec a córeczka…hmm materiały o szaletach robi dla TVP. Niestety adekwatnie do poziomu. Trudno, talentu czasami się nie dziedziczy.
Śląska
Taki komentarz pojawił się na mojej stronie pod moim wspomnieniem o ojcu. Zatkało mnie, ale… zatwierdziłam. W końcu postanowiłam kiedyś, że zatwierdzam wszystkie oprócz spamów. No… chyba, że zostaje przekroczona granica kultury. Dlaczego mnie zatkało? Z wielu powodów.
Po pierwsze w moim pojęciu nie ma nic złego w temacie o szaletach, a wręcz przeciwnie. Jedynym stworzeniem, które nie wydala nic jest jętka, bo żyje tylko jeden dzień. W prawie dwumilionowym mieście jakim jest Warszawa powinny być szalety. A zadaniem dziennikarza newsowego w takim programie jak Telewizyjny Kurier Warszawski jest służyć mieszkańcom stolicy informacją. Przygotowywać materiały o ich sprawach. Taką sprawą na pewno jest… brak toalet! Powinno to tez interesować przyjezdnych. Czyżby krytykant podpisany jako „Śląska” sam nie wydalał i był jętką?
Po drugie materiał o tym, że w Warszawie są jedynie 3 miejskie szalety i wszystkie na starym mieście robiłam kilka tygodni temu. Ktoś ma po prostu spóźniony zapłon.
Po trzecie wreszcie ten ktoś nie zwrócił uwagi na moje relacje z obchodów 64. rocznicy Powstania Warszawskiego, materiały z wystaw w warszawskich muzeach, a przyczepił się do toalet.
Też gratuluję poziomu. Zamieścić ten komentarz pod wspomnieniem o Ojcu? Czemu nie pod informacją o mnie? Chętnie napisałabym, że kulturę z domu się wynosi, ale nie komentuje komentarzy na swojej stronie, a sama z siebie e-maila pisać do tego kogoś nie będę skoro on nie odważył sie przysłac e-maila do mnie. Zreszta nie wiem kim ten ktoś jest, bo komentarz jest anonimowy. Cóż… w oczy trudno się mówi jakiekolwiek uwagi. Jeszcze trudniej się je pisze podpisując imieniem i nazwiskiem. Najłatwiej w anonimowym komentarzu.
Tak też jest z komentarzami na blogu pod moim wpisem o Media Markt. Z krytykujących mój wpis anonimów nikt nie zwrócił uwagi, że sama przyznałam, że moja wina, że nie sprawdziłam faktury i że mam nauczkę. Dlatego właśnie nie krzyczałam, nie wyzywałam pana z biura obsługi klienta. Zresztą… naprawdę nie mój styl. (Nie wyzywałam i wtedy, gdy sprzedano mi tam dwa zepsute telewizory i wmawiano, że nie są zepsute tylko ja jestem głupia. Ani gdy sprzedano mi zepsutą pralkę, grę bez odblokowującego kodu i uszkodzone dwie klawiatury.) Nikt też nie zwrócił uwagi, że… Nie usłyszałam słowa „przepraszam” za to, że faktura była źle wystawiona. A przecież „przepraszam” naprawdę nic nie kosztuje.
Ten internet rzeczywiście rozbestwia ludzi. Każdy może wszystko wszędzie napisać na dodatek nie podpisując się imieniem i nazwiskiem. Pewnie w ten sposób poprawia swoje samopoczucie. Mam nadzieję, że pomogło. I współczuję, że ma na te poprawę samopoczucia tak prymitywną metodę. Ja wolę swoją. Nazywa się książka lub film.
PS. Ojciec też kiedyś zrobił materiał o szaletach, a nawet interwencję o chorej psychicznie pani, która robiła kupę na podłogę. Śmierdziało w całej kamienicy. A ojciec jak wrócił z pracy do domu to z obrzydzenia nie chciał jeść kolacji.