Przyjechała wczoraj do Warszawy Mariola Zaczyńska. To siedlecka dziennikarka i… świeżoupieczona pisarka. Właśnie ukazała się jej powieść „Gonić króliczka”. Bohaterką jest dziewczyna, która właśnie wydała swoją pierwszą powieść i ta powieść okazała się sukcesem. Mariola była kiedyś korespondentką Kuriera Mazowieckiego. Specjalnie dla niej oglądałam ten program i nie jest to z mojej strony pseudokoleżeńska kokieteria. Mariola poruszała ciekawe tematy, miała inteligentnie nagrane stand-upery. Jej relacje zawsze zatrzymywały mnie przed ekranem. Niestety praca w telewizji jest wyczerpująca i mało płatna (tylko jednostki zarabiają krocia i powodują, że o telewizyjnych zarobkach krążą mity), więc Mariola z Telewizji Polskiej odeszła i została przy Tygodniku Siedleckim. Teraz wydała swoją pierwszą książkę. Obiecałam, że pogadam z nią chwilę i podzielę się swoimi wydawniczymi przemyśleniami. W końcu ja wydałam pięć książek, więc można powiedzieć, że już mam jakieś doświadczenie w tym względzie…
Chciałyśmy gdzies porozmawiać, ale gdzie? W Telewizji, do której przyjechała jako gośc wywiadu Kuriera prowadzonego przez Miłkę Skalską, o spokojne miejsce jest trudno. Dlatego postanowiłysmy pójść do kawiarni. Problem był jeden. Mariola miała ze sobą psa. Nie był to krwiożerczy amstaff ani wielki dog, a malutka suczka – miniaturka szpica. Nie przypuszczałam, że w śródmieściu europejskiej stolicy nie wpuści nas żaden z pobliskich lokali. Wszystkie wymawiały się sanepidem. Najbardziej mnie to rozbawiło, gdy Sanepidem wymówiła się „Grażynka”. To wyjątkowo obskurny lokal na tyłach „Sezamu”. Śmierdzi tu dymem papierosowym i piwskiem, a siedzący tam panowie mają twarze w kolorze biskupim. Jednak, gdy nie chciano nas w bardziej eleganckich wnętrzach skierowałyśmy kroki do „Grażynki” – melinki. Dlatego, gdy i tam nam odmówiono postanowiłam zabrać Mariolę do siebie, czyli… na Saską Kępę. Tam do wielu knajp wpuszczano mnie z psem. I tak trafiłyśmy do „Ganders Tea Room”, gdzie bez problemu wskazano nam stolik. Spędziłyśmy miłą godzinkę przy herbacie i rogalikach z konfiturą z płatków róż, a pies spał na kolanach Marioli.
Cóż… choć uważam, że Saska Kępa jest czasem snobistyczna to jednak… tylko tam drzwi wszystkich knajp (a zapewniam, że wcale ich nie brakuje) stoją przed psiarzami otworem. Zupełnie tak jak na zachodzie Europy. No i tylko tam psiarz może sobie zrobić zdjęcie z Osiecką. Dowód poniżej.