1 sierpnia zostałam wysłana na uroczystości przed pomnikiem Polskiego Państwa Podziemnego. Wydawca kazał mi nagrać tam jakiegoś kombatanta. Na jaki temat – nie powiedział. Przecież nie spytam: „Co 1 sierpnia 1944 myślał pan o polskim państwie podziemnym”, bo to śmiech na sali. Dlatego postanowiłam, że popytam o pierwszy dzień powstania lub o to, co najsilniej wryło się w pamięć. Niestety żadnego znajomego powstańca na horyzoncie nie dostrzegłam. Rozglądałam się rozpaczliwie i nagle widzę, że na wprost mnie stoi facet, który ma na ręku opaskę „Baszty”. Podchodzę więc bliżej, przedstawiam się i pytam:
– Pan widzę z pułku baszta. Gdzie pan był 1 sierpnia?
– Na Mokotowie – odpowiada pan i zapada cisza. Dziwna jakaś. Normalnie jak pytam powstańców o ich przeżycia to od razu rozpoczyna się historia. Czasem trudno im przerwać, bo zadaje jedno pytanie, a oni streszczają całe Powstanie warszawskie. Dzień wcześniej pan opowiadał mi o walkach na Woli i w swojej opowieści doszedł do obozu w Pruszkowie i wysiedlenia do Częstochowy! No, ale… może ten facet z pułku „Baszta” małomówny jakiś? Pytam więc dalej:
– Ale gdzie?
– Na Puławskiej – i znów cisza. Coś mi nie pasuje, więc pytam o dowódcę. Facet burknął naziwsko, które brzmiało jak „Wiśniewski”.
– Co pan robił, gdzie się pan zameldował? – Pytam.
– Oj pani! To już tyle lat minęło. Młodzi byliśmy. Było fajnie. Strzelało się do Niemców.
Dalej nie pytałam. Za dobrze znam ten motyw. Prawdziwi powstańcy po latach opowiadają z detalami, co widzieli, co przeżyli, recytują z pamięci nazwiska i pseudonimy. I nikt nie mówi, że było fajnie, bo strzelało się do Niemców. Każdy opowiada jakie to straszne uczucie strzelać do drugiego człowieka. Jakie to straszne strzelać mu w plecy.
Chciało mi się płakać, bo mój stryj miał 15 lat i zginął w powstaniu jak bohater, a tu… 64 lata później jakiś … (brak mi słów na nazwanie tej postawy)… udaje powstańca.
I przypomniał mi się fragment „Samotnej placówki”. To książka mojego ojca, który zebrał w niej relacje uczestników walk o Fort Czerniakowski we wrześniu 1939 roku.
Wśród bohaterskich oficerów obrońców Sadyby i fortu znajdował się jeden porucznik, którego postawa szczególnie mnie zainteresowała. Poszukiwałem go. Odnalazłem w książce telefonicznej człowieka o tym samym nazwisku. Zatelefonowałem, wyjaśniłem, o co mi chodzi. Tak, to on, przyznał. Obecnie jest pułkownikiem rezerwy. Umówiłem się na spotkanie, wziąłem magnetofon. Przywitał mnie nobliwie wyglądający starszy pan, obwieszony licznymi orderami i innymi odznaczeniami. Kilka grzecznościowych słów, a potem opowieść. Najpierw o Powstaniu Śląskim, potem o Polskiej Armii Ludowej. Cierpliwie słuchałem, czekając na opowieść o Sadybie, opowieść o forcie. Dyskretnie staram się naprowadzić rozmówcę na interesujący mnie temat, ale bez skutku. Pytam o towarzyszy broni, wymieniam nazwiska oficerów i podoficerów, nazwisko dowódcy batalionu. Żadnej reakcji na twarzy. „Nie pamiętam… To tyle lat upłynęło!” pada odpowiedź. Pytam dalej, jak było w momencie zdobywania fortu. Miał on być według posiadanych przeze mnie relacji przy cekaemie. Pytam wreszcie, w której był kazamacie. „W tej centralnej. Najważniejszej. Było to straszne, kazałem się przywiązać do cekaemu. Strzelałem do ostatniego naboju. Gdy odzyskałem przytomność, byłem w szpitalu na Płockiej”.
Cóż miałem robić. W tej centralnej, najważniejszej kazamacie, trwał do końca Michał Małecki. Mam na to dowód. Wyłączyłem dyskretnie magnetofon, podziękowałem, posiedziałem jeszcze chwilę, zamieniłem kilka grzecznościowych słów o zdrowiu, o pogodzie i wyszedłem. Wracając do domu miałem przed oczami nagrobne płyty w kwaterze wojennej cmentarza Wilanowskiego, pod którymi spoczywa 90 nieznanych, a jednak prawdziwych bohaterów zmagań o fort.
Z roku na rok powstańców jest coraz mniej. Coraz mniej jest wszystkich kombatantów II wojny światowej. Czas płynie i oni odchodzą w przeszłość. Niestety przybywa tych, którzy chcą na podszywaniu sie pod bohaterów coś wygrać. Nie wiem co. Przecież prawda i tak wyjdzie na jaw. I nie ważne, że mam 41 lat a historię II Wojny Światowej znam z opowieści Ojca czy książek. Poznam jak ktoś kłamie.